Bardzo długo myślałam o tej notce. Nie piszę, gdy nie mam przekonania do tematu, a moje życie było przez długi czas naprawdę bardzo dobre i stosunkowo łatwe. Każdy problem był wyzwaniem lub co najwyżej niedogodnością. Czytając maile od Was, nie umiałam się postawić w sytuacji matki małych dzieci, zapracowanej, walczącej o własne zadbanie, często zbyt zmęczonej i zniechęconej porażkami by spróbować czegoś nowego. Czegoś dziwnego, wymagającego syczenia, pocenia i walki z zardzewiałym ciałem czy sflaczałymi mięśniami. By nie rozpisywać się na temat dla mnie jeszcze zbyt bolesny i świeży, popełnię notkę instruktorską. Krótką, lecz ważną.
Life happens.
Ludzie spędzają masę czasu nad znalezieniem "najlepszego" sportu, "najskuteczniejszej" diety oraz sposobu na "najszybsze" efekty. Absolutnie zrozumiałe.
To, nad czym najmniej czasu spędza przeciętny Al Bundy, to już realizacja samego treningu czy planu. Wciąż nic nowego.
Zatrzymaj się jednak na chwilę przy tych dwóch "oczywistościach". Jako instruktor, lub świeży napaleniec, najważniejsze co z powyższych faktów możesz wynieść, to wniosek, że nawet najlepsze/najskuteczniejsze/najszybsze nie zadziała, gdy nie będziesz obecny. Gdy życie Ci się przydarzy. Gdy zabraknie czasu lub chęci - najmądrzejszy plan treningowy nic Ci nie da. Gdy zabraknie woli i stanowczości, najlepiej dobrana dieta nic nie zmieni.
Możesz mieć trylion książek naukowych na tablecie i dalej być równie niedoinformowanym, gdyż nie będziesz miał czasu by je przeczytać.
Możesz porobić zdjęcia mądrym prezentacjom odnośnie budowania treningu, a dalej robić jedno i to samo przez własne lenistwo i wygodnictwo.
Możesz kupić najlepszy lub najdroższy sprzęt treningowy i pozwolić mu się kurzyć w rogu bez większych wyrzutów sumienia.
Lecz czasem to nie Ty jesteś Panem swojego życia. Czasem, pomimo iż bardzo się starasz, pomimo Twojego poświęcenia i determinacji - coś staje na drodze Twojego sukcesu.
W chwili gdy świat Ci runie, trening to ostatnie o czym myślisz. Czasem też to jest jedyne, co ma w życiu sens i co potrafisz robić, więc salwujesz się ucieczką w świat sali treningowej. Niezależnie jednak od tego jakie są niebezpieczeństwa obu tych scenariuszy, lekcja jest wciąż ta sama. Życie się zdarza. Nic na to nie poradzisz.
Nie napiszę o mądrych sposobach na radzenie sobie z losem gryzącym w dupę, choć Batman świadkiem, że wiele osób już dziękowało za wprowadzenie ich w świat kettli. Jak wiele spokoju i wewnętrznej odwagi tym małym czarnuchom zawdzięczają - tego lepiej posłuchać, bo ckliwe pisanie jest mi nie po drodze. Jak radykalnie usuwać z własnego otoczenia toksycznych ludzi i szkodliwe relacje, jak dbać o swoją głowę i ciało - to wszystko znajdziecie gdzieś w archiwum. Cóż zatem mogę trącić kijkiem?
"Iść i padać, z padłych - wstawać."
Zawsze zdążysz się poddać. Masz prawo się załamać, nie masz prawa zmarnować swojego życia - głównie dlatego, że wpływasz na losy innych, więc ktoś zawsze dostanie rykoszetem za Twoją słabość. Nawet jeżeli chodzi tylko o jakiś Twój wynik, wskaźnik na wadze, czas na zegarze czy cyferkę na ciężarze - poddając się i zaprzestając walki, właśnie kogoś obciążasz swoim "humorem" oraz nastawieniem.
Ostatnio bardzo popularny jest film "Marsjanin", głównie dzięki wirtualnie nieosiągalnym problemom jakie przedstawia (łatwo się ogląda coś, czym nigdy nie będziesz musiała się martwić!) ale również dlatego, że jego przesłanie jest idiotycznie proste:
Dopóki jest coś co możesz zrobić - musisz to zrobić.
Musisz walczyć do końca. Nie polegaj na innych, że rozwiążą problem za Ciebie. Nie zrzucaj odpowiedzialności, nie uciekaj od decyzji. Może być ciężko, może być źle, ale pamiętaj - bierz jeden dzień na raz do przeżycia. Jeżeli przeraża Cię przyszłość (dalsza lub bliższa), żyj z dnia na dzień. Nie planuj wojny, walcz w bitwach na 300%.
Krok po kroku - taka stara górska zasada: im wyżej musisz wejść, tym bardziej patrz pod nogi a nie w górę.
Siła, to nie wielkość mięśnia. Siła, to nie wartość w kilogramach. Siła to umiejętność, którą należy trenować codziennie. Bo siła oznacza lżejsze i łatwiejsze życie.
"If strength is not solving the problem, you just aren't using it enough."
Dopiero teraz Życie dorwało?? Hmmm... Lepiej późno niż później... Empatia Ci się zwiększy... Ale tymczasem pozazdrościć dotychczasowego życia ;-)
OdpowiedzUsuńwlasnie ci wyszla najlepsza na notka na swiecie
OdpowiedzUsuńNie, tym razem to ja zjebałam tak bardzo, jak nigdy w życiu. I to mnie złamało, ale się leczę.
OdpowiedzUsuńWolałabym jej nigdy nie napisać!
OdpowiedzUsuńaaaaaa.....czyli zdrada ;).... nie martw sie....jak kocha to wybaczy ;)) chyba...
OdpowiedzUsuńTak bardzo kula w płot, że aż się uśmiechnęłam ;)
OdpowiedzUsuń.... :))) czyli poprawilam humor :)))) czyli nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej ;)))
OdpowiedzUsuńAle nie napisałaś o najważniejszym... skąd się wziął ten piękny kot na zdjęciu? Chodzi mi o tego z ogonem i wąsami ;)
OdpowiedzUsuń