Przejdź do głównej zawartości

Bądź jak wąż. Najedz się teraz, później może nie być.



"Dieta" to takie magiczne słowo z obcego języka. Magiczne, bo KAŻDY* na nie zareaguje. Obcego, bo albo jest nam obce, albo udajemy że jest nam obce.
* jeżeli jesteś kobietą, to albo zainteresujesz się typem diety by wyrazić o niej swoją opinię, albo jesteś mężczyzną i stwierdzisz "ale po co?"
(tak, upraszczam)

Nieważne co sądzisz o swojej sylwetce. Nawet jeżeli masz rację, co do "zbędnego balastu" jaki posiadasz na swoim ciele, znajdzie się ktoś, kto Ci dietę utrudni. Utrudni albo przez próbę wyperswadowania ("z czego chcesz schudnąć? z uszu?"), albo przez jawne kłamstwo ("pójdzie w cycki!"), albo przez zaprzeczenie ("no weź gryza, to wcale nie ma tyle kalorii"), albo przez nieodwracalne bycie mamą/babcią.
Zawsze też największym wrogiem diety pozostajesz będąc sobą. Pomijając od-jutryzm, łatwiej jest znaleźć usprawiedliwienie dla "wyjątku" niż odpokutowanie zbędnych tłuszczów/węglowodanów. Pocieszam się zawsze, że to instynkt przeżycia każe zjeść to ciastko. Że to instynkt przeżycia właśnie, odpowiedzialny jest za filozofię "bądź jak wąż". Nie znasz..?

Jesteś wężem zawsze, gdy zamawiasz średnią pizzę tylko dla siebie. Gdy zamawiasz dużą, jesteś wężem z doświadczeniem.

Jest kilka prawd o dietach.
Pierwsza to taka, że zapewne by ci się przydała.
Druga, że pewnie jesteś na złej.

Kolejna prawda o dietach jest taka, że trzeba mieć na nie pieniądze. Albo w ogóle tych pieniędzy nie mieć. Wszystkie materialne stany pośrednie mogą bowiem skutkować obfitością kształtów poprzez:
a) złej jakości jedzenie
b) dużą ilością jedzenia.

Skoro więc bycie na diecie jest trudne na wielu poziomach i z wielu powodów, czy świadczy o sile woli? Czy o zdrowym rozsądku? I, czy skoro ćwiczę codziennie by NIE MUSIEĆ być na diecie oraz NIE ZMIENIAĆ swoich "złych nawyków żywieniowych" (bardzo chwytliwe), wybieram trzecie wyjście?

Nie jestem dyplomowanym ekspertem od tracenia kilogramów, który ma doskonałą przemianę materii i jeszcze doskonalsze mniemanie o sile własnego charakteru. Jestem laską, której słabości przyczyniły się do szukania skutecznego sposobu na uniknięcie prób zepchnięcia mnie z plaży z powrotem do morza przez ludzi dobrej woli.

Kocham biały chleb ze smalcem, pierogi ze wszystkim i mozzarellę z majonezem. I frytki do tego.

Ćwiczę by jeść i nie jest mi wstyd.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w...

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli", ...

Największe błędy. O tym jak zostałam chujem-instruktorem.

Może trochę będę świnia, ale z drugiej strony mój wewnętrzny kettlo-nazizm mocno się wzdryga, gdy widzę co się dzieje w grupach podobno zaawansowanych. I tak, świnia, bo mówię na przykładzie własnego klubu. Zatem jadę po kolegach instruktorach, tym sposobem awansując już oficjalnie do miana Chamidła Roku 2019. Zdobycie uprawnień StrongFirst nie wymaga przynależności do Mafii Kettlowej ani tym bardziej Żelaznej Milicji. Możesz być technicznie kompetentny, możesz mieć poukładane w głowie i znać progresje jak kształt swej poduszki, a i tak jest ryzyko, że wpadniesz w pułapkę "byle jak, byle już z dupy było". Dlaczego? Dorośli ludzie często mają problem z uczeniem się. Chcą szybko już umieć i być "dobrym w". Nie chcą się męczyć "przedszkolem". Przecież są dojrzali i inteligentni. Deklarują przy tym, że rozumieją iż proces przyswajania nowych motorycznych umiejętności może wymagać czasu, pokory i dystansu do siebie. Taa.  Koledzy i koleżanki po fach...