Przejdź do głównej zawartości

Facet - suplement diety wspomagający odchudzanie.

Kiedy ktoś słyszy, że kobieta uprawia "męską dyscyplinę sportową" (wtf?), nie jest w stanie uciec od refleksji, iż najwidoczniej czegoś owej kobiecie brakuje pomiędzy nogami. A nie daj boże jeszcze jej owa dyscyplina wychodzi i sprawia przyjemność!

To już musi być babochłop.

Taką nalepkę się wtedy nie nakleja na czoło, tylko na kark - chyba że panna widocznego karku już nie ma. Wtedy się niewiele dyskutuje, gdyż pizdowatość wśród mężczyzn jest ostatnio chorobą przenoszoną drogą kropelkową. A najśmieszniejsze, że trend ten (trąd, innymi słowy) jak i moda na męskie rajstopy, to nie wynik coraz silniejszych kobiet, tylko jojczących dziewoj o galaretowatym ciele i flakowatym charakterze. I choć oba gatunki posiadają parę piersi, odróżnić je jest łatwo.

Silna kobieta potrzebuje silnego mężczyzny.

Nie potrzebuje dominować - lwica w końcu poluje dla lwa, ale to lew jest królem dżungli. Potrzebuje faceta, który będzie twardy i charakterny, dlatego często kończy na jakimś cwanym ruchaczu z przedmieścia, który łamie jej serce, podczas gdy pan "ja-bym-dla-ciebie-zrobił-wszystko" męczy się w związku z rozgoryczoną, rozhisteryzowaną i rozczarowaną rzeczywistością księżniczką-megierą.

Ale ja nie o związkach damsko-męskich, ja o "męskich" sportach.

Każdy ma jakieś guziczki, które po wciśnięciu wywołują w nas konkretne zachowania. No więc mnie absolutnie doprowadza do szewskiej pasji gadanie typu "ciężary? to nie dla mnie, ja delikatna jestem" oraz "krav maga? ja się nie lubię bić".

Zgadnij co, kuro domowa od wylęgu trzymana dupą na miękkim sianku - JA TEŻ JESTEM DELIKATNA. I też się bić nie lubię. Nie mogę uczciwie powiedzieć, że bóg mnie stworzył, bym leżała i pachniała - bo zbyt mnie jara życie, by tracić czas na egzystencji. A życie, jakby je nie definiować i przed czym by nie klękać, polega na doświadczaniu świata i sprawdzaniu samego siebie. Trening z ciężarami wywołuje proste reakcje chemiczne w ciele, które sprowadzają się do naszego pojmowania "uczucia szczęścia i satysfakcji". To samo ludzie odkrywają w bieganiu czy tańcu.

Nie przewalam żelastwa dlatego że skąpa ilość moich komórek mózgowych ogranicza mnie w czytaniu książek - przewalam żelastwo, bo praca mięśni mnie fascynuje. Bo udoskonalanie własnego ciała by było w stanie robić więcej, szybciej i lepiej powinno być wpajane wraz z tabliczką mnożenia w wieku szczenięcym ZAMIAST podprogowego przekazu "jesteś fajny jak się najebiesz, naćpasz czy pokażesz cycki na necie" (tak Jacku, widzę Twój sprzeciw, ale pokazywanie cycków facetom nie jest tożsame z posiadaniem miłego charakteru i obycia).

Gdy widzę komentarze pt. "mięśnie zostawmy facetom" mam ochotę napisać "Mózg też, za dużo problemów z tym myśleniem! Właściwie to bądźmy tylko kosztownymi klaczami rozpłodowymi i mierzmy swój sukces życiowy na skali dostępu do droższego koryta". Albo to rozumiesz od razu, albo nigdy nie będziesz. Idź focha walnąć gdzie indziej. Albo lepiej - dołącz do marszu przeciwko przemocy na ulicy i ludzkiej znieczulicy - NA PEWNO MA TO SENS, a i fotkę możesz walnąć na fejsa jako ta uwrażliwiona i przejęta.

Pojęcie "kobieca" nie ma wymiarów ciała, ustalonej wagi, długości włosów ani paznokci.

Dlatego nie czuj się "niekobieco" za każdym razem jak wybierzesz trening zamiast manikiurzystki. Prawdziwy pazur jest w osobowości, a te które go nie mają, muszą nadrabiać sztucznymi tipsami.





Komentarze

  1. Tak jest! Takiego tekstu trzeba było moim obdartym od kettli dłoniom i brzuchowi, który umiera po Twoich "morderczych brzuszkach". Siła!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty tekst...jak zwykle. Uwielbiam ten blog i ten sposób pisania:))

    OdpowiedzUsuń
  3. nauczylam sie dzis snatchy! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Swoja drogą... moja mama nadal nie wie co robię. dla niej to są 'ćwiczenia'. Przyzwyczaiła się już do tego, że mam 'trening' ;)
    Przez pierwsze dwa miesiące mówiłam, że chodzę na fitness, tak naprawdę to były kettle ;)
    W końcu po paru miesiącach w domu wszyscy byli zainteresowani gdzie Ania chodzi z takim uśmiechem a wraca taka zmęczona ale nadal zadowolona ;)
    Rzuciłam na szybko.. 'kettle' mina była taka jak zawsze 'eee?' ... więc odpowiadam szybko 'takie rosyjskie czajniki.. tylko mniejsze i cięższe.. nic ciekawego..'
    I nie chodzi o to, że się wstydzę.. co robię. Nie jest mi głupio, że to ciężary i że to niby dla facetów.
    Mama jest taka, że się martwi.. gdyby wiedziała od początku, że to ciężary, że trening wygląda tak i tak.. to pierwsze co by było .. 'daj sobie spokój, to nie dla ciebie. z twoim zdrowiem... ty i ciężary...' bla bla bla
    Nie chce mi się tego słuchać, więc nie słucham ;D

    Gdzieś tu na blogu.. jest mój komentarz przed moim pierwszym treningiem. Jakie miałam obawy, że to nie dla mnie, że nie mam siły.. że się boje itp. Heh..
    Ale że przyjdę i spróbuje.
    Kto by pomyślał, że to będzie takie fajne.. takie uzależniające?
    Jedyna rzecz która mi się nie znudziła, nadal mi się chce chodzić.. podnosić, machać.. nawet te znienawidzone pompki jakoś przeżyję. I zakwasy, to dopiero przyjemność ;D
    Ja wiem.. moja mina mówi co innego. 'znowu?' .. 'ale że tyle?' ... ale nadal przychodzę ;) pomarudzić pod nosem muszę - kobieta w końcu ;P (wiem, wiem.. głupia wymówka ;)
    I dla mnie TO jest TO, coś co lubię, coś co sprawia mi przyjemność coś co poprawia mi humor.
    i cholernie cieszę się, że spróbowałam .. że przyszłam na trening po mimo wielu obaw ;)
    Zajęć 'taneczno-ruchowych' (czytaj. fitness itp) to ja już chyba nie polubię.. po prostu to nie to.

    I teraz.. opowiadaj koleżankom, że kettle takie super.. takie fajne.. nie da rady.
    Spojrzenia są typu 'chyba z tobą gorzej..' (to ta ładniejsza forma :)

    Dlatego nie tłumacze.. staram się nie opowiadać, nie przeżywać, bo starczy, że całego fb mam zawalonego dziwnymi rzeczami i jak ktoś chce wiedzieć coś więcej, to pisze ;)

    Dziękuje za uwagę ;)
    Pozdrawiam serdecznie.
    Życzę udanych treningów ;)
    /Giga ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. jest pazuur... i like it! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Giga! Masz racje! Nie ma co tłumaczyć! Opowiadać! Przeżywać!

    Ostatnio wdałam się w głupią rozmowę (tak się po niej okazało) - rozmawiam z tym, no jak to Angela nazwałaś?! a z suplementem diety wspomagającym odchudzanie (czyt. blog) - taka mała wymiana zdań na temat ketli, capoery... i usłyszałam tekst "nie obrażaj mnie i nie porównuj capoeiry do kettlebell". Moja mina - pewnie bezcenna! Ależ ja jej nie porównywałam, ani broń Cie SUPLEMENCIE nie obrażałam.
    Wniosek tylko jest taki: kto nie spróbował, ten niech się nie wypowiada!

    Ja spróbowałam i yhm... do zobaczenia przy znienawidzonych pompkach :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jest pani Kierownik!
    Muszę to napisać... ale KOCICE :D
    Mięśnie są fajne, zwłaszcza u kobiety :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mierzi mnie pojęcie "kobieca" czy "babochłop", to pomysły prostych ludzi, muszących ubierać w schamaty otaczający ich świat. Śmieszy mnie zdziwienie, że podnosimy ciężary na treningach, jakoś nikt sie nie dziwi gdy kobiety niosą zakupy z rynku na Ogrodowej o 8 rano, o wadze 20 kg na 4 [piętro bez windy. Nikt się tez nie dziwi, gdy kobieta targa wózek z dzieckiem i zakupami (do ok 30 kilo), po schodach, bez podjazdu, na 2 gie piętro, albo nawet na 5 w kamienicy. To jest kobiece, bo noszenie samcowi ;) żarcia i niańczenie jego tłustych bachorów, to wyznacznik kobiecości. Gdzie tu logika? Kobiety są silne, bo muszą, bo natura tak chce i społeczeństwo tego oczekuje. Faceci wola udawać, że nasze życie jest życiem nimfy na kanapie, a nie ciężką harówą. Jestem babochłopem? Może, nie miałam wyboru. Nikt mi nie zaproponował życia ze służbą i własnym niewolnikiem. Ale dumnie macham zarówno siata z ziemniakami, tłustym bachorem i ketlem 16. :) Wolę być taka, niż "kobieca" w ogólnym tego słowa zrozumieniu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z 100%! Moje znajome uważają, że są kobiece, bo chodzą na Zumbe i potrafią trząść tyłkami, a ja niedługo będę wyglądać jak facet, bo rzucam ciężarami... Myślenie większości kobiet jest takie, że kobiety, które ćwiczą z obciążeniem nie potrafią się ruszać i wyglądają, albo chcą wyglądać, jak Szwarceneger i nie ma w tym nic seksi. Jednak mężczyźni, obok których ćwiczę na siłowni dają mi do zrozumienia coś zupełnie odwrotnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dobre podsumowanie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzie były Twoje wpisy jak ich znaleźć nie mogłam. Wszystkie me myśli przelałaś do tego posta. łaauu. Gratuluje i zgadzam się w 100 %

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę