Ile bym nie weszła na YT, tam czekają na mnie "proponowane" w postaci przeraźliwie drobnych kobiet uprawiających fitness. CO ZA CHAMSTWO. Wolałabym jakieś szczeniaczki.
Wcale się nie dziwię niskiej oglądalności mojego kanału, gdyż odstaję od reszty jak słoń od gazel. Świat uparcie twierdzi, że tylko te już chude trenują by schudnąć. Ewentualnie te odżywko-promowane, które najczęściej pokazują dokładnie to, czego nie robią, w sposób uznawany przez najlepszych sportowców za co najmniej archaiczny.
NIKT nie pokazuje babeczek przy kości, które trenują bo kochają, bez presji na zrzucanie kilo w telewizyjnym tempie. Nigdzie nie zobaczycie niedoskonałego brzucha z wylewającym się boczkiem, ani morświniej łapy w ciasnym rękawku jako zachęty do podjęcia aktywności fizycznej. Nie. Wszędzie "prawie doskonałe" przykłady sylwetek, chude dupska reklamujące pilatesowe treningi lub patyki na siłowni z jakimiś przepiórczymi ciężarami lub truchtające na bieżni. Zawsze przez to wstydziłam się siebie, a wstyd przeradzał się na wstręt do sportu.
Do tego, że sport to coś więcej niż chudnięcie, musiałam dorosnąć.
Ostatnie dwa miesiące jednak upłynęły pod widmem kontuzji łokcia (poledance my ass), przy dużym stresie związanym z najnowszym projektem - który rozwala mi kompletnie harmonogram dnia, próbami nie wyjścia z siebie na zajęciach rurkowych, odbudowywaniem siły z ketlami, ogarnianiem biznesu (kurs StrongFirst Bodyweight rządzi!) i trzymaniem się z dala od nowych/starych książek.
Nie zaprzeczę, że trochę mi się zaokrągliło (hello cycki! welcome back!) od szybkiego żarcia (mamy w Zielonej Górze odjechaną knajpę wegańską - nie, to nie oksymoron) i małej ilości snu. Niektórzy machną ręką, że na zimę to normalne - jednak mnie to wkurza. I jak tylko wyplączę się z....
HA.
OD JUTRA DIETA - znasz to?
Powiało stereotypem. Zanim jednak poczujesz się zawiedziona tym, że jestem prawdziwa a nie doskonała, powiem tak:
Im mniej myślę o diecie, tym mniej tyję.
Im mniej myślę o tym, że trening mnie zmęczy ("a przecież tyle mam jeszcze do zrobienia..!") - tym bardziej mam po nim energię.
Im mniej martwię się tym, czego robić nie mogę a chciałabym (chodzenie na rękach to moja najnowsza palma - życiowo zbędna, lecz jaka fajna!) - tym lepsze mam rezultaty w zakresach "nudnych" treningów.
Pamiętam, że bardzo motywowało mnie do treningów "spalających" małe, pikające urządzonko do pomiaru spalonych kalorii. Chyba trzeba będzie je odkurzyć i zostawić na chwilę powiększanie granic własnych umiejętności na rzecz spalenia jakiegoś procenta pro-zimowej otulinki, przy okazji serwując blogowi kilka treningów ze spływającym makijażem bądź też ryjkiem czerwonym od nadmiaru wrażeń. Super. Cieszę się na myśl o tym, że Internet wszystko pamięta.
A propo gadżetów MUST HAVE: pokochałam miłością bezwarunkową swoją nową aplikację do pomiaru "zdolności treningowej" czy, mówiąc językiem jajogłowych, do pomiaru statusu centralnego układu nerwowego. Poziom zdolności motorycznych zależy m.in. od zdolności wzrokowo-ruchowych i szybkości z jaką impuls nerwowy trafia do mięśnia. Dlatego ufam aplikacji, bo to akurat jest w stanie zmierzyć w banalnym teście.
Jako, iż testuję się w fazie ogólnie pojętej "ruchowej" regeneracji nie dam pełnego obrazu dokładności i użyteczności aplikacji CNS Tap Test. Za około tydzień powinnam mieć już jakieś konkretniejsze wyniki, więc na pewno się z Wami nimi (i szerszym info na ten temat) podzielę.
Stay tuned.
p.s. mam również instagram ze słitfociami - znajdziecie mnie pod "iron_church".
Wcale się nie dziwię niskiej oglądalności mojego kanału, gdyż odstaję od reszty jak słoń od gazel. Świat uparcie twierdzi, że tylko te już chude trenują by schudnąć. Ewentualnie te odżywko-promowane, które najczęściej pokazują dokładnie to, czego nie robią, w sposób uznawany przez najlepszych sportowców za co najmniej archaiczny.
NIKT nie pokazuje babeczek przy kości, które trenują bo kochają, bez presji na zrzucanie kilo w telewizyjnym tempie. Nigdzie nie zobaczycie niedoskonałego brzucha z wylewającym się boczkiem, ani morświniej łapy w ciasnym rękawku jako zachęty do podjęcia aktywności fizycznej. Nie. Wszędzie "prawie doskonałe" przykłady sylwetek, chude dupska reklamujące pilatesowe treningi lub patyki na siłowni z jakimiś przepiórczymi ciężarami lub truchtające na bieżni. Zawsze przez to wstydziłam się siebie, a wstyd przeradzał się na wstręt do sportu.
Do tego, że sport to coś więcej niż chudnięcie, musiałam dorosnąć.
Ostatnie dwa miesiące jednak upłynęły pod widmem kontuzji łokcia (poledance my ass), przy dużym stresie związanym z najnowszym projektem - który rozwala mi kompletnie harmonogram dnia, próbami nie wyjścia z siebie na zajęciach rurkowych, odbudowywaniem siły z ketlami, ogarnianiem biznesu (kurs StrongFirst Bodyweight rządzi!) i trzymaniem się z dala od nowych/starych książek.
Nie zaprzeczę, że trochę mi się zaokrągliło (hello cycki! welcome back!) od szybkiego żarcia (mamy w Zielonej Górze odjechaną knajpę wegańską - nie, to nie oksymoron) i małej ilości snu. Niektórzy machną ręką, że na zimę to normalne - jednak mnie to wkurza. I jak tylko wyplączę się z....
HA.
OD JUTRA DIETA - znasz to?
Powiało stereotypem. Zanim jednak poczujesz się zawiedziona tym, że jestem prawdziwa a nie doskonała, powiem tak:
Im mniej myślę o diecie, tym mniej tyję.
Im mniej myślę o tym, że trening mnie zmęczy ("a przecież tyle mam jeszcze do zrobienia..!") - tym bardziej mam po nim energię.
Im mniej martwię się tym, czego robić nie mogę a chciałabym (chodzenie na rękach to moja najnowsza palma - życiowo zbędna, lecz jaka fajna!) - tym lepsze mam rezultaty w zakresach "nudnych" treningów.
Pamiętam, że bardzo motywowało mnie do treningów "spalających" małe, pikające urządzonko do pomiaru spalonych kalorii. Chyba trzeba będzie je odkurzyć i zostawić na chwilę powiększanie granic własnych umiejętności na rzecz spalenia jakiegoś procenta pro-zimowej otulinki, przy okazji serwując blogowi kilka treningów ze spływającym makijażem bądź też ryjkiem czerwonym od nadmiaru wrażeń. Super. Cieszę się na myśl o tym, że Internet wszystko pamięta.
A propo gadżetów MUST HAVE: pokochałam miłością bezwarunkową swoją nową aplikację do pomiaru "zdolności treningowej" czy, mówiąc językiem jajogłowych, do pomiaru statusu centralnego układu nerwowego. Poziom zdolności motorycznych zależy m.in. od zdolności wzrokowo-ruchowych i szybkości z jaką impuls nerwowy trafia do mięśnia. Dlatego ufam aplikacji, bo to akurat jest w stanie zmierzyć w banalnym teście.
Jako, iż testuję się w fazie ogólnie pojętej "ruchowej" regeneracji nie dam pełnego obrazu dokładności i użyteczności aplikacji CNS Tap Test. Za około tydzień powinnam mieć już jakieś konkretniejsze wyniki, więc na pewno się z Wami nimi (i szerszym info na ten temat) podzielę.
Stay tuned.
p.s. mam również instagram ze słitfociami - znajdziecie mnie pod "iron_church".
Z ta dieta i parcien na wyglad to rozumiem. Narazie udalo mi sie zrzucic 14 kg, ale nadal jestem z brzuchem i np. na basenie czasem sie troche smieja. Poki sie nie rozpedze. Ale to juz kwestia "mentalnego" grubasa. A co do ksiazek, widze ze dobry wybor (post-apo, fantasy). To rozumiem, cwiczenia na glowe i na cialo.
OdpowiedzUsuńA ja zawsze tłumaczyłam swój zimowy tłuszczyk izolacją i zapasem do spalania na stanowisku strzeleckim. ;)
OdpowiedzUsuń"jestem prawdziwa a nie doskonała"- good one!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :)
wierutne kłamstwo. Twoje rezerwy tłuszczowe myszy w spoczynku by nie wykarmiły.
OdpowiedzUsuńA już myślałam,że zobaczę Cię na insta z selfie w windzie...
OdpowiedzUsuńnie kracz! :))
OdpowiedzUsuńAj tam Ange Nie narzekamy tylko trening morderczy wrzucamy ;)
OdpowiedzUsuńA pocieszy Cię jeśli napisze, że oto dziś mój szanowny małżonek stwierdził "wiesz ja to chyba zacznę z tobą te twoje kettle cwiczyc" (ok, po ponad 3 miesiącach ćwiczeń ale jednak :D)? A jak z naszym treningiem? Znajdziesz czas?☺
Dokładnie! Dawaj trening! Dawaj trening! :D
OdpowiedzUsuńJak się nazywa owa wegańska restauracja?bywam czasami w zielonej i chętnie bym sprawdził.z góry dziękuję za odpowiedź
OdpowiedzUsuńWEGARNIK
OdpowiedzUsuńul Jedności 16
MUSISZ spróbować :]
Angela, żyjesz?
OdpowiedzUsuń