Przejdź do głównej zawartości

O napierdalaniu żelastwem i wegetarianizmie.

Niniejszym ostrzega się jasno i wyraźnie, że złe użycie kettla nie skutkuje dobrymi rezultatami. I nie, dla niektórych może nie być to takie oczywiste. Wraz z rosnącą popularnością małego czarnego żelastwa zauważam trendy nie tylko fitnessowe ale i spaczenie kulturystyczne.

Zobaczycie, że pojawi się Kettlebell Dance Revolution, klaskanie z podrzucaniem kettli i programy treningowe na większego bicka.

Jest zapotrzebowanie - jest rynkowa odpowiedź. Zawsze. Niestety.

Jeżeli robiąc trening z kettlebell nie czujesz, że jest on zupełnie inny od wszystkiego co do tej pory robiłaś - zapewne robisz to źle.

Jeżeli nie widzisz i nie czujesz efektów swojej pracy z kettlebell - zapewne robisz to źle.

Jeżeli nie odnotowujesz różnicy w sile i nie przechodzisz na kolejne ciężary - zapewne robisz to źle.

Wierz mi, trening z kettlebell można spieprzyć na wiele sposobów.

Zawsze można bronić własnej niekompetencji nadużywając hasła "to inna szkoła/system/styl". Zawsze jednak jest pewna bariera, której owa nowatorska metoda nie jest w stanie przeskoczyć. Najczęściej jest to efekt stania w miejscu.

Żeby jednak odróżnić efekt stania w miejscu od efektu bardzo małych kroczków, musisz określić sobie cel do którego zdążasz i dać sobie wiarygodną ilość czasu na jego osiągnięcie. Bardzo wielu mężczyzn ma z tym niesamowity problem. Chcą JUŻ widzieć efekty swojej pracy - i w pierwszych miesiącach pracy z kettlebell to widzą. Im dalej jednak w las, tym więcej drzew, im wyżej idziesz, tym cięższe kettle się stają. Fakt iż pewne ciężary były nie_do_ruszenia a teraz są po prostu diabelnie ciężkie jakoś nie motywuje facetów. Nie widzą tego. Mają wrażenie, że męczą się wciąż tak samo i nie robią progresu. A jedną z prawd jest, iż że im więcej mięśni wyhodowałeś - tym więcej ich pracuje - i tym więcej potrzebujesz dostarczyć im tlenu. Ale to temat do rozwinięcia, a ja..

Tym przydługim wstępem chciałam zaanonsować, że od dwóch miesięcy... (werble) jestem na WEGETARIANIZMIE WYBIÓRCZYM.



Tak. Wiem. Szaleństwo.

Jednakże Sam_Wiesz_Kto postanowił być z gatunku tygrysów wegetariańskich i musiałam się poniekąd dostosować, licząc na chwilowość jego niepoczytalności. Alternatywą było dłuższe stanie w kuchni, co przy moich wątpliwych talentach kulinarnych mogło by przeciągnąć się nawet do 4h na posiłek* *z brakiem gwarancji iż będzie on jadalny. Zdziwilibyście się, co da się zjeść z sosem miodowo-musztardowym lub ketchupem.

Czemu dopiero teraz o tym mówię? Gdyż wczoraj był historyczny dzień, w którym po raz pierwszy ugotowana przeze mnie zupa wegetariańska nie stanowiła zagrożenia biochemicznego. No bez jaj. Musiałam o tym napisać. Idiotoodporny przepis na żarcie które nie uwłacza kubkom smakowym znajdziecie tu.

Pierwsza myśl w cenzuralnym wydaniu:



Bo jako stereotypowy, zatwardziały mięsożerca byłam przekonania, że "oni są jacyś dziwni" i "jedzą trawę". Zapewne nigdy nie odważyłabym się na taki szaleńczy krok jak rezygnacja z mięsa przy ciągłych treningach z wolnymi ciężarami, gdyby nie Szalona Magda. Jej pełne indiańskie imię* *nadane oczywiście przeze mnie, za co jestem namiętnie łajana przy każdej okazji brzmi Szalona Magda Co Nic Nie Je i sprowadza się do tego, iż dziewczę* matka trójki zdrowych dzieci jest od 20 lat na diecie bezmięsnej i **UWAGA!** bez nabiału.

I weź to przebij.

Jeżeli w tym momencie walczysz pomiędzy ciekawością "to co ona je?" a "to czym ona macha?", to znaczy że dokładnie rozumiesz czemu śledzę jej progres z tchem zapartym. I to właściwie jej energia, wytrzymałość i wzrastająca siła (szalona macha tym co ja! goddamnit!) sprowokowały mnie do próby bezmięsnego życia. Mleku i serom jednak tak łatwo nie odpuszczę. I jajkom - jajkom nie odpuszczę!

Oczywiście, że bekon śnił mi się po nocach. Każdy obiad to z początku był jakiś horror. Całe moje życie zbudowane było w oparciu o mięsko. I tak jak lubię zwierzątka i ściska mnie na myśl o ich cierpieniu, tak bez wyrzutów sumienia oblizuję się na widok kebaba, pieczonego kurczaka czy uduszonej kaczki. Pasztet z królika czy pierś z indyka dalej mi pachnie. I to nie tak, że mięso nagle zaczęło mnie odrzucać i potępiam zabójców naszych mniejszych braci. Nie. Dalej uważam, że smakują wybornie. Mniejsi bracia, nie zabójcy.

Wybiórczość mojego wegetarianizmu polega na jedzeniu ryb i jajek. Zdarza mi się również skusić grillowanym kawałkiem tkanki martwego zwierzęcia. Kulinarne gusta mi się nie zmieniły, odkryłam tylko nowe formy zaspokajania Zewu Węża. I prawdę mówiąc, coraz rzadziej mnie ten wegetarianizm wkurwia denerwuje.

Za jakieś pół roku będę umiała określić, jak na mnie bezkurczakowatość wpłynęła. Jak do tej pory przytyłam 1,5kg (winne są makarony!) i zrobiłam mały krok w tył z ciężarami (po zachwianiu się z 16kg naprawdę bluzgałam), powoli jednak wychodzę na długą prostą.



Czuję się lżejsza i bardziej napięta w sensie skóry (paradoks?), ale to jakie zmiany zaszły w Darku sprawia, że poważnie zastanawiam się, czy jest sens do mięsa wracać. Pomijając wszelkie historie z antybiotykami w tle, coraz bardziej widzę jak przemysł spożywczy nas kituje i odsyła do przemysłu farmaceutycznego. Ukoronowaniem jest reklama środka na ciężkostrawne potrawy, która wespół z reklamami magnezu pierze ludziom mózgi.

Myślę, że na notkę wystarczy. Ciąg dalszy na pewno nastąpi. Czas spakować się na obóz! Btw. Ile wegetarian na sali?

Komentarze

  1. jestem ;) również jem ryby i nabiał. Bez mięsa 11 lat (jesssu ile to już minęło). Żyję i nawet mam za dużo kg ;)
    Jeśli będziesz potrzebować fajnych przepisów to śmiało pisz :)

    Koniecznie wypróbuj zupę i pasztet z soczewicy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj boski link dałaś! Dzięki wielkie :) Będzie zapiekane awokado na śniadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~odciskacz palców24 lipca 2013 19:43

    Nie jem zwierząt (w tym ryb) ponad 2 lata ;) przez długi czas na weganizmie, ale odkąd ćwiczę uwzględniłam jajka. W końcu za płotem znoszą mi je szczęśliwe kury, więc korzystam. Obserwuje same plusy takiego sposobu odżywiania. Ach, i mam coraz większą potrzebę, a raczej moje ciało, na większy ciężar - 12 labo nawet 16 kusi oj kusi. Także to nie prawda, że jak sie nie je mięsa to się nie ma siły :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja, ja! 17 lat stuknie niebawem ^^ Kocham wegetarianizm! Rozważam wejście na wyższy poziom wtajemniczenia, jakim jest weganizm (a może nawet witarianizm? kto wie...), choć bez jaj może być ciężko xd A na siłę nie narzekam ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Od prawie dekady bez mięsa, od kilku miesięcy weganka. Jak już znajdę kogoś, kto nauczy mnie poprawnie machać kettlami to może i Szaloną Magdę przebije. A już teraz przebija ją totalnie Kamil Jurkiewicz (wiem, inna szkoła, te sprawy)- facet jest witarianinem, ale te jego soczki z kiełków na śniadanie okazały się całkiem smaczne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, chcę przejść na weganizm, może na razie na wegetarianizm, od roku ćwiczę kettlami i jem masę mięsa, ale już mam dość. Czy mogę prosić o parę prostych przepisów, takich dla faceta ;-), coś na obiad, coś do pracy.
    Pozdrawiam.
    Arek.
    PS od tygodnia nie jem mięsa, wchodzę na powerworkout a tutaj taki wpis ;-) nomen omen - kolejna motywacja ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. No proszę, koleżanka doczekała się sesji by Onet.
    Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  8. A co ja robię ŹLE, jeżeli chodzę non stop z posiniaczonymi przedramionami? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zle robisz clean i snatch ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak tak, fala hejtu przeszla przez onet ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tia, zdecydowanie. Teoretycznie wiem jak się robi poprawnie ale cielsko nie słucha. Pocieszam się, że to dopiero pierwsze treningi i z czasem koordynacja się poprawi. Jednak sztanga jest bardziej wyrozumiała ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zawsze mi się wydawało, że wegetarianie istnieją z powodu troski o "braci mniejszych". Czy eksperymenty z dietą treningową to też wegetarianizm? Raczej nie... :>
    Za to dawno, dawno temu przymusowo nie jadłam mięsa przez kilka lat- alergia na chemię spożywczą. Został mi z tamtych czasów wstręt do wyrobów z wieprzowiny oraz duża rezerwa do wołowiny i drobiu. Co innego dziczyzna... :)
    Więc sorry, ale "I don't give a fuck" po raz kolejny. Na OldTown było zajebiście! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze a propos kettlebell dance revolution, popacz czym nas karmią w moim pięknym mieście ;)
    http://www.youtube.com/watch?v=6hIjegTgnvM

    OdpowiedzUsuń
  14. O______________________________________O
    .....chyba już mi tak zostanie......

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten Twoj wybiórczy wegetarianizm to semiwegetarianizm. Też tak kiedyś jadłam, bo mięso jest mi obojętne i mogę go nie jeść, ale rybom nie mogę się oprzeć ;) No ale potem spotkałam mojego męża i wróciłam do mięsa...

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG !!! Mam nadzieję, że każdy wie iż oni się tylko nabijają. Bo jak ktoś zacznie z nimi ćwiczyć to kontuzja murowana. Szok !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Od ponad 3 lat wegetarianka, żadnego mięsa, rybnego też nie, ograniczam też nabiał. Co się zmieniło w ciągu tych trzech lat? Forma i siła wzrasta, a ja odkryłam ile innego jedzenia jeszcze jest na świecie, poza tym co się na codzień w domu rodzinnym jadało:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Kobieta zadbana intelektualnie.

Jako, że nie mogę zwyczajnie położyć się i zdychać jak prawdziwy mężczyzna, tylko walczę z grypo-przeziębieniem 5-ty tydzień, powoli zniechęcam się do uprawiania życzliwej złośliwości i intelektualnej wojny na sarkazm w słowach. Efekt: zaczynam mięknąć, być puchata i cieplutka. Czy musisz zdobyć profesjonalną wiedzę ze sprawdzonego źródła, które nie legitymuje się jako najtańsze i najłatwiejsze rozwiązanie? Nie, nie musisz. Czy musisz płacić ciężkie pieniądze za usługę, której kopię znajdziesz w darmowym internecie? Nie, nie musisz. Jako, że mogą to być równie dobrze moje ostatnie chwile, powiem Ci serio: NIC NIE MUSISZ. Bo nawet będąc dobrym człowiekiem możesz kogoś skrzywdzić. Odważnikiem, oczywiście. Bo to blog o odważnikach. Zatem wyjaśniam. Uwaga: zawiera treści DRASTYCZNE. I trening w real time. Trening też zawiera.

Wprowadzam seks do hardstyle.

Seks sprzeda wszystko. Ostatnio w oczy rzucił mi się gigantyczny baner, gdzie seksowna kobieta w lateksowym gorsecie, reklamuje kurs językowy. Była zapewne za tym jakaś zmyślna myśl, na mnie się jednak zepsuła. Za dużo gołych bab oglądam. I nazywam to pracą. Jako, że coraz częściej natykam się na zjawisko zwane rozdawnictwem certifikatów instruktorskich w swojej branży, postanowiłam wcale się nie sprzeciwiać, wcale nie apelować o rozsądek, tylko.. sprzedać się . Z hukiem. Wchodzisz na własną odpowiedzialność. I za okazaniem dowodu tożsamości.