Przejdź do głównej zawartości

Kettlebell i ciąża - czyli co jak masz dodatkową kulkę

Jako, iż w ciążę spożywczą zachodzę regularnie, jestem expertem w ćwiczeniu z dodatkowym balastem* *opracowałam nawet nowatorski chwyt do pole dance - nazywa się "sadło grip". Serio. O przesuniętym środku ciężkości w treningu było już co prawda, ale teraz pogadajmy o formie pasożytniczej, która najpierw kiełkuje 9 miesięcy, a po wykluciu męczy nas przez przynajmniej 18 lat* *oh tak, dlatego mam kota.

Przynajmniej od dwóch lat dostaję na klatę pytania o treningi kettlebell w czasie ciąży, więc chyba wyglądam na osobę godną zaufania* *albo, jak już wspomniałam, w ciąży. By tego zaufania nie zawieść, postanowiłam pogrzebać w temacie. Jak to się zatem stało, że pierwsza notka na ten temat jest dopiero teraz?
Usiądź wygodnie.

Takie rzeczy, tylko na tym blogu.





Mamy sporo specjalistów od treningu kettlami metodą Pavla Tsatsouline'a. Mamy też zapewne grono znawców sportowej wersji Girevoy. Nie mamy jednak żadnych badań konkretnych nad wpływem treningów z wolnym obciążeniem w czasie stanu podwojonego. Dlaczego? Przecież badamy wszystko, od poziomu spalania tkanki tłuszczowej na czas (900kcal w 60minut! sic.), poprzez zwiększenie gęstości kości, budowanie objętości mięśnia czy wpływ terapeutyczny, jak sobie takim kettlem pierdolniesz 100 snatchy w 5 minut.

Głównie rzecz w tym, że faceci nie chcą się w temacie wypowiadać, a wielu lekarzy - zwyczajnie nie ma o takim treningu pojęcia, i woli zabronić dla świętego spokoju. Ciąża to wciąż stan baaaardzo skomplikowany i, że tak powiem, autorski. Nie da się ustalić bezpiecznych reguł, które będzie można aplikować każdej brzuchatej kobiecie. Dla niekumatych napiszę wprost: niektórym kobietom leżenie i pachnienie przez 9 miechów nie pomoże utrzymać ciąży, a niektórym nie zaszkodzi praca u pługa do dnia porodu. Zatem można tylko interesować się tematem gdy nas on dotyczy, i sprawdzać na sobie różne nieinwazyjne pomysły (ssst w 10 minut będziesz musiała odpuścić).

Jako, że mam dostęp do masy różnych źródeł, dzisiaj prezentuję mądrą kobietę, która mądrze prowadzi swój program "kettlebell w ciąży". Co kryje się pod hasłem "mądra"? Poczytajcie sami. Jeżeli Wam się spodoba, zaprezentuję Wam kolejną ciężarną z ciężarami.


Kettlebell w ciąży okiem Wielorybki.



Poproszono mnie o napisanie paru słów na temat treningów kettlami w stanie podwojonym. Jako, że czułam się czasem na treningach jak dziwny obiekt, ufo, yeti albo inny rzadki okaz, chętnie podzielę się swoimi spostrzeżeniami na ten temat, może zachęcę jeszcze jakąś zawodniczkę do machania żelastwem w ciąży, może kogoś słusznie zniechęcę.



Start

Myślę, że decydując się na nietypową aktywność sportową (nie wliczam tu aerobiku z brzuszkiem, jogi dla przyszłych mam i gimnastyki prenatalnej) warto zwrócić uwagę na swój stan, że tak powiem wyjściowy w chwili zorientowania się, że coś tam się w środku wykluwa.

Osobiście należałam do grona osób z dość konkretnym ruchowym adhd. Na co dzień instruktorka jogi prowadząca zajęcia oraz ćwicząca bardzo często w zaciszu domowym, prócz tego raz w tygodniu basen po ok. 2,5-3,5 km, dojazdy do pracy rowerem, 2-3 razy w tygodniu trening kettlowy. Taki sportowy tryb życia prowadziłam od dłuższego czasu, bo okazywał się jedynym remedium na wszystkie moje bolączki, dolegliwości, wady postawy i inne fizyczno-psychiczne atrakcje wyhodowane przez całe życie. Na myśl, że miałabym porzucić aktywność fizyczną i leżeć, obżerać się i kompletować ewentualnie wyprawkę, brały mnie mdłości, zanim jeszcze te prawdziwe ciążowe nadeszły... Dlatego zrobiłam wywiad środowiskowy i wybrałam do prowadzenia ciąży lekarza o odpowiadającym mi podejściu do sportów wszelakich i rozpoczęłam przygodę z wielorybią aktywnością fizyczną. Dokładając sobie na dodatek od początku właściwie stanu niebłogosławionego prowadzenie zajęć streching and conditioning dla tancerek na rurze..



Baza

Aby mej wrodzonej uczciwości stało się za dość muszę na początku nadmienić, że moją bazą do wszystkich aktywności od dłuższego czas była i pozostaje nadal joga, głównie w podejściu vinyasa krama (skracając - podejście to charakteryzuje się naciskiem na synchronizację ruchu z oddechem, uważnością, dość dynamiczna forma jogi). Gdybym nie miała za sobą paroletniej praktyki, prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na trening z kettlami zarówno przed jak i w ciąży. Moje jogowe ćwiczenia (oddechowe, fizyczne, medytacyjne) traktuję jako żelazną podstawę do uprawiania pozostałych sportów.

Do treningu z kettlami przeniosłam z jogi trochę tematów, wspomnę głównie o jednym - szczególnie dla mnie istotnym, również z punktu widzenia ćwiczącej wielorybki. Mianowicie świadoma praca mięśni dna miednicy. W jodze, którą praktykuję, szczególny nacisk jest kładziony na pracę właśnie tych mięśni. I w ćwiczeniach z kettlami, szczególnie w ciąży, kiedy zmienia się praca mięśni (szczególnie brzucha) i nie da się spiąć, przypiąć i napiąć wszystkiego jak trzeba w metodzie hardstyle, działanie ochronne i stabilizujące - świadomie pracującej przepony miednicy uważam za kluczowe do treningów z odważnikami. (chętnym do zapoznania się ze świadomą pracą mięśni dna miednicy - polecam metody jogi, gdzie jest ona uwzględniona, albo system Benity Cantieni - Cantienica)



Pierwsze tygodnie

W przeciągu pierwszych tygodni ciąży treningi kettlowe wykonywałam normalnie, z tym, że raczej nie rzucałam się na wyzwania typu bicie osobistych rekordów, snatch test czy wyczerpujące maratony z kettlami.

Trenowałam rozsądnie, bacznie zwracając uwagę na wszelkie sygnały z ciała i w przypadku np. odczuwalnego przeciążenia rozciągających się więzadeł rezygnowałam np. z cięższych przysiadów. Zrezygnowałam też z niektórych brzuszków, szczególnie tych, gdzie czułam, że powłoki brzuszne są boleśnie naciągane bokami. Okazało się, że świetną odmianą brzuszków w tym początkowym okresie są wszystkie odmiany z kopytami w górze. Nic wtedy nie ciągnie :) Początkowo nie zaobserwowałam ubytków w sile, mimo to, nie starałam się pokonywać swoich granic, ani dopracowywać trudnych rzeczy. Tak więc military press 20 kg musi jeszcze poczekać.



