Przejdź do głównej zawartości

Złych nawyków nie odessiesz.

Kobietom ogólnie nie chce się trenować, a mężczyznom sprzątać. One wolą zakupić karnet na „masaż wyszczuplający”, oni wolą odkopać zawadzające skarpetki pod łóżko. Dla nich ważne jest by w nowej sukience „wyglądać” szczupło (idealnie zamaskować fałdki), z kolei dla przeciętnego samca podkoszulek ma dwie dobre strony (tą która jest brudna i tą drugą, która jeszcze nie jest brudna).

Faceci próbują nakłonić zasiedziane laski do ruszania się, a one odwdzięczają się negocjacjami w sprawie kurzu na szafkach i otwartej deski w toalecie. Ewentualnie kupowania kwiatów bez okazji. Ogólnie oba te tematy równie fascynujące dla obu płci.

Kiedy słyszę „Ej, Angela, namów moją dziewczynę..” dostaję gęsiej skórki. Informacja, iż żadna siła (prócz ślubu kościelnego) nie jest w stanie zmusić kobietę do forsownych treningów, powinna być drukowana na butelkach z piwem. A ja nie robię aerobiku (nic nie mam do aerobiku!). Treningi, szczególnie te 15minutowe, wyglądają na banalne. Otóż – nie są. Angażują wiele grup mięśniowych jednocześnie – są wyzwaniem dla koordynacji ciała i szlifem elastyczności. I przy tym nie są w cholerę nudne.

Jeżeli więc coś Ci w treningu metodą Power Workout nie wychodzi – nie przejmuj się. To kwestia praktyki, nie jakichś kosmicznych uzdolnień.

Jasne, że aby wyglądać na szczupłą osobę – nie musisz ćwiczyć. Możesz zainwestować w operacyjne usuwanie tkanki tłuszczowej lub nie jeść normalnie przez resztę swojego życia. Jeżeli jednak marzy Ci się to i jawi jako bez wysiłkowa odpowiedź na wszystkie Twoje problemy – jesteś w błędzie. Wycięta tkanka ma to do siebie, że odrasta równie szybko co przyrosła. Bowiem złych nawyków żywieniowych - nie odessiesz. I wierz mi, w tym kraju dłużej będziesz pracować na tą operację niż cieszyć się jej wynikami.

I przykro mi, ale okazjonalne szaleństwa na parkiecie to również nie jest odpowiedź.

Chyba, że szalejesz tak jak moje kraverki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę