Podobno złych nawyków żywieniowych nie "przećwiczysz", nawet jakbyś miała trenować codziennie po godzinie. (tak, nie mam filmików bo mam strasznie dużo do roboty na uczelni, a że mam strasznie dużo do roboty na uczelni to siedzę na wizaz.pl ... boże. jednak jestem kobietą, pomimo że na wspomnianej uczelni wszyscy zwracają się do mnie per Andrzej.) Coś w tym musi być, bo odkąd pozwalam sobie na wszystko, to nie chudnę. Nie katuję się treningami - jak moje ciało mówi mi językiem potocznym "po-e-bauo cię", to wierzę że ma dość ruchu, i zostaję dupskiem na grzędzie. A jak w Almie jest promocja na gorącą czekoladę, to moje największe katusze dotyczą wyboru smaku, a nie Szekspira ("brać czy nie brać?") Więc nie chudnę, ale też i nie przybieram na polu erotycznych powierzchni użytkowych. Tak w ogóle to wczoraj wpadłam na genialny pomysł obliczenia swojej tkanki tłuszczowej na www.linear-software.com/online.html. Po tym jak okazało się że jestem super tłusta pół godziny siedziałam z fochem i nie odzywałam się do swojego komputera. Oczywście w końcu zorientowałam się, że zmierzyłam obwody a nie milimetry tkanki tłuszczowej, więc wszechświat wrócił na swoje miejsce.
Co tam, trenerek personalnych które żyją z wyglądu swojego ciała bardziej niż z posiadanej wiedzy jest na pęczki, a każda ma stronę na FB. I każda wbija szpilę w Chodakowską, którą w sumie to musi strasznie śmieszyć.
Wiele kobiet odmawiających sobie tych beznadziejnie pustych kalorii żyje w przeświadczeniu, że na starość* będą mogły sobie ODPUŚCIĆ "dietę" *starość - stan kiedy masz więcej niż 50lat, odchowane dzieci i męża za którym żadna się już nie obejrzy i wpierdalać to co chcą. So stupid. To właśnie teraz pracujesz na to, by nie musieć martwić się o to, kto Ci szklankę wody poda (btw. WODA JEST DLA ZWIERZĄT, pijcie bcaa lub soki z marchewki).
Zawsze mnie przerażał fakt, że kiedyś (w bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo odległej przyszłości) nie będę ruchowo samowystarczalna. I zawsze imponowali raźni staruszkowie, bynajmniej nie popychający do kościoła na klęcznik. Dlatego jak widzę panią w okolicach 40stki i obwodach małej asteroidy sięgającej po pączka, to przyspieszam na dział z owocami. Nigdy nie mówiłam, że jestem głębsza od kałuży w swoich poglądach, ale nic nie jest mnie w stanie bardziej zniechęcić do kalorycznego żarcia, niż spasiony tucznik na wybiegu po śmieciożarcie.
Całe dzieciństwo byłam grubym dzieckiem, całe liceum miałam ksywę "Kluska", ale trenować nie zaczęłam ze łzami w oczach "bo nikt nie chciał mnie przelecieć". Trenować zaczęłam z ciężkim sercem, i jeszcze cięższą dupą, z tej prostej, racjonalnej przyczyny - nie chcę zajmować dwóch miejsc w autobusie. Nie chcę by deska toaletowa zostawiała na mnie odcisk. Nie chcę sapać przy wiązaniu butów. Głupie komentarze będę słyszeć niezależnie od tego jak wyglądam, bo a to palnę coś głupiego, a to zrobię (czasami wręcz traktuję to jako wyzwanie) - nie uniknę więc złośliwej narracji w swoim życiu.
Jeżeli krążysz po internecie i marzesz się nad własnym losem, nad tym że nikt Cię nie kocha bo jesteś grubasem, nad tym że ciągle słyszysz chamskie teksty przez co nie możesz już patrzeć w lustro z godnością, popatrz na swoje posiłki. Nie jedz samych węglowodanów. Odstaw słodycze dopóki nie osiągniesz swojego pierwszego celu (np. 25 przysiadów bez zadyszki) i szybko ustanawiaj nowe. RACJONALNE. I nie myśl z odrazą o treningach - na NORMALNYCH zajęciach nie spotkasz samych wylaszczonych dup w obcisłych trykocikach (sorry panowie). Na pogardę zasługuję tylko te żałosne istoty, które w swojej żałości pocieszają się tym co je gubi, a nie tym co gubi kalorie.
Bądź silna. A jeśli nie jesteś - STAŃ SIĘ SILNA. Nie wstydź się trenować.
Zacznij małymi kroczkami. Wszystko co zacznie Cię zniechęcać - wyrzuć z myśli, włącz drugi bieg, jedź dalej. Szukaj sposobu, bo wymówka sama Cię znajdzie. I zapamiętaj, że wszystkie rzeczy w życiu mają swoją drugą stronę.
P.S. Nie, nie wiem czemu uparcie zamiast tytułu notki wywala "Automatycznie zapisany szkic", ale nie mogę się dziadostwa pozbyć. No i statystyki mi wrąbało.. jest jakiś informatyk na sali?
Co tam, trenerek personalnych które żyją z wyglądu swojego ciała bardziej niż z posiadanej wiedzy jest na pęczki, a każda ma stronę na FB. I każda wbija szpilę w Chodakowską, którą w sumie to musi strasznie śmieszyć.
Wiele kobiet odmawiających sobie tych beznadziejnie pustych kalorii żyje w przeświadczeniu, że na starość* będą mogły sobie ODPUŚCIĆ "dietę" *starość - stan kiedy masz więcej niż 50lat, odchowane dzieci i męża za którym żadna się już nie obejrzy i wpierdalać to co chcą. So stupid. To właśnie teraz pracujesz na to, by nie musieć martwić się o to, kto Ci szklankę wody poda (btw. WODA JEST DLA ZWIERZĄT, pijcie bcaa lub soki z marchewki).
Zawsze mnie przerażał fakt, że kiedyś (w bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo odległej przyszłości) nie będę ruchowo samowystarczalna. I zawsze imponowali raźni staruszkowie, bynajmniej nie popychający do kościoła na klęcznik. Dlatego jak widzę panią w okolicach 40stki i obwodach małej asteroidy sięgającej po pączka, to przyspieszam na dział z owocami. Nigdy nie mówiłam, że jestem głębsza od kałuży w swoich poglądach, ale nic nie jest mnie w stanie bardziej zniechęcić do kalorycznego żarcia, niż spasiony tucznik na wybiegu po śmieciożarcie.
Całe dzieciństwo byłam grubym dzieckiem, całe liceum miałam ksywę "Kluska", ale trenować nie zaczęłam ze łzami w oczach "bo nikt nie chciał mnie przelecieć". Trenować zaczęłam z ciężkim sercem, i jeszcze cięższą dupą, z tej prostej, racjonalnej przyczyny - nie chcę zajmować dwóch miejsc w autobusie. Nie chcę by deska toaletowa zostawiała na mnie odcisk. Nie chcę sapać przy wiązaniu butów. Głupie komentarze będę słyszeć niezależnie od tego jak wyglądam, bo a to palnę coś głupiego, a to zrobię (czasami wręcz traktuję to jako wyzwanie) - nie uniknę więc złośliwej narracji w swoim życiu.
Jeżeli krążysz po internecie i marzesz się nad własnym losem, nad tym że nikt Cię nie kocha bo jesteś grubasem, nad tym że ciągle słyszysz chamskie teksty przez co nie możesz już patrzeć w lustro z godnością, popatrz na swoje posiłki. Nie jedz samych węglowodanów. Odstaw słodycze dopóki nie osiągniesz swojego pierwszego celu (np. 25 przysiadów bez zadyszki) i szybko ustanawiaj nowe. RACJONALNE. I nie myśl z odrazą o treningach - na NORMALNYCH zajęciach nie spotkasz samych wylaszczonych dup w obcisłych trykocikach (sorry panowie). Na pogardę zasługuję tylko te żałosne istoty, które w swojej żałości pocieszają się tym co je gubi, a nie tym co gubi kalorie.
Bądź silna. A jeśli nie jesteś - STAŃ SIĘ SILNA. Nie wstydź się trenować.
Zacznij małymi kroczkami. Wszystko co zacznie Cię zniechęcać - wyrzuć z myśli, włącz drugi bieg, jedź dalej. Szukaj sposobu, bo wymówka sama Cię znajdzie. I zapamiętaj, że wszystkie rzeczy w życiu mają swoją drugą stronę.
P.S. Nie, nie wiem czemu uparcie zamiast tytułu notki wywala "Automatycznie zapisany szkic", ale nie mogę się dziadostwa pozbyć. No i statystyki mi wrąbało.. jest jakiś informatyk na sali?
napisz poradnik dziewczyno, mówię serio! uśmiałam się do łez i jakbym należała do grupy "zaczynam od poniedziałku" to by mnie przekonał do ruszenia dupska dzisiaj! całe szczęście sport na stałe wszedł w moje życie i bez niego nie ra dady! a tak btw. uprawiasz sporty zimowe?
OdpowiedzUsuńze sportów zimowych uprawiam jedynie Trzymanie Się Z Dala Od Śniegu, a konkretniej Wychodzenie Tylko Pod Przymusem.
OdpowiedzUsuńHah, zgadzam sie z Pania powyzej - ale ja to juz kiedys tu napisalam - ze masz gadane ;]
OdpowiedzUsuńCwicze dalej . . . czasem nie chce mi sie w cholere ale wchodze na tego bloga , czytam kolejny post i czuje sie jakbym dostala wielkim mlotkiem w gloowe. . . i moze to dziwne ale czuje sie po tym lepiej ;D