Przejdź do głównej zawartości

O temacie wstydliwym i sposobach postępowania.



NIGDY bym nie uwierzyła, że również mnie to dotknie. Zawsze patrzyłam na to okiem obserwatora i miałam swoją opinię. Bardzo stanowczą, dodajmy, jak większość małych kurzych opinii, które w ciągu żywota ulegają zmianie. Temat u innych z entuzjazmem tykałam kijkiem i dziko zainteresowana patrzyłam na konwulsje.

Patrzyłam z boku i nie rozumiałam, jak można się tego wstydzić? Ale że jak? Czemu nie chcesz o tym gadać?

Kontuzje zdarzają się każdemu! Co tu ukrywać? Czemu warczysz? Ałaniegryź!

Jestem super_ostrożnym instruktorem dmuchającym na zimne. Chwalę się wręcz, że nie mam tego czegoś w głowie, co pcha dalej, pomimo iż lampki się zapalają a syreny zaczynają zawodzić. Można oczywiście tłumaczyć to byciem cieniasem, ale dziękuję bardzo - swoje rekordy wolę bić w dłuższym zakresie czasu, nie ryzykując utraty przyjemności treningowej. Nie mam sobie nic do udowodnienia, a tym bardziej innym - jakkolwiek by to heroicznie nie zabrzmiało, sprowadza się to do z francuskaMamwyje Bane lub - "ja naprawdę nie lubię gdy coś mnie boli".



Z powodów powyższych, i przykrych doświadczeniach z kręgosłupem, które zakorzeniły strach iście zwierzęcy w mej psychice, kontuzje były mi obce. Zakwasy, bóle w nadwyrężonych mięśniach - owszem, chleb powszedni. Naciągniętego Achillesa traktowałam jak order za głupotę stretchingową, ale i sygnał na temat granic nowego obszaru tymczasowych możliwości własnego ciała. Jednak do miana kontuzji to nie dorastało w moich oczach, tematu więc nie podejmowałam.

Przy wygibasach na rurce zaczęłam mieć mikro problemy z barkami i więzadłami w kolanie - jednak jak już wspomniałam, jestem ostrożna do przesady i nie dopuściłam do niczego większego. Kiedy więc zrąbałam nadgarstek, ucieszyłam się, że mam uczciwy temat na notkę.

Takiego wała.

Usiadłam do klawiatury i odechciało mi się wyjaśniać.



Sama nie rozumiem jak do tego doszło. Ręka boli miarą boleści - wpizdu. Nie ma złamania, nie ma przemieszczenia, moje szczupłe kostki mają się świetnie i dalej wyglądają ze wszech miar ponętnie. Ale mam ochotę odgryźć sobie łapę. Nie było lampek, nie było sygnałów, nie było nic* * mówiąc językiem klasyka. Nie mam pojęcia kiedy - podejrzewam przy czym.

Teraz rozumiem, że to właśnie zamyka usta w temacie kontuzji. Jeżeli doprowadzasz do uszkodzenia ciała z pełną premedytacją licząc na cud - możesz o tym śmiało mówić jowialnym tonem z lekkim utyskiwaniem na własną ambicję. Kiedy jednak robisz coś "w standardzie" i na drugi dzień budzisz się czując obcość własnej kończyny - czujesz pustkę i zniechęcenie. Czujesz instynktowny strach, że inne drapieżniki wyczują i wykorzystają Twoją słabość. I krótko ucinasz wszelkie pytania. Taki irracjonalny wstyd za własne ciało.

Jako, że nie wiem co mi właściwie jest i liczę, że dużo zielonego tejpu oraz masaży załatwi sprawę, nie będę się w temacie rozwodzić, tylko cierpliwie przeczekam własną niedyspozycyjność. Upierdliwość boleści działa mi na nerwy, bo jestem uzależniona od swoich sportów. Co oczywiście przekłada się na dwa istotne aspekty, z punktu widzenia osoby postronnej:

Wkurzam się szybciej i trenuję bez przyjemności.

Koko ko.

Stąd cenna rada dla osób postronnych - chodźcie na paluszkach i nie podpalajcie krótkiego lontu, gdy Wasza znajoma osoba nie może: wyżyć się / spełnić na sali treningowej, na trasie czy basenie. Myślcie o niej jak o kimś, kto po 10 latach palenia paczki papierosów dziennie, jako jedyny rzucił w towarzystwie palaczy. Wyhodujcie więcej cierpliwości. Nie zwracajcie uwagi na powarkiwania. Nie bierzcie do siebie szczekania. Nie próbujcie na siłę oderwać jej myśli od tego. Gdy kontuzja minie - odzyskacie tą osobę.

Sportowiec nie pipa, ale i tak nie rozgrzebujcie tematu bezmyślnie, bo to wymyka się racjonalności. Emocje silniejsze od logiki. 2000 lat cywilizacji, a i tak jesteśmy prymitywami. Na szczęście czas płynie i leczy rany.


Czas: 30 - 50 minut

Ćwiczenia:
1. 4 strony świata: Swing jednorącz + Snatch + przejście
2. Clean + Kolanko + Squat + Push Press

Drabina powtórzeń: 1-3 jeżeli to część Twojego treningu, 1-5 jeżeli to całość Twojego treningu.

Twoja rozpiska:
Zwiększamy ilość swingów, nie snatchy! Obrót z kettlem w górze daje nam zarówno czas na odpoczynek jak i wymaga równowagi ciała. 4 strony to jedna seria.
W drugiej połowie zwiększamy ilość kolanek i squatów z push press'ami. Jeżeli Twoja znikoma mobilność nie pozwala na pełen goblet squat - przysiady rób do momentu aż biodra znajdą się ciut poniżej kolan. Jeżeli ciężar w push pressie robi problem - asekuruj twarz drugą ręką.

Zielona: 8kg, drabina 1-5, dwie/trzy rundy.

Pomarańczowa: 12kg, drabina 1-5, dwie/trzy rundy.

Czerwona: 16kg-20kg, drabina 1-3, dwie/trzy rundy.

Enjoy!

P.S. Na obozie było pięknie. Za rok MUSISZ być. Seriously.

Komentarze

  1. och jakie fajne filmiki. tyle mnie ! ;) tak serio, to fajna była ta rundka na plaży. i obóz. dzięki. i ciągle czekam na zakwasy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy czytam z ust instruktora "Jako, że nie wiem co mi właściwie jest i liczę, że dużo zielonego tejpu oraz masaży załatwi sprawę" to siekiera mi się w kieszeni otwiera.
    Na USG marsz,a potem do dobrego fizjoterapeuty, bo po omacku to można kury jedynie macać

    OdpowiedzUsuń
  3. no przecież nie tejpuję się sama ;)

    /edit

    Fakt jednak, że nie było to najbardziej przemyślane zdanie jakie wyszło spod moich palców. By uściślić jednak sprawę, wiem co mi jest - diagnoza to łokieć golfisty i przeciążony najszerszy grzbietu. Nie brzmi to jednak "poważnie" ani nie wywołuje uczuć głębokiego współczucia, dlatego próbowałam pominąć nazewnictwo i udać pełną boleści kurkę, udającą hart ducha i niesamowite wręcz męstwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest szansa, żeby za rok nie pokrywał się obóz KB z OldTown? Bo przetrwanie na wastelandzie zawsze będzie miało pierwszeństwo... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybkiego zaleczania chorej kończyny życzę zatem z serca całego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Może nie brzmi poważnie ale.....zresztą pogadaj z Ojcem, on miał coś podobnego (golfistę czy tenisistę) więc Cię uświadomi ile czasu (i kasy) zajęło mu wyjście z tego g00wna.
    Przez mojego golfistę siłowa część treningu też mocno ucierpiała - w miesiącach mała, w miesiącach niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  7. gdzie zakładałaś taśmy i jaki jest koszt? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałem łokieć tenisisty (golfisty to to samo, jedna kontuzja dwie obiegowe nazwy). Nie wiem, w jakim stanie Ty jesteś, ale ja miałem problemy z utrzymaniem dużej patelni w ręku. Wyście z tego kosztowało mnie ponad 2 miesiące pauzy od treningów i 1500 złotych polskich.
    Sio do fizjoterapeuty i nawet nie myśl o ćwiczeniu - to wredne gówno, kiepsko się goi i niedoleczone lubi nawracać

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam swoją własną fizjoterapeutkę - klei mnie i masuje, a ja odwdzięczam się w naturze.
    /tadamtadam! wyobraźnia uruchomiona/

    OdpowiedzUsuń
  10. hahahaha to szczęściara :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mówiłaś, że jesteś biseksualna... Jak najbardziej lubicie to robić?

    OdpowiedzUsuń
  12. nasze relacje opierają się na zadawaniu bólu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zła odpowiedź. Teraz już się adept nie odczepi...

    OdpowiedzUsuń
  14. cicho cicho, na razie trawi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ooo... Tak właśnie myślałem, że lubisz tego typu fetysze. Z takich niepozornych blondyneczek wychodzą największe diablice. Bardziej lubisz być Top czy Bottom? Wyglądasz na taką niepozorną dominę chociaż to różnie bywa. Wykorzystujecie kettle? W sumie to dobra opcja, stwarza wiele możliwości. Lubicie bawić się na siłowni? Np. pieszczoty końcem gryfu? Dobra jest też stymulacja końcem zacisku na gryf tylko można się pokaleczyć więc trzeba uważać. To już hardcore. A próbowałyście czegoś luźniejszego w klimacie BDSM? Bo skoro zadajecie ból to pewnie głównie uprawiacie sadyzm i masochizm a próbowałyście czegoś bardziej lajtowego np. zwykłe bondage czy Wy tylko na ostro?

    OdpowiedzUsuń
  16. nie mogłeś tak jednym zgrabnym zdaniem, nie?

    OdpowiedzUsuń
  17. siostra bliźniaczka!

    OdpowiedzUsuń
  18. No Ange, bardzo pozytywna zmiana na blogu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę