Kettlebell, jak kobieta, może być Ci zapewnić raj lub piekło. W zależności od tego, jak się z nią obchodzisz. Bynajmniej jednak Twój kettlebell nie wymaga komplementów, okazjonalnych kwiatów, pomocy w myciu garów czy nawet tak banalnej rzeczy jak wiedzy o czym myśli - nie można powiedzieć, iż nie mści się okrutnie.
Trening, szczególnie z mniejszą kulką - wygląda banalnie. Tu machniesz, tam machniesz, właściwie - samo się buja. Ale z drugiej strony obsługa kobiety też wygląda na banalną, bo skoro mówi, że "nic się nie stało", to zapewne nic się nie stało, i dalej można komentować zdjęcia innej laski na FB.
Czasem brak instynktu samozachowawczego doprowadza do tragedii.
W przypadku kettli ta tragedia ma wymiar fizyczny, dlatego zanim sięgniesz po odważnik skontaktuj się z najbliższym lekarzem albo farma.. wróć. INSTRUKTOREM. Z uprawnieniami, których nie nadał sobie sam.
Otwórz oczy na potencjalne grzechy swawolnego machania żelastwem.
1. Brak prostych pleców - W KAŻDEJ SEKUNDZIE TRENINGU. Niby wiesz, że plecy masz trzymać prosto. Niby pamiętasz o tym przy swingach, cleanach, squatach. Pilnujesz tego zerkając do lustra. Jesteś usatysfakcjonowana swoją postawą. I JEB! Ból! Ból! Bóóóóóól panie! A gdzie? A kiedy? PRZY BRANIU i PRZY ODSTAWIANIU Twój grzbiet już nie był pilnowany. I masz babo placek.
2. Chcę więcej, chcę szybciej, chcę mocniej. Tak jak wszystko poniżej 8kg jest mi w kettlach obce, tak w drugą stronę też widzę stracony czas treningowy. Za dużo naraz, łapanie za nieodpowiednie kettle, nie słuchanie swojego ciała i organizmu. Chęć do przeskoczenia pięter, zamiast zaliczenia schodów. I ewidentny brak wiedzy, jak dochodzi się do pewnych ćwiczeń i ciężarów. Efekt? Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
3. Jeżeli nie czołgasz się po treningu, to coś robisz źle. Nie wiem kto to wymyślił, ale na pewno wypaliło mu to w twarz. Nie da się, po prostu nie da, robić postępu gdy zarzynasz wciąż swoje ciało. Tak jak każde auto padnie po niewłaściwej eksploatacji, tak każdy organizm w końcu wysiądzie. A przerwa roczna czy wręcz "letnia" bywa opłakana w skutkach. Jeżeli nawet nie fizycznych, to na pewno psychicznych. Najtrudniej jest pilnować siebie, by nie przedobrzyć. Z treningiem, żarciem, piciem. Inaczej - Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
4. Siniaki i zdarcia do żywego mięsa. Na pewno mówimy o tym samym sporcie? Jeżeli po pierwszych próbach cleany i snatche wciąż zostawiają pamiątki na Twoich przedramionach, to zgadnij co - ROBISZ COŚ ŹLE. Jasne, od żelastwa tworzą się odciski - i nawet rękawiczki nie oszczędzą Twoich dłoni. Jednak co innego chrzcić regularnie kettle krwią, a co innego skubać skórki (byle nie zębami). Prawda jest taka, że im jesteś silniejsza - tym dany kettlebell nie zrywa Ci skóry. Jeżeli zrywa - znaczy że jesteś jeszcze do niego za słaba i zbyt kurczowo go ściskasz, będąc niepewna utrzymania ciężaru. Mylę się? To chyba lubisz Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
5. Jesteś perfekcjonistką lecz brak Ci realizmu. Widzisz, że w rozpisce treningowej stoi 1000 snatchy, to ZROBISZ 1000 snatchy, chociażby 900 ostatnich było bez techniki, i tych 100 które upuściłaś sobie na głowę jeszcze Ci głupoty z niej nie wybiły. Nigdy nie ratuj ruchu który jest zły - lepiej i szybciej jest wymienić panele podłogowe niż czekać aż kości lub ścięgna się zrosną. I nigdy, przenigdy, nie utrwalaj w pamięci mięśniowej złej techniki. Jeżeli gubisz technikę - odstawiasz kettla. Milion czynników może dotyczyć danej rozpiski treningowej i samej Ciebie. Powtarzanie złego ruchu "bo muszę dokończyć