Przejdź do głównej zawartości

Autoreklama nie hańbi.

Żyjemy w kraju, w którym ciągle uczą, że nasze dokonania krzyczą za nas samych. Że powinno się cicho zapierdalać, a sukces sam buchnie podczas gdy my w pełnej pokorze* *i z obowiązkowym pąsem będziemy "znosić" zachwyt publiczności.

Przepraszam, ale tak to nie działa. Jeżeli nie gdaczesz, to nikt nie zwróci uwagi na Twoje jajko. I nie ma znaczenia, że myślisz, iż Twoje jajko jest zwyczaje, albo że lepszych lub większych jajek na świecie jest masa, a do tego mają lepsze kolory.

Wiesz, komu najbardziej przeszkadza to, że się pochwalisz własnym osiągnięciem?


Zakompleksionej miernocie.


Normalnej osobie, która lubi siebie i swoje życie, która spełnia się w swoich pasjach, nie gardzi swoją pracą oraz otacza się ludźmi, którzy są dla niej wartościowi i dobrzy - NIGDY nie będzie przeszkadzać Twój sukces! Dlaczego? Bo takie osoby, nawet jeżeli nie będą szczać pod siebie z zachwytu nad Tobą i Twoimi osiągnięciami - nie będą ciągnąć Cię w dół przykrym komentarzem, złym słowem czy degradującym podsumowaniem. Nawet jeżeli Twój sukces jest dla nich przeszłym dokonaniem lub rozgrzewką.

Denerwuje Cię, że koleżanka chwali się, że przebiegła 3km lub podniosła 8kg i wszyscy jej klaszczą, a Ty codziennie ciśniesz 15km albo wywalasz 20kg i wszyscy mają to w dupie? Odwróć te naturalne emocje. Pogratuluj również. To dla niej będzie dużo znaczyć, jeżeli podzielisz się swoim doświadczeniem, jeżeli z entuzjazmem będziesz mówić o kolejnych etapach, które ona sama może osiągnąć.

NIGDY nie przyćmiewaj czyjegoś szczęścia i blasku. ZAWSZE wspieraj czyjś sukces. Dlaczego? Nie, nie dlatego że to się opłaca, czy dlatego że samemu możesz na tym blasku zyskać. Dlatego, że IT'S A GOOD THING TO DO. Dlatego, że otacza nas za dużo zawiści i złośliwości, i jeżeli będziemy do tego sami dolewać, to nas żółć zaleje na amen.

Zauważyłam, że gdy ktoś się chwali, rozstępuje się Morze Czerwone. Jedni słodkopierdząco piszą/mówią "Najlepsza!", nie mając pojęcia o temacie, ale pragnąc utożsamiać się z Jakimś Mistrzem (bo to podobno nobilituje - taka znajomość). Drudzy albo rzucą kąśliwą uwagą, albo zmilczą, kumulując w sobie poczucie niesprawiedliwości na świat, który ich nie docenia. I tak w zależności od liczby papierowych przyjaciół*, usłyszysz, że albo jesteś Bruce Lee, albo Pizdą kopiącą w cytrynę**.

*papierowy przyjaciel - jest gdy jest dobrze, nie ma go gdy jest źle

**żarcik ze starych internetów

Proces warunkowania podobnego społeczeństwa to temat na kilka prac magisterskich. Ważne by zrozumieć, że nagradzając czyjś wysiłek NIC nie tracisz. Twoje umiejętności nie maleją. Twoje osiągnięcia się nie dewaluują. Twoje plany się nie przedawniają.

Są miliardy ludzi na świecie - nie, nie jesteś wyjątkowy. Zawsze znajdzie się chociażby jakiś Chińczyk, który umie coś lepiej, robi coś lepiej, skacze gdzieś wyżej. Zawsze będzie ktoś lepszy z rachunku prawdopodobieństwa. Jeżeli masz zamiar się porównywać - to tylko po to, by planować własną drogę na szczyt. Jeżeli masz konkurować, to tylko po to, by osiągnąć swoje 300%.

Masz obowiązek wobec własnego ego, do cieszenia się publicznie ze swoich umiejętności, ze swoich osiągnięć, ze swojego progresu. Jeżeli tego nie robisz - a nie mówimy tu o wpychaniu innym ludziom własnego sukcesu w gardła - nie dziw się, że "jesteś dla ludzi nikim". Każdy jest własnym pępkiem wszechświata. Daj się poznać jako zajebiście duża planeta w ich systemie, a bardzo się zaskoczysz.

Niniejszym chciałam pochwalić się swoją boską Marlenką - znając ją nie od wczoraj doskonale zdaję sobie sprawę, co ten bieg (Puchar Polski Skyrunning 2015 -> Chojnik Maraton.) dla niej znaczył. Kto śledzi mojego funpage'a na pewno odsłuchał ostatniej audycji, w której Marlenka mówiła o kettlebell i bieganiu. Przypomnę: KLIK KLIK



No. A teraz mam elegancki powód by siebie/się pochwalić.



W ramach wsparcia - wysyłam kettlowy kubek* mocy. *a co to? tu: http://powerworkout.blog.pl/sklep/

A dlatego, że nastąpiła miłość od pierwszego wejrzenia, dorzucę to:



Tam z kolei wspierająco-motywująco wysyłam ostatnią koszulkę PW jaka mi została.

Komentarze

  1. Zawsze podkreślam jakkolwiek to brzmi,że jesteś moim guru, nie tylko ketlowym,ale również w podejściu do wielu rzeczy. Czytam ten blog regularnie od 2 lat, widzę jakie postępy zachodzą u Ciebie,widzę jakie zmiany zachodzą we mnie. Lałam żółcią, czasami jeszcze zdarzy się, ale coraz mniej, to właśnie chyba dlatego,że coraz lepiej z moją akceptacją. Treningi są najlepszą terapią, a przeszłam te psychologiczne więc wiem co mówię :)

    wielki szacun dla tej pani, za osiągnięcia.

    Ostatnio dokupiłam 12 i 16.
    chociaż zmieniłam trochę trening i zdradziłam ping-pongi na rzecz hantli, nie czuje tego i podejrzewam,że założony plan siłowy nie dokończę, bo w każdej wolnej chwili jednak wyciągam kettle.
    Duży progress dały mi kulki kiedy przeszłam do wyciskania hantli. Siła większa i mega zadowolenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. noż się uśmiałam!!! Zwariowana Angela co jeszcze bardziej zwariowane baby do siebie przyciąga!!! czytam czytam regularnie... ćwiczę kettlem też regularnie... wedle Twoich zaleceń i treningów a technika pochwalona przez znajomego instruktora kettlowego :D ... mam nadzieję, że i ja będę mogła się niebawem pochwalić wynikami ;) pozdrawiam i nie przestawaj !!! ketlować ani pisać!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholera!
    Było więcej nawrzucać, to może i na gacie bym się załapała! ;)
    Od ciastek lepsze jest raffaello :P

    ps. czekam niecierpliwie na odpowiedź w kwestii żurawia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłem lepiej zacząć tego dnia niż od tego postu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bardziej z zapytaniem do Was dziewczyny. Jak radzicie sobie z pochłanianiem jedzenia? Ja poprostu wciagam porcje 40-letniego faceta jedna dziurka od nosa. Nie wiem jak to opanować. To że żre porcje jak mój chłop to pól biedy, ale wiem że jezeli Jadlabym mniej to moja figura napewno by zyskała. Ale machając codziennie lub ruszając sie poprostu nie moge sie opanować z głodu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie czegoś brakuje w Twoim organizmie. Często jest, że po dużym wysiłku na ciężarach - nasze mięśnie wołają o uzupełnienie glikogenu, jednak samą potrzebę michy żarcia przywiązywałabym raczej do mózgu.
    Druga sprawa - co jesz. U mnie dużo rozwiązało się samo, gdy podarowałam sobie ryż/makaron. Zaczęłam się "przejadać" zieleniną i w końcu mój mózg zrejterował (bo to na dłuższą metę paskudne jest). Teraz jestem syta szybciej i nie mam odruchu paniki mózgu. Jednak podstawa to wciąż u mnie nałożenie mniejszej porcji. Przy większej zawsze mam potrzebę "wyczyszczenia talerza" by się "nie zmarnowało".
    Albo idź do dietetyka, który wygląda młodo i zdrowo, albo na złość mózgowi obetnij "kalorie szczęścia" jakie dają ryż/makaron.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w...

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli", ...

Największe błędy. O tym jak zostałam chujem-instruktorem.

Może trochę będę świnia, ale z drugiej strony mój wewnętrzny kettlo-nazizm mocno się wzdryga, gdy widzę co się dzieje w grupach podobno zaawansowanych. I tak, świnia, bo mówię na przykładzie własnego klubu. Zatem jadę po kolegach instruktorach, tym sposobem awansując już oficjalnie do miana Chamidła Roku 2019. Zdobycie uprawnień StrongFirst nie wymaga przynależności do Mafii Kettlowej ani tym bardziej Żelaznej Milicji. Możesz być technicznie kompetentny, możesz mieć poukładane w głowie i znać progresje jak kształt swej poduszki, a i tak jest ryzyko, że wpadniesz w pułapkę "byle jak, byle już z dupy było". Dlaczego? Dorośli ludzie często mają problem z uczeniem się. Chcą szybko już umieć i być "dobrym w". Nie chcą się męczyć "przedszkolem". Przecież są dojrzali i inteligentni. Deklarują przy tym, że rozumieją iż proces przyswajania nowych motorycznych umiejętności może wymagać czasu, pokory i dystansu do siebie. Taa.  Koledzy i koleżanki po fach...