Jedni mogą nazywać to dojrzewaniem w zawodzie, inni - cynicznym stetryczeniem - ale czy to tylko ja, czy świat głupieje coraz bardziej na punkcie Fit Gwiazd i Gwiazd Fitnessu? Nie jestem fitnessowym nazistą, by głosić Czystość i Wyższość jednego trendu nad drugim* *yes, who am I kiddin'? Kettlebellz Rulez! Handluj z tym. ale mdłe "rób cokolwiek, ważne że robisz!" zawsze nagradzałam odruchem wymiotnym. Powoli wkraczająca tendencja by ćwiczyć dla zdrowia a nie wyglądu - bardzo mnie cieszy.
![](http://an_ge.w.interia.pl/powerworkout/banerek_lll.jpg)
Nie cieszy mnie jednak, iż teraz każdy jest instruktorem wszystkiego. Każdy doradza, uczy i inspiruje, włącznie z mą nader skromną osobą* *która ma wystarczająco dużo dystansu do siebie i zdrowego rozsądku by popełnić poniższą notkę.
Nie papierkiem, o dziwo nie latami doświadczeń. Ilość odbytych szkoleń to też nie świadectwo JAKOŚCI wiedzy, jaką instruktor posiada. Wartości z jakimi się identyfikuje i narzędzia, którymi się posługuje - to już jest jakieś okno na świat tego instruktora. A przynajmniej diagnoza, jakie skrzywienie posiada.
Dobry instruktor przed każdym ćwiczeniem odpowie sobie na pytanie - co owe ćwiczenie ma mi "dać"? Przed ustaleniem ilości powtórzeń - co chcę osiągnąć? A przed zaprojektowaniem rozkładu i kolejności ćwiczeń - co chcę uzyskać? Jak jedno ćwiczenie w takiej ilości serii wpłynie na drugie i trzecie?
Ale tego Klient nie wie. Klient widzi to, co jamochłon chce widzieć:
- czy Instruktor/ka dobrze wygląda?
- czy składa obietnice równie szybko co polityk?
- czy jest silniejszy/wytrzymalszy/szybszy?
- czy na zajęciach jest "fun"?
- czy się pocę jak świnia, a zatem spalam milion kalorii?
- czy puchnę w bajsepsie, a zatem rosnę?
- czy na drugi i trzeci dzień mam zakwasy, a zatem był DOBRY TRENING?
- czy motywuje mnie, głaszcze, klaszcze, lub spank'uje?
Co do zakwasów - to tak, temat głęboki, więc będzie w następnej notce. Co do różnic pomiędzy cheerleaderką a instruktorem, to wypowiadałam się nie raz, trzeba sobie odkopać. Co do wyglądu instruktora - no cóż, jestem za tym, by swoją sylwetką popierać to, co się propaguje* *ja, na przykład, propaguję posiadania mięsa na kościach. więc jeżeli Instruktorka jest chudsza niż ustawa przewiduje, a uprawia łagodny pilates z elementami zawierającymi żywsze bicie serca - to niech się wypowiada w kwestii diety, a nie ćwiczeń na zrzucenie 5kg. Nie wiem jak do Was, ale do mnie trafia zawsze historia, a nie utrzymywanie statusu quo.
Otóż sposobów jest sporo. Można gwałcić przyciski na Youtube lub aplikacji na mądrym telefonie. Można samemu wymyślać sposoby aktywności i uczyć się (lub nie) na własnych błędach (hello bieganie!). Można czepiać się różnych zajęć i po kilku zajęciach, odtwarzać proces samemu w domu/siłowni. Można wysyłać maile do różnych instruktorów, obowiązkowo z własną historią, problemami i dziesiątką pytań, wraz z prośbo-żądaniem. Post scriptum: to jest BARDZO w złym tonie, uwierzcie mi.
Można również zaopatrzyć się w KSIĄŻKĘ. A nowości wydawniczych w empiku - jak na wiosnę przystało - jest płodnie.
![](http://an_ge.w.interia.pl/powerworkout/ksiazki_maj_2015.jpg)
Dokładnej recenzji nie napiszę, nie powiem co sądzić. Nie zajęłam się treningiem w celu zmiany wyglądu, tylko ze względów zdrowotnych - dlatego wiele z przywar fitnessu mnie ominęło i omija. Przejrzałam książki i kojarzę nazwiska. Wypowiem się obiektywnie, bez udawania Ą i Ę.
Co tam mamy? Dobre (jakościowo) zdjęcia, wiele wiele WIELE ćwiczeń (jako zwolennik klasyki nie będę komentować). Sporo tekstu - ciężko powiedzieć czy jednego czy więcej autorów. Są porady, są przepisy, są inspiracje. Niejednokrotnie doszukać się sensu w planie treningowym (jeżeli takowy istnieje) to nie łatwizna dla osoby początkującej, choć nazwiska mają poparcie w tytułach i chciało by się móc zaufać w pełni, bez zbędnego myślenia.
W pierś (młodą i jędrną) się biję, bo też miałam epizody, gdy trening układałam w myśl zasady: to jest fajne i to jest fajne, więc razem z tym trzeci, to już w ogóle zajebiste będzie. Po tym jednak natchnionym dążeniu do fajności przyszło orzeźwienie. Mniejsza o okoliczności przyrody i postacie drugoplanowe.
Zawsze będzie moda na bycie Fit, tak jak zawsze będą kolejki w McKwaku. Nie zaoszczędzisz na dobrym instruktorze, zaoszczędzisz na bylejakim instruktorze. Warto poszukać dobrego, nie z uwagi na możliwość odcięcia się od procesów myślenia, ale dlatego by nauczyć się myśleć 'treningowo' i by móc być niezależnym od dobrego instruktora.
Dobry instruktor to taki, który nauczy Cię myślenia, techniki i proporcji. Czy zostaniesz z nim/nią, czy postanowisz trenować samodzielnie - to będzie Twój wybór, nie konieczność.
Kiepski instruktor będzie wiązał Cię ze sobą czy to poprzez emocje (tylko on/a zmusza Cię do ruszenia dupy!), system nagradzania, brak rzetelności w tłumaczeniu (w sumie, to nie wiesz czy dobrze robisz?), zatajanie (nie ma 'sekretów', ale są poważne niedomówienia) lub manipulację (masz efekty dopóki płacisz). I na takim możesz zaoszczędzić.
p.s. najnowszym sponsorem braku odcinka z treningiem jest Dmitry Glukhovsky ze swoim "Futu.re". Zażalenia i skargi proszę kierować do niego.
![](http://an_ge.w.interia.pl/powerworkout/banerek_lll.jpg)
Nie cieszy mnie jednak, iż teraz każdy jest instruktorem wszystkiego. Każdy doradza, uczy i inspiruje, włącznie z mą nader skromną osobą* *która ma wystarczająco dużo dystansu do siebie i zdrowego rozsądku by popełnić poniższą notkę.
Żodyn jednak nie ponosi odpowiedzialności za to, co mówi/pisze/objaśnia. Żodyn.
Czym się różni kiepski instruktor od dobrego?
Nie papierkiem, o dziwo nie latami doświadczeń. Ilość odbytych szkoleń to też nie świadectwo JAKOŚCI wiedzy, jaką instruktor posiada. Wartości z jakimi się identyfikuje i narzędzia, którymi się posługuje - to już jest jakieś okno na świat tego instruktora. A przynajmniej diagnoza, jakie skrzywienie posiada.
Dobry instruktor przed każdym ćwiczeniem odpowie sobie na pytanie - co owe ćwiczenie ma mi "dać"? Przed ustaleniem ilości powtórzeń - co chcę osiągnąć? A przed zaprojektowaniem rozkładu i kolejności ćwiczeń - co chcę uzyskać? Jak jedno ćwiczenie w takiej ilości serii wpłynie na drugie i trzecie?
Ale tego Klient nie wie. Klient widzi to, co jamochłon chce widzieć:
- czy Instruktor/ka dobrze wygląda?
- czy składa obietnice równie szybko co polityk?
- czy jest silniejszy/wytrzymalszy/szybszy?
- czy na zajęciach jest "fun"?
- czy się pocę jak świnia, a zatem spalam milion kalorii?
- czy puchnę w bajsepsie, a zatem rosnę?
- czy na drugi i trzeci dzień mam zakwasy, a zatem był DOBRY TRENING?
- czy motywuje mnie, głaszcze, klaszcze, lub spank'uje?
Co do zakwasów - to tak, temat głęboki, więc będzie w następnej notce. Co do różnic pomiędzy cheerleaderką a instruktorem, to wypowiadałam się nie raz, trzeba sobie odkopać. Co do wyglądu instruktora - no cóż, jestem za tym, by swoją sylwetką popierać to, co się propaguje* *ja, na przykład, propaguję posiadania mięsa na kościach. więc jeżeli Instruktorka jest chudsza niż ustawa przewiduje, a uprawia łagodny pilates z elementami zawierającymi żywsze bicie serca - to niech się wypowiada w kwestii diety, a nie ćwiczeń na zrzucenie 5kg. Nie wiem jak do Was, ale do mnie trafia zawsze historia, a nie utrzymywanie statusu quo.
Wracając jednak do tematu przewodniego - Jak zaoszczędzić na Instruktorze?
Otóż sposobów jest sporo. Można gwałcić przyciski na Youtube lub aplikacji na mądrym telefonie. Można samemu wymyślać sposoby aktywności i uczyć się (lub nie) na własnych błędach (hello bieganie!). Można czepiać się różnych zajęć i po kilku zajęciach, odtwarzać proces samemu w domu/siłowni. Można wysyłać maile do różnych instruktorów, obowiązkowo z własną historią, problemami i dziesiątką pytań, wraz z prośbo-żądaniem. Post scriptum: to jest BARDZO w złym tonie, uwierzcie mi.
Można również zaopatrzyć się w KSIĄŻKĘ. A nowości wydawniczych w empiku - jak na wiosnę przystało - jest płodnie.
![](http://an_ge.w.interia.pl/powerworkout/ksiazki_maj_2015.jpg)
Nie zajmuję się bieganiem, więc tematu książek dot. biegania nie poruszę. Dość powiedzieć, że znajdziecie ich cały regał.
Dokładnej recenzji nie napiszę, nie powiem co sądzić. Nie zajęłam się treningiem w celu zmiany wyglądu, tylko ze względów zdrowotnych - dlatego wiele z przywar fitnessu mnie ominęło i omija. Przejrzałam książki i kojarzę nazwiska. Wypowiem się obiektywnie, bez udawania Ą i Ę.
Co tam mamy? Dobre (jakościowo) zdjęcia, wiele wiele WIELE ćwiczeń (jako zwolennik klasyki nie będę komentować). Sporo tekstu - ciężko powiedzieć czy jednego czy więcej autorów. Są porady, są przepisy, są inspiracje. Niejednokrotnie doszukać się sensu w planie treningowym (jeżeli takowy istnieje) to nie łatwizna dla osoby początkującej, choć nazwiska mają poparcie w tytułach i chciało by się móc zaufać w pełni, bez zbędnego myślenia.
Chcę jednak nadmienić, że myślenie jest zawsze niezbędne.
W pierś (młodą i jędrną) się biję, bo też miałam epizody, gdy trening układałam w myśl zasady: to jest fajne i to jest fajne, więc razem z tym trzeci, to już w ogóle zajebiste będzie. Po tym jednak natchnionym dążeniu do fajności przyszło orzeźwienie. Mniejsza o okoliczności przyrody i postacie drugoplanowe.
Zawsze będzie moda na bycie Fit, tak jak zawsze będą kolejki w McKwaku. Nie zaoszczędzisz na dobrym instruktorze, zaoszczędzisz na bylejakim instruktorze. Warto poszukać dobrego, nie z uwagi na możliwość odcięcia się od procesów myślenia, ale dlatego by nauczyć się myśleć 'treningowo' i by móc być niezależnym od dobrego instruktora.
Dobry niekoniecznie oznacza "fajny", "ładny" czy "miły".
Dobry instruktor to taki, który nauczy Cię myślenia, techniki i proporcji. Czy zostaniesz z nim/nią, czy postanowisz trenować samodzielnie - to będzie Twój wybór, nie konieczność.
Kiepski instruktor będzie wiązał Cię ze sobą czy to poprzez emocje (tylko on/a zmusza Cię do ruszenia dupy!), system nagradzania, brak rzetelności w tłumaczeniu (w sumie, to nie wiesz czy dobrze robisz?), zatajanie (nie ma 'sekretów', ale są poważne niedomówienia) lub manipulację (masz efekty dopóki płacisz). I na takim możesz zaoszczędzić.
p.s. najnowszym sponsorem braku odcinka z treningiem jest Dmitry Glukhovsky ze swoim "Futu.re". Zażalenia i skargi proszę kierować do niego.
"Można samemu wymyślać sposoby aktywności i uczyć się (lub nie) na własnych błędach (hello bieganie!)"-zrozumiałam sugestię ;)
OdpowiedzUsuńa ja nie...
OdpowiedzUsuńNa tej lekturze zakończę czytanie internetów na dziś, aby zostać na tym wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuńJa wywnioskowałem z wpisu, że są dwie drogi do rozwoju w fitnessie itp tej branży. Pierwsza: czytasz, dowiadujesz się sprawdzasz i popełniasz wiele błędów, jednak w końcu się uczysz i to dobrze, o ile zdążyłaś zrobić to przed utratą zdrowia. Druga: idziesz do profesjonalisty, mówisz co chcesz osiągnąć, on dzięki poznaniu Ciebie i dostosowaniu treningu robi z Tobą dobre efekty, bezpieczne dla Twojego zdrowia.
Ps. wybacz, że użyłem słowa profesjonalista w rodzaju męskim. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, natomiast Twój wpis (jak i cały blog), że spokojnie można nazwać Cię Profesjonalistką przez duże PE : ))
o!
OdpowiedzUsuńchcesz pisać trailery i streszczenia moich notek? ;]
Wszystko jest względne - trzeba słuchać ciała i rozsądku.
OdpowiedzUsuńZwykle na początku trzeba się tego nauczyć i musi pomóc ktoś z zewnątrz z odpowiednim doświadczeniem i wiedzą teoretyczną. Dobry trener/coach jest potrzebny do czterech rzeczy:
1. Pokazanie, że zmiana jest możliwą i pokazanie narzędzi (ćwiczenia, plany, warsztaty doskonalące, wiedza, jak mierzyć OBIEKTYWNIE wyniki/postęp)
2. Uświadomienie, że "porządana" zmiana zależy tylko i wyłącznie ode mnie, że mam odpowiednie zasoby i w każdej chwili potrafię zrobić sobie sam dobrze;-) - nikt za nikogo nic nie zrobi. kropka!
3. Uświadomienie, że wszystko wymaga czasu=rozsądku=słuchania ciała, że zdarzają się porażki i że to jest normalne i kiedyś nastąpi powrót do pkt 2.
4. Najważniejsze - dobry trener wie kiedy się całkowicie wycofać
I jak wrażenia z Futu.re? I gdzie mój kubeczek?! ;)
OdpowiedzUsuńJak to jest, że w ZG które poniekąd nazywane jest centrum kettlebell w Polsce, nie ma od dawna nikogo nowego w TopTeam a co chwilę jest ktoś nowy np. w Bielsko Białej? Oszczędzanie na instruktorach czy oszczędni klienci?
OdpowiedzUsuńArg. Pamięć zapełniona. Muszę coś wykasować.
OdpowiedzUsuńCzyli polecasz?
OdpowiedzUsuńPoniekąd nazywane jest? Oszczędzanie na instruktorach?
OdpowiedzUsuń:)
W Centrum KB Polska, z siedzibą w Zielonej Górze jest grono klientów, którzy są o włos o dostanie się do TT. Jednak chcemy to zrobić spektakularnie i wypuścić w jednym terminie kilka/kilkanaście osób na raz :) taka strategia Tomku, by nie edyfikować pojedynczo kolejnej osoby, tylko pokazać siłę zespołu, który tworzymy. Pozdrawiam i rozumiem, że już niedługo Ciebie również w TT zobaczymy :D
Miota mną pomiędzy wściekle zaskakującą naiwnością wydarzeń a krzywdzącymi oczy obrazami brutalnego seksu. Więc nie wiem czy polecam, ale konstrukcja antyutopii cudowna.
OdpowiedzUsuńhahaha. może w ramach wsparcia Zielonej Góry też machnę ? tylko jakby tu tego pressa absurdalnie ciezkiego dziabnąć ;)
OdpowiedzUsuńBo "w literaturze chodzi o emocje". Tak twierdził Glukhovsky na Pyrkonie. :P
OdpowiedzUsuńDziewczyno, genialny masz ten blog, gdybym miał Zieloną Górę bliżej to bym się do Ciebie przejechał z jakimś shakie'm białkowym albo samorobionym sushi w nagrodę za dobrze robioną robotę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dorian