Kondycja

Podczas całego okresu ćwiczeń z kettlami spadek formy postępował bardzo skokowo, spadając do obecnie żenująco niskiego poziomu. Początkowo super wydolność, brak zadyszki, później lekkie posapki, aż do teraz, gdzie 3 piętra schodami wywołują u mnie ciężką zadyszkę. Porównując na przykładzie mojego ulubionego snatcha. Początek ciąży - 100 powtórzeń 12 kg odważnikiem w ciągu było możliwe bez jakiegoś drastycznego spadku wydolności oddechowej, w piątym miesiącu - liczba ta spadła do ok. 30 powtórzeń, aby na koniec mojej kettlowej ciążowej przygody osiągnąć wartość 8.



Samopoczucie

Jednym z powodów dla których ćwiczę kettlami jest moje samopoczucie "po" i w trakcie, które można w skrócie nazwać radosną szajbą. Radosna szajba nie zawiodła mnie także w ciąży i w te dni, kiedy miałam wszystkiego dość, poranne mdłości dobijały, choroba lokomocyjna poza środkami lokomocji przydarzała mi się zbyt często, a ból głowy wkurzał - pójście na wieczorny trening (od dłuższego czasu trenowałam na 21.00) działało na mnie zbawiennie. Robiłam trening, potem wieszałam się na kółeczkach gimnastycznych lub postałam trochę na głowie i wszystkie dolegliwości mijały. Poza tym wizja, że moje ręce nie sflaczeją doszczętnie i będę miała czym dźwigać dziecię, działała kojąco.



Jakie ciężary ?

Po początkowym okresie ciąży postanowiłam, że nie będę brała nic większego niż 2 razy 12 kg lub 1 x 12 kg do ręki i w tym postanowieniu wytrwałam do końca treningów. Uznałam ten ciężar za sensowny aby wykonać pewną pracę, ale niezbyt przeciążający. Mniej więcej po 5 miesiącu ciąży zrezygnowałam z pracy na dwa kettle uznając, że to zbytnio pogłębia moją i tak zbyt głęboką przed ciążą (a co dopiero teraz) lordozę lędźwiową. Wychodzi tutaj brak równowagi między przypięciami ud, pośladków i brzucha. Niektórych rozciągniętych mięśni brzucha napiąć się po prostu nie da, a taki nieskrócony przypięciem przód pozwala na ucieczkę górnego odcinka pleców do tyłu. Zjawiska nie obserwowałam przy jednym odważniku.



Jakie ćwiczenia ?

Początkowo wszystkie, potem na trochę odstawiłam przysiady jako zbytnio działające na biodra. Powróciłam do nich ok. 5-6 miesiąca, ale z tygodnia na tydzień coraz bardziej w wersji sumo. Czyli biodra bardziej otwarte, tak aby brzuch mieścił się między udami i aby zachować luz w pachwinach. Przysiady wykonywałam właściwie do końca w jednym odważnikiem 12 kg trzymanym oburącz, a w momentach nasilonej zadyszki lub zgagi z odważnikiem 8 kg lub bez.
Dość uniwersalnymi ćwiczeniami okazały się press i snatch i w sumie na tych trzech ćwiczeniach bazowałam do końca.

Zwykły swing oburącz z powodu przeszkody z przodu okazywał się być niewygodny bądź niewykonalny. Wyrzut odważnika, owszem, robiłam z bioder, ale ostatnią styczność z rękami miał duży brzuchol co dawało nieprzyjemne odczucia. Swing jednorącz krzywił mnie trochę na jedną stronę, gdy starałam się omijać wypukłość, co już minimalizowało się przy snatchu, ze względu na dłuższy okres pionizacji ćwiczenia.

Press - oparty na przypięciach tułowia (rolę brzucha przenosiłam na dno miednicy) robiło mi się cały czas całkiem fajnie, aż do momentu, gdzie okazało się, że z jednej strony mam dziecięcą nogę zaraz pod żebrem i mogę wykonać press bezboleśnie tylko na prawą, silniejszą stronę. Uznałam to za mało sensowne działanie przy mojej i tak mocno asymetrycznej sylwetce.



Lekarz

Wszystkie aktywności fizyczne konsultowałam i nadal konsultuję na bieżąco z moim lekarzem prowadzącym. Facet pewnie miał mnie lekko dość, gdy męczyłam go, "ale panie, czy na pewno ja mogę te ciężary w ciąży ?” Tłumaczył cierpliwie, że mięśnie bardzo przydają się kobiecie ciężarnej i nie mam co przejmować się i robić swoje. Wyjaśniał kwestie aktywności ciężarówek cytując najnowsze badania i będąc na bieżąco z aktualnymi "światowymi" zaleceniami. Podobne zresztą podejście zaprezentował w temacie wegetarianizmu w ciąży, czym ujął mnie totalnie. Wiem jednak, że większość lekarzy w naszym pięknym mieście zakazuje ciężarów w tym stanie. Nie i koniec! Droga ciężarówko - jeśli stwierdzasz, że prócz kulki w brzuchu chcesz mieć też kulki w łapkach, to albo licz się z niezrozumieniem albo zmieniaj lekarza.



Koniec

Przede mną jeszcze niecałe 2 miesiące tego przecudnego, przereklamowanego stanu, ale postanowiłam, że z końcem 7 miesiąca - kończę kettle. Z kilku powodów. Zadyszka, zmęczenie, problemy ze snem sprawiają, że średnio mam ochotę na większy wysiłek. Moje ciało mówi mi dość i ja grzeczniutko słucham. Lepiej jak jesteśmy w zgodzie. O ile myśli o masażach, łagodnej odmianie jogi i oglądaniu seriali na tapczanie jeszcze miesiąc temu były mi całkiem obce, tak teraz całym sercem mówię TAK !!! I niech ktoś jeszcze donosi mi lody. Do zbioru argumentów na nie, dochodzi zgaga morderca, która niestety nasila się po wysiłku fizycznym.

Na chwilę obecną jestem przebadana, zdrowa, tak samo moja Malucha. Skutków ubocznych kettlebell nie stwierdzono i mam nadzieję, że tak pozostanie :)



Doradzam i nie doradzam

Podsumowując - ciocia dobra rada uważa, co następuje. Jeśli umiesz obserwować własne ciało, jeśli masz jego dużą świadomość i potrafisz opanować swoje ambicje, nie oglądać się na innych ludzi, kettlebell w ciąży jest dla Ciebie. Jeśli ból kręgosłupa czujesz dopiero pół godziny przed wyjazdem na pogotowie. Jeśli coś Cię tam gdzieś kłuje, ale nie bardzo masz ochotę drążyć co to i nie bardzo Cię obchodzi czemu i po co - kettlebell w ciąży odradzam. W aspekcie psychologicznym (który uważam w sporcie za równie ważny co fizyczny), jeśli to naprawdę poprawia Ci humor, samopoczucie - serdecznie polecam. Jeśli jednak nie jesteś przekonana, masz wątpliwości, lub gdy chesz coś sobie albo komuś udowodnić, być tą "szaloną" i "co ? ja nie pomacham?" - to odpuść sobie proszę :) Prezentuję tu całkowicie subiektywne stanowisko poparte jedynie moimi doświadczeniami i moją wiedzą instruktorki, ale jogi a nie kettlebell. Potraktuj je proszę jako luźną inspirację, pretekst do zadania sobie paru pytań oraz okazję do uczciwej samooceny :)


 Zuza

Komentarze

  1. Miałam do Ciebie wpisać w tej sprawie, kettle a ciąża, zaglądam, a tu wpis:) dzięki! jakby co zgłaszam chęć na kolejną notkę. Osoba bardzo rozsądna i mądra-rewelacja!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. A mogę prosić o nazwisko ginekologa? bo rzadko można spotkać kogoś kto indywidualnie podchodzi do człowieka, a nie recytuje swoje nie palić nie pić ruszać się... i co z tego, że człowiek nie pali nie pije i się rusza... pewnie źle się rusza :]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę