Przejdź do głównej zawartości

Obóz HardStyle i czemu na niego nie jechać



"Spośród wszystkich to właśnie Ty zostałeś wylosowany.."

Przysięgam, jak widzę marketingowy szajs "tylko my mamy i właśnie TOBIE damy" pragnący ponad wszelką miarę udowodnić mi, jaką szczególną osobą jestem, jak wyjątkowym jestem człowiekiem lub jak niebotyczne szczęście właśnie mnie dotknęło, to mam ochotę rzucić się przez okno*. *wprost na dach sąsiada, który potajemnie od dwóch lat służy mi za taras do opalania. Dach, nie sąsiad.

To jest właśnie problem z dobrymi rzeczami, że ciężko nam w nie uwierzyć, gdy ktoś na nie Cię namawia. Właśnie przez te zapewnienia o naszej ważności w kosmosie. Zanim jednak dojdę do sedna, ważna dygresja.



Nie jesteś ważny dla losów tego świata. Jesteś być może ważny dla jakiejś drugiej osoby* *Twoja mama. Może masz grono świetnych znajomych, ale wiesz jak to było z Hiobem w Starym Testamencie. Każdy z nas rodzi się sam, i sam umiera - zgodnie z faktem, że nikt tego nie zrobi*. *chyba, że jesteś arcybogatym pierdzielem opływającym w sanitariuszki Playboya.

Zostajesz więc Ty i Twoja głowa - Twoje wspomnienia i doświadczenia. I o ile nie nabawisz się Alzheimera, życzę Ci, byś miał więcej dobrego do wspominania niż złego. A pisząc "dobrego", nie mam na myśli marmurowej fontanny w salonie czy jachtu w Monaco.

O ile jeszcze nie myślisz o umieraniu i uważasz, że "masz jeszcze czas" - o tyle się mylisz. Po pierwsze dlatego, że nie wiesz kiedy Ci cegła w drewnianym kościele na łeb spadnie, a po drugie - bo omija cię ŻYCIE.

Ważne jest to, JAK żyjesz. Poza okazjonalnym "jebaniem biedy", żarciu najtańszego gówna z fastfooda, czy zalaniem pały w piątunio.

Ważne jest to, KIM się otaczasz. Poza znajomymi z pracy i panią na kasie w Tesco.

Ważne jest to, co robisz z danym Ci CZASEM. Poza zapierdalaniem w chomiczej kulce, życiem przed monitorem oraz oglądaniem się za ramię, gdzie Ci owy czas spierdolił.



Jeżeli więc wybierasz by swój wolny czas poświęcić na podobnych Tobie, w pewnym sensie wykoślawionych popaprańców - chyba robisz to dobrze. Chyba właśnie czynnie budujesz wspomnienia, które sprawią, że uśmiechniesz się w kiepski dzień. Chyba zdajesz sobie sprawę, że jeżeli nie teraz - to prawdopodobnie nigdy.

Zanim posądzisz mnie o natrętną kryptoreklamę, chcę powiedzieć coś o największym post-apo zlocie zwanym Oldtown. Możesz nie być miłośnikiem syfu/gorąca/smrodu... eee, przepraszam, miało być Postapo/broni/survivalu/alkoholu/kobiet/epickości* *pozdro, zwyrole, ale wiedz, że ludzie jadą tam właśnie po wspomnienia, których nie da się zduplikować*. *tak, wszystkie zdjęcia z Chorwacji/Tunezji/Grecji/Egiptu WYGLĄDAJĄ TAK SAMO. Deal with it.

Większość ludzi boi się zawsze przysłowiowego "Abo to, Abo tego".

Doskonale wie, że cuda zdarzają się poza strefą komfortu, ale nie ma zamiaru się tam wypuszczać, "nobo wiesz, nobo ale". Jeżeli uważasz, że nie dasz rady - ok - jeżeli nie spróbujesz, zawsze już będziesz o tym przekonany/a. Wrzuć tylko do głowy myśl, że ze wszystkiego zawsze da się wyciągnąć nauczkę, która buduje to, jakimi ludźmi jesteśmy i ile o sobie wiemy.

A może właśnie wiesz *KWIIIIK* o sobie.

Nie zasilaj tych szeregów. Uwierz, że decydując się na ryzyko, możesz dużo wygrać* *a dopóki jesteś w obrębie kraju, mało stracić. Do czego zmierzam? Kto nie był na obozie kettlebell czy na Oldtown w tym roku - to już nie będzie. Kto był - ten wie, i rozpładzać się w temacie nie zamierzam. Macie takie same szanse na rok następny.

Wszystkim obecnym - dzięki za wieczory pełne śmiechu, dzięki za miotaniem mnie na powitanie i za morze inspiracji. Wiem, że jestem słabym leszczem, ale przy Was mogę góry przesuwać. Albo przynajmniej kręcić głupie filmiki, które MNIE BAWIĄ, a wszystkim malkontentom KIJ W OKO.

Komentarze

  1. Fajnie sie Ciebie czyta. Nie przestawaj pisac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Angela :)
    Dzięki za słowa jakimi raczysz ludzi na swoim blogu. Trafiasz w samo sedno. Ja całe życie czegoś szukam, głównie miejsca dla siebie. Szukam sposobu na dobre życie, szukam podobnych mi ludzi, inspiracji, czegoś, co mnie uniesie, wyjątkowości. Nie jestem młoda, przeżyłam trochę i trochę widziałam, ale nie mogę powiedzieć, że wiem wszystko. Ale wiem, że świat dla mnie totalnie spłaszczał i wypłowiał. Ludzie zajmują się pierdołami. Taki bylejakizm... A jak ktoś robi coś naprawdę mega, to słyszę syk zazdrości. Ech, no wiem, przynudzam, jestem starym belfrem, który wciąż się uczy, bo po pierwsze chce, a po drugie musi. No i w końcu sedno :) Dzięki Ani zaczęłam przygodę z kettlami i cieszę się, że spotkałam tam ludzi dla mnie szczególnych, którzy inspirują i są tacy bagatelka - normalni, co brzmi komicznie, bo są wyjątkowi :) Bardzo chciałam przyjść na chociaż jeden trening, bo byłam-jestem w Łagowie, ale miałam poważne zobowiązania ;) Wiem, żer to co straciłam ne wrati, ale jest dużo możliwości, żeby to nadrobić.
    Angela, chylę czoła :)
    Od siedzenia na kanapie tyłek i głowa bolą, ja tam wolę innr rozrywki :p
    Pozdrawiam i niech Moc będzie z Tobą!
    Jowka

    OdpowiedzUsuń
  3. COŚ TY ZROBIŁA Z WŁOSAMI?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja naprawdę rozumiem fascynację i pasję do tego co się robi. Nie rozumiem pogardy dla ludzi, którzy robią akurat coś innego niż Ty :) Wyobraź sobie, że jest cała masa robiących większy hardcore niż Wy, machając ciężarami. Jest tłum "prawdziwych" sportowców (my, strzelam - 90% 'ruszających się' ludzi - bawimy się w rekreację a nie "sport"), którzy rozgrzewają się tym, co dla nas jest ciężkim treningiem. Ale oni nikim nie gardzą już, to cecha "początkujących" w przygodzie ze sportem. Ważne jest też zrozumieć, że nie każdy chce się nim zajmować. Równie wielką albo i większą pogardę będzie miał do Ciebie informatyk, czy pani kreatywna z agencji reklamowej, bo będą zarabiali 100x więcej niż Ty z treningów personalnych. Motywacja i osiągi są tylko jedną z miar sukcesu, ale są też inne - pieniądze, szczęście w rodzinie, wykształcenie. Pozwól każdemu wybrać swoje szczęście - choćby wakacje w Chorwacji, na które niektórzy zarabiają kilka lat - bez mówienia im, że są wtórni i jałowi :)

    Fajnie, że masz zajawkę, ale więcej pokory :) Takich obozów jak ten jest co roku kilkanaście-dziesiąt w różnych dyscyplinach. Obozów trudniejszych, cięższych, czy bardziej satysfakcjonujących też się kilka więcej znajdzie.

    Po prostu ciągłe czytanie u kulturystów, czy początkujących w sportach siłowych, crossfitowców, biegających runmageddony i tak dalej, jaki to hardcore uprawiają i jak nędzne są inne żywoty - już zaczyna męczyć :) Nie robicie sobie ani innym dobrej reklamy. Raczej wychodzicie na skupionych na sobie egocentryków z ubogim systemem wartości, ciągle oceniający siebie przez pryzmat gorszych od siebie ludzi. To prowadzi do pychy albo frustracji :)

    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Liczyłem na jakąś udaną polemikę, ale się zawiodłem. Potwierdziło to tylko moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mam wakacje, MAMO ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Why, thank you sir :)
    Zamierzam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Staram się denerwować różnych hejterów i trolli. Proszę o takich komentarzy więcej!

    P.S. Pozdro stary belfrze! Czuj się powołana do zawitania do Zielonej Góry - będzie tam kawa, będę tam ja, będą tam kettle.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdradź proszę, co to za model butów masz na tym zdjęciu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jako ze to moje pierwsze w życiu najki nie w kolorze czarnym, to naprawdę się nie orientuję. Chyba nowa kolekcja - sugerowałam się głównie płaską podeszwą. Trzeba było widzieć moją minę, gdy sprzedawca zapytał do jakiego biegania buty potrzebuję..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę