Przejdź do głównej zawartości

Czerwone morze, czyli.. te kobiece dni i trening.

Wbrew ostatniemu, fajnemu rozwojowi treningów z ciężarami, wciąż kobiet patrzących z przerażeniem na 8kg jest duuużo. Podobnież ma się przewaga mężczyzn jako instruktorów nad kobietami, instruktorkami wolnego obciążenia. Kiedy więc przychodzi do kwestii "Czy mogę trenować w *te dni*?" najczęstszą odpowiedzią jest "Okres to nie choroba!" (co głównie przekłada się na "nie mam pojęcia") lub "Zależy jak się czujesz." (co oznacza "skąd ja mam wiedzieć?")

Zanim którakolwiek wyskoczy tutaj  z "nie wyobrażam sobie nie trenować podczas okresu", podpowiem, że duża wyobraźnia w zawodzie instruktora jest na cenę złota i nutelli.
Jak to z tymi kettlami i miesiączką zatem jest?



Cały świat (racjonalnego) sportu trąbi o tym, że jesteśmy różni - różne są nasze ciała, systemy wydolnościowe i układu krążenia, różne historie chorób czy kontuzji, różne zakresy mobilności i poziomy elastyczności. Potem, gdy przychodzi do prowadzenia treningu dla grupy kobiet nie będących częścią jednego haremu, pada jednak jak żółw na plecy i co najwyżej się chybocze.

Okres to kolejna zmienna jeżeli chodzi o planowanie treningu. I to zmienna, która nie musi być co miesiąc identyczna u tej samej osoby... Zatem postępujemy z nią na wyczucie, a nie za pomocą matematyki - i serio, skup się - ZAWSZE personalnie, a nie z rzutu na taśmę czy pod swoim kątem.

Jeżeli chodzi o kobiecą menstruację, większość instruktorów nie widzi różnicy pomiędzy 'kobietą z' a 'kobietą bez', chyba, że ta "z" trupioblada przyjmuje pozycję embrionalną gdzieś pod ścianą lub zaczyna drzeć ryja, bo usłyszała w swoją stronę "jeżeli gruba zechce" zamiast "jeżeli grupa zechce". Bądź też wybucha płaczem. Nagle. Pod wpływem kosmosu.


Co to są *te dni* i jak je rozpoznać, gdy jesteś osobnikiem pozbawionym przez naturę tej jednej z klęsk żywiołowych? Co odpowiedzieć na jęki? Jak zachować się w towarzystwie i "czy to jest zaraźliwe?" - po to jest ta notka.

Każda kobieta zna bezczelne "A ty co, okres masz?". To zdanie-wyłom najczęściej pada z ust męskich tuż po tym, jak kobieta zostaje doprowadzona do furii męskim zachowaniem lub poziomem intelektu bądź kultury osobistej. Zapamiętaj sobie, samcze, raz i na zawsze - NIGDY nie używamy tego zdania w formie pyskówki czy szyderczego zdziwienia. Primo: możesz pogrążyć się ostatecznie, secundo: możesz dostać w pysk. Żadna kobieta nie ogarnie się nagle i nie powie "ojej, faktycznie, za ostro zareagowałam, przepraszam". Niezależnie od tego, czy ma okres* *wali w pysk - czy go akurat nie ma* *a ty jesteś głąbem.

Zatem, jak zaufać istocie, która (w miarę regularnie) krwawi co miesiąc przez 5 dni i nie umiera?

Powiem Ci, jak niektóre kobiety przeżywają okres, może więc uświadomisz sobie potencjalne głupstwo do palnięcia, lub otworzą Ci się oczy na sprawy dotąd nieogarnięte.

1. Są kobiety, jednorożce, które czasem nie zauważają, że nadeszły ich "kobiece dni". To, na zasadzie przykładu, te kobiety, które do ostatnich dni ciąży są aktywne sportowo i zawodowo, rodzą dziecko, a po tygodniu są z powrotem na starych torach i rozglądają się za nianią na czas swoich treningów. JAKI TRENING? Mogą nie czuć spadku mocy - a spadek w sile ZAWSZE jest - i mogą przez to czuć się poirytowane, gdy im "słabiej pójdzie". Należy przypilnować, by nie brały się za swoje maksy.

2. Są kobiety, które całe życie trenowały "coś" (czasem z długimi przerwami) i czas menstruacji uprzykrzał im lekko życie. Głównie jednak brały coś na rozluźnienie, Nospę albo pół litra, i szły w tany. Bo ani upływ krwi nie był na tyle nagły i potężny by nie mogły odkleić się od muszli klozetowej, ani ciało nie czuło się sztywne i obce. Owszem, komfortu pełnego nie było, ale to bardziej jak pierwsze stadium przeziębienia niż jak grypa. JAKI TRENING?  Często gęsto więc, lekki trening jest dla nich zbawieniem, a nie dopustem bożym. Trening na smarowanie gwintów (czyli mała liczba powtórzeń większym niż średni ciężarem i przerwy ok 1-2minutowe) lub rozciąganie z kontrolą oddechu, będzie najbardziej efektywny.

3. Są kobiety, których okres wpływa na mózg. Zwykle w tym pojebano-negatywnym znaczeniu, gdzie baba potrafi się w jednej chwili śmiać, a w drugiej łkać. Okres nie tyle więc łamie ją fizycznie, co psychicznie. I kto twierdzi, że to zwykłe babskie histerie, ten racji nie ma. Gospodarka hormonalna jest suką. JAKI TRENING? Trening będzie zależał od tego, ile się baba nażarła. Bo jeżeli właśnie poziom cukru w jej ciele przekracza europejskie normy, to dobrze ją lekko wyhasać na jakimś niskoobciążonym cardio. Jeżeli jednak mdli ją na widok pomidora, należy zrobić sesję prawie terapeutyczną, najlepiej na mobilność.

4. Są też kobiety, które okres zwala z nóg. Dosłownie. Nie ma to żadnego związku z ich twardym charakterem lub jego brakiem. To biologia. Znam kobiety, które mdleją z bólu. Znam takie, które muszą dostać zastrzyk na pogotowiu. Jeżeli mam opisać to bez obrzydliwości (wyobraźcie sobie jak smarkacie podczas anginy - a teraz dodajcie krew i przenieście to dwa piętra niżej), powiem tylko tyle, że warto zawiesić sobie pół wagi ciała na pasie (dla panów niech to będzie ok 40kg) i połazić przez godzinę - a potem zapytać siebie, czy chce nam się dorzucić obciążenie i potrenować. Bo tak właśnie czuje się owa kobieta na środkach przeciwbólowych. Jeżeli jeszcze masz zakwasy nie wynikające z ilości powtórzeń a z dużego obciążenia lub nowego zakresu ruchu - dodaj je również do swojego równania. Bo ciało nie tylko boli, nie słucha się, ale i nieświadomie przeszkadza naszej woli. JAKI TRENING?  Kiedy więc chce mimo wszystko się poruszać, lepiej dać jej ciekawą, aktywną jogę przez godzinę. Jeżeli jest sportowcem, może do tej jogi dodać sobie 8kg kettla i włączyć Rammsteina.

Zapewne mogłabym wyróżnić również punkt 5. Ale chyba wiesz do czego zmierzałam. Kiedy mówię, że faceci są prostszy, mam na myśli więcej czynników niż poziom rozróżniania kolorów czy umiejętność nazywania uczuć. To nie jest tak, że każda kobieta może trenować podczas menstruacji, bo dupy jej od tego nie urwie. Pobłażanie swojemu ciału w chwilach jego trudniejszych dni jest zdrowe. A jeżeli słyszysz, że "Trening to święto, MUSI BYĆ." tylko westchnij z zazdrości. Są ludzie, którzy wierzą również w Św.Mikołaja - daj im się tym cieszyć. Ale sam bądź mądrzejszy/a.

Czy są rzeczy, których robić nie można? W końcu wiele odłamów jogi zabrania wykonywania figur odwróconych podczas menstruacji... Nie dokopałam się do koknretnej informacji, dlaczego. Myślę, że ma to związek z "oczyszczaniem się organizmu", ale mogę się mylić - niech ktoś w komentarzach mi o tym opowie. (długość okresu to znowu sprawa osobista, więc czy naprawdę pozycje odwrócone lub bardzo skręcone mogą go wydłużyć..?)

Jeżeli chodzi o pole dance - zauważyłam, że czasem dziewczyny się "nie kleją" do rury, albo wręcz przeciwnie, kleją jak szalone, co skutkuje otarciami i oparzeniami. Jeżeli kręci im się w głowie, nie robią invertów. Poza tym biorę pod uwagę, by rozgrzewka nie była tak intensywna, a trening oparty o bolesne figury, gdyż poziom odczuwalnego bólu u niektórych kobiet w "te dni" jest większy. Pole dance jest strasznie indywidualny, więc czasem, nawet jako kobieta, sama mam dylemat co mogę/chcę robić, a czego nie.

Jeżeli zaś chodzi o kettlebell - sprawa nabiera rumieńców jedynie przy konkretnych programach treningowych, najczęściej pisanych przez mężczyzn - dla mężczyzn. Popularne w sportach siłowych twierdzenie głosi, że największą siłą kobiety dysponują na tydzień przed okresem. Sprawdzałam to przez 4 miesiące. Wyszło mi różnie. Zawsze jednak moje możliwości pikowały w dół w czasie, gdy mnie dosłownie krew zalewała. Duża koncentracja na programie powodowała, że robiłam treningi "grindowe" (czyli nie te balistyczne) i przyzwoite ciężary - zatem nie ma rzeczy niemożliwych. Czasem jednak moje własne ciało mnie pokonywało i wtedy głównie spałam 18h na dobę, w pozostałe godziny próbując ogarnąć życie oraz klub.

Czy dla osoby trenującej rekreacyjnie mogę zalecić pełną aktywność? Nie. Wierzę, że są ważniejsze w życiu rzeczy niż sylwetka czy progres - i, że trzeba umieć oddzielić lenia od sytuacji, gdy twoje zdrowie puka do drzwi.

Jeżeli nie usłyszysz pukania, może wzorem ATeciaków, "wejść na chatę z buta" - i wtedy pojawiają się kontuzje.

Ok, znikam na trening. Miłego wieczoru!

P.S. Mam nowe bluzy!

Komentarze

  1. Ok, ale może wróćmy na chwilę do dosyć istotnego fragmentu wpisu. Co miałaś na myśli pisząc: "Niektórzy wierzą w Świętego Mikołaja"? Znaczy co, ktoś w niego nie wierzy? Dlaczego? Przecież On istnieje, prawda? PRAWDA? ;_;

    A teraz część dla niewrażliwych.

    A tak trochę bardziej serio to piękny wpis. Z moich osobistych doświadczeń po jodze wynika, że ignorując krwawienie i robiąc wszystko "bo było fajne, a ja tak lubię stać na głowie", zalewałam się potem posoką bardziej niż zwykle. Sportu w, khem, te dni, czy też w czasie @ (jprdl, kto to wymyślił...) unikam w ogóle, bo się magicznie czas krwawienia wydłuża. I to niezależnie od tego, czy się ruszam bardziej aerobowo (capoeira), czy siłowo (wspinaczka). Enyłej, dzięki za poruszanie tematu, szeruję. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o ten temat to jest jeszcze ciekawe hasło, które słyszę regularnie prosząc o pomoc nasze cudowne pogotowie - "bolesna miesiączka to nie stan zagrożenia życia". W takiej chwili, czując 10 na skali bólu mam ochotę wymordować wielu ludzi, a nie mogę bo raz umieram, a dwa nawet nogą bym ruszyć nie mogła, a trzy bolesne to jest leczenie kanałowe bez znieczulenia, a nie mój skurczowy maraton.
    Faktem jest jednak to, że jeszcze dzień przed bardzo doceniam rozciąganie i sam poledance, bo wiem, że na zajutrz nawet mój szef będzie się zastanawiał czy padnę trupem jeszcze w biurze czy już w domu. Jest to wtedy ostatnia chwila, gdy mam kontrolę nad własnym ciałem i sprawia mi ono frajdę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma siły by zmusić moja delikatną kuciape do treningu w czasie okresu.dwa pierwsze dni leżę i pachne...potem już tylko leże bo juz tak nie pachne (świnia jestem). A tak w ogóle to w sobotę dostałam ciotke..pech chciał,ze akurat tego dnia miałam trening zatem już nie leżałam i nie pachnialam tylko z fetorem okresowym poszłam do ludu. Cóż za wstyd dziwny czułam kiedy pan prowadzący kazał dobrać się w pary. Jedną osobą robiła plank a druga osoba stała za nią i jej giry podnosiła....pan domu takich rzeczy ze mną nie robi a jakiś inny męski osobnik (bo pech znowu chciał, że dali mi do pary chłopa) patrzył mi w dupe od tylu z nie świadomością, że zaraz mogę mu trysnąc krwią na twarz.
    A tak w ogóle to coś ze mną nie tak chyba. W dwa dni sie wykrwawiam a do siódmego dnia kapie jak krew z nosa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o jogę i menstruację to stanowiska są różne. Są takie, że nie robić nic, robić tylko trochę bez pozycji odwróconych, skrętów, brzuszków i innych napinających brzuch ekscesów; oraz olać i robić normalnie wszystko.
    Argumenty, żeby nie wykonywać pozycji odwróconych są np. takie:
    – W czasie menstruacji wydalane są toksyny z organizmu, w pozycjach odwróconych ten proces jest zaburzony
    albo
    -„Menstruacja jest „apana”, czy z energetycznego punktu widzenia, płynie w dół. Inwersje zaburzają ten naturalny przepływ energii.
    Takie podejście proponują przede wszystkim przedstawiciele/lki jogi Iyengara (bleh).
    Osobiście uważam, że temat toksyn w świecie sportu/jogi/zdrowego tryby życia jest przereklamowany i przesadzony :) Podczas menstruacji przyjmuję stanowisko "weź se kobieto sama sprawdź" :) Sama owszem - robię odwrócone, robię brzuszki, ale już intensywnych skrętów już nie, bo powodują zbyt duży dyskomfort. Sesja tzw. jogi "menstuacyjnej" wywołuje u mnie efekt przeciwny do zamierzonego czy nagle dostaję ataku pms-a :) Wolę się poruszać bardziej intensywnie, ale są babeczki, którym to służy bardzo :) Myślę, że w kwesti okresu najważniejszą sprawą jest posłuchać siebie, nie ściemniać że jest fajnie jak nie jest fajnie i na wszelki wypadek przetestować, czy godzinka ćwiczeń czasem nie podziała na nas lepiej niż słoik nutelli zagryziony tabliczką czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  5. dopiero pisząc notkę stwierdziłam, że *te dni* to jprdl jakieś wydelikacone męskie mięso musiało wymyślić i wprowadzić do użycia. Anyway, do szału doprowadza mnie "ciocia przyjechała czerwonym mercedesem?" - nie krwa. Czerwone to może być FERRARI, i nie ciocia przyjechała, tylko Spielberg by uczynić mnie sławną. Niah! :]

    OdpowiedzUsuń
  6. "Fetor okresowy" damn, zapomniałam poruszyć ten temat. Z drugiej strony pewnie 3/4 męskiej publiki by odpadło po pełnym szczerości wpisie.
    Właśnie wymyśliłaś jak "wyjść ze strefy komfortu przy plank" ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. wiem co działa jeszcze lepiej! słoik nutelli zagryziony pierogiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. a tego nie testowałam. kuszące :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczyny, sporą ilość problemów związanych z, powiedzmy, zewnętrznym dyskomfortem w trakcie okresu załatwia tzw. kubeczek menstruacyjny. Używam od około półtora roku. Z definicji nic nie widać. Nic nie czuć. Często zapominam, że w ogóle mam okres, jeśli mnie nic nie boli. Też trenuję.
    Polecam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę