Przejdź do głównej zawartości

CoffeFirst, czyli jak wyjść z ciemnej dupy.

Naokoło namnożyło się porad w stylu "jak wytrwać w noworocznych postanowieniach". I choć dobre te rady i treściwe, zazwyczaj wyrzucamy je z głowy tak szybko, jak tam trafiły.

Bo liczy się progres. Liczy się efekt. Liczy się wynik. I w dupę jeża, jeżeli ktoś twierdzi inaczej - złamas i cienias z niego. Nieudacznik.

Ktoś tam jęczy, że coś się nie da? Że ciężko? Że trzeba długo i pomału? No to TY mu POKAŻESZ. Będziesz inny niż wszyscy. Wyjątkowy. TOBIE się uda. Nie jesteś z plebsu. Nie czytasz o problemach z postanowieniami noworocznymi i jak sobie z nimi poradzić. Chcesz szybko i dużo, nie boisz się, że będzie ciężko - bo przecież będzie krótko. CHCESZ ZAPIERDALAĆ i to ma wystarczyć.

Dochodzi jeszcze kwestia wyżej wspomniana. Nie jesteś jakąś ciemną hołotą. Masz ambicje i czujesz determinację. Już widzisz ten poklask, już przygotowujesz ten nieśmiały i pokorny uśmiech zwycięzcy. Nie boisz się bólu i wysiłku - one mają zagwarantować Ci Insta_Sukces.

Skoro ten i tamta to osiągnęli, znaczy, że TY TEŻ możesz.

Dobrze, że się rozumiemy. *Uwaga. Świnka Kurwinka ma wolne, a ja nie mam okresu.





Dzięki temu, łatwiej będzie mi pomóc Ci wyjść z ciemnej dupy. 

Zrób sobie najpierw betonowej kawy* *lub zielonej herbaty, jeżeli jesteś hipisem, bo nie zamierzam się powtarzać aż zrozumiesz. Jak masz problem z czytaniem ze zrozumieniem, to się ucieszysz. Zamierzam teraz pisać w prostych zdaniach. Bez podtekstów. Więc ich nie szukaj. Czytaj. Nie wymyślaj ukrytego przesłania.



1. Sam tam wszedłeś. Prosto w dolinę rozpaczy i zawodu.

Każdy umie znaleźć się w dupie. Serio. Doprowadzają do niej zazwyczaj Dobre Postanowienia oraz Wielkie Zmiany.

Nie będę rozważać głupoty Twoich postanowień czy wielkości zmian, bo może wcale głupie nie są. To co na pewno jest durne, to brak wychowania fizycznego. Wychowania - czyli kultury, wiedzy, sposobu myślenia. Fizycznego - czyli biologia, chemia, fizyka.

Nie obwiniam Cię. Po to prowadzę bloga, by edukować. Niestety lepiej sprzedają się szafiarki i pula genetycznej zajebistości w odpowiednim filtrze. Ja, jako przykład takiego_se ciała i umiejętności, niewyparzonej mordy i praktykowanego cynizmu, nie jestem w stanie serduszkami, buziolkami i czym tam kuźwa jeszcze, wspiąć się na wyżyny Fit Trendów. Więc Cię nie obwiniam, że mogłeś mnie nie znaleźć.

Popatrz jednak na ten wpis, jak na pomocną dłoń. Bo jeżeli nie ruszają Cię słowa pełne otuchy i pacanie po główce, to trafiłeś na dobrą stronę. Nikt tu nie będzie Cię holował do brzegu. Sam padłeś, sam powstaniesz. Potrzeba Ci tylko kopa w dupę na zachętę.
Każdy odnosi porażki. Każdemu jest ciężko. Nie jesteś jedyny. Nie jesteś pierwszy. Nie jesteś ostatni.



2. Zanim przerwiesz to co robisz, zrób krok w bok.

Każdy chce być unikalny, a wszyscy chcemy to samo: idealne ciało.




Nie jesteśmy tacy sami. Ni chuja. To, że "jej" coś wyszło, nie znaczy, że to łatwe. Może nawet nie jest osiągalne. "Jej" porady mogą nie działać na Ciebie. Może jesteś zwyczajnie głupi w temacie - i potrzeba Ci innego podejścia. Jak się będziesz wstydził głupoty płynącej ze złego zrozumienia, na zawsze pozostaniesz głupi.

Pytaj, dowiaduj się, sprawdzaj. Próbuj myśleć. Próbuj próbować. Czasem jednak przestań i rób, co każe trener. Szczególnie wtedy, gdy nie kłóci się z logiką. Czasem to tylko czas jest potrzebny do osiągnięcia sukcesu.



3. Jak już jebnąłeś o glebę, to wstań i się zastanów zanim zaczniesz popierdalać.

Może biegniesz za szybko? Biec można do żarcia, inne cele wymagają co najwyżej marszu. Te największe - czołgania. Bo każdy Wielki Cel wymaga, byś się popłaszczył przed nim. Ukorzył.

Jestem tu, gdzie jestem, nie dla tego, że jestem zdolna, mądra i piękna. Jestem tu, bo kilka lat temu nie miałam wyboru. Może i marzyło mi się ciało bogini seksu, ale ciężko mieć takie cele, gdy ból zmusza Cię by kombinować, jak założyć skarpetki.

Rób, to co robisz. Przestań się ciągle mierzyć i sprawdzać. Zacznij pracę u podstaw. Przestań się garbić, bo ciulowo wyglądasz. Schowaj kuper. Stawiaj normalnie stopy i prostuj kolana. Naucz się poprawnej pompki, bo to jest ważne, a nie to, jaki trik małpa w cyrku wykonuje. 



4. Życie to nie Simsy. Przestań atakować pasek postępu.

Za to co osiągniesz, nikt Ci nie zagwarantuje szczęścia w życiu. Wyższe umiejętności nie muszą oznaczać wyższych zarobków (nawet, jeżeli jesteś w zawodzie instruktora!). Mniej tkanki tłuszczowej, nie oznacza odnalezienia Miłości Życia. A większe kettle, nie oznaczają, że jesteś silniejszy.

Droga jest PONAD Celem. Siła ponad Słabością. Zapisz sobie i powtarzaj.

Nie dziś, nie jutro. Ale i nie "nigdy".

Nie da się nie podziwiać zdolności adaptacji. Możesz przyzwyczaić się do największego gówna, ale możesz też w końcu - wytrenować zajebistość. Pod warunkiem, że powoli drążysz skałę, a nie tylko szczasz na nią od czasu do czasu.

Zaczęłam treningi z kettlami w wielkim bólu i strachu. Na początku 30 minut mnie zarzynało. Po trzech latach pracy z odważnikiem wypressowałam 16kg, co jest często dokonaniem połowy roku przeciętnej amatorki. I wiecie co? Ciul to kogo obchodzi. Ciul obchodzi, ile czasu Ci to zabiera - ważne jest, czy w końcu do tego dochodzisz. A jak się poddasz - w życiu nie dojdziesz.

Kiedy zaczynałam pole dance, ruszałam się jak stare drewno na wietrze. To, czego uczyłam się sama po kilka godzin dziennie - moje kursantki robiły na jednym treningu w kwadrans. Teraz podobno przypominam grację i wdzięk, szczególnie, gdy się umaluję i wiele osób zazdrości mi umiejętności. Prosta rzecz: zawsze będzie ktoś lepszy od Ciebie, więc deal with it. Bądź lepszy niż byłeś. To wystarczy.





5. Jeżeli potrzebujesz ciągłej motywacji - rzuć to w cholerę.

Zacznij robić coś dla przyjemności, lub w celu poprawienia swojego życia - a nie dla kilku fotek i lajków. Żadna krata na brzuchu nie zmieni faktu, że jesteś frajerem. Żadne brazylijskie pośladki nie sprawią, że będziesz lubiana. A jeżeli jęczysz wciąż o swoich porażkach - ludzie będą obchodzić Cię szerokim łukiem.

Zdradzę Ci sekret - ludzi pociąga to, co robisz z pasją. To pasja prowadzi do tego, że będziesz robić coś dobrze. Jeżeli wciąż widzisz tylko przeszkody, wady i minusy - odpuść sobie. Znajdź coś, co Cię rozpala. I nie gaś tego w sobie, wyolbrzymiając problemy i porażki. A czas i tak upłynie, więc lepiej weź się do pracy.


.....bardziej słodko, pitu pitu i do rany przyłóż jest tu, co by nie posądzono mnie frustracje i żółć:

Komentarze

  1. Brakuje jeszcze tylko życia ponad śmiercią :) Dobrze napisane, trudno się nie zgodzić, łatwo zapomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł ,zgadzam się z nim w prawie 100%.Wiem jak ciężko się zmotywować do ciężkiej i systematycznej pracy nad sobą i swoim ciałem .

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój sposób na motywację, szczególnie gdy czegoś mi się bardzo nie chce, a wiem, że jest dla mnie dobre (nie obejmuje prania, sprzątania i mycia garów), to po prostu wyłączyć mózg i zacząć to robić. Mózg jest największą przeszkodą. Przynajmniej mój, zaprogramowany jest na "ale weź sobie poleż i poczytaj".

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak czekam na listopad ;) A potem 2020r...

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć!
    Słuchaj mam taką kwestię: jak skłonić moją mega początkującą żonę do ćwiczeń z kettlebell. Sam niedawno zacząłem ćwiczyć z ketlem. Na poczętek kupiłem 16kg i jest to ciężar dla mnie póki co odpowiedni. Rezultaty są super szybkie, poprawiła się sylwetka, siła wzrasta, moja jak dotąd i tak niezła sylwetka nabrała ciekawych mięśniowych krągłości i czuję wzmocnione mięśnie pleców. Kettle po prostu działa. Jak zatem skłonić żonę do ćwiczeń z tym cudem? Zakupiłem jej 6kg i nie, nie jest to za mały ciężar. Ją ręce bolą od 1kg "igraszek" jak nazywam jej żółte zwykłe hantelki. Czy jest jakiś zestaw ćwiczeń. który mogłabyś polecić? Nawet w zarysie bez jakichś tam konkretów. Jaki czas z kettle żeby nie zasapała się za bardzo i nie zniechęciła? Czy są jakieś ćwiczenia. których mam unikać w ćwiczeniu z Nią i czy są takie na które szczególnie mam zwrócić uwagę? Dodam, że sylwetka żony jest średnia ale raczej bardziej pulchna niż szczupła (ale w granicach normy). Chodzi mi żeby miała więcej siły i żeby jej ciało nabrało sprężystości z równoczesną stopniową utratą wagi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Artur. Zachowałeś się jak na Twoją płeć przystało. Ślepo :)
    Przecież Żona zauważy, że kettle działają, nie? W końcu widzi Cię chyba codziennie. Nie wiem jakie ćwiczenia kettlem wykonujesz, ale nie znam nikogo, kto by używając naszej metodyki StrongFirst miał problem z takimi ciężarami jak 1kg czy 6kg. Poważnie mówię. Widocznie coś źle kazałeś małżonce robić.
    Druga sprawa, że najlepszymi ćwiczeniami dla żony będzie martwy ciąg i swing - ale KONKRETNIE I WŁAŚCIWIE nauczony.
    Trzecia sprawa, to że nie da się "nie zasapać za bardzo", żeby były efekty. Chyba, że mówimy o chirurgii kosmetycznej.
    Jeżeli trening jest wykonany poprawnie, z poprawnym obciążeniem - zmęczenie nie będzie Wam przeszkadzać. Zbyt dużo frajdy odczujecie podczas machania.
    Listę sprawdzonych instruktorów, do których najlepiej się udać by nauczyć się podstawowych technik, znajdziesz tutaj: http://www.centrumkb.pl/instruktorzy/
    Poszukaj kto jest w Twoim mieście i nie szukaj wymówek, że czasu nie macie, albo że dzieci nie ma z kim zostawić. Po prostu umówcie się i idźcie, a podziękujecie mi za kilka miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak motywować to prostolinijnie i na temat! Zgadzam się, świetny film :D W tym wpisie jest wszystko, widać że jesteś osobą która wie co robi i po co. :) Oby tak dalej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To pierwsze zdjęcie po prostu boskie !

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki! Mam całą sesję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa motywacja Ale często okaże się skuteczna ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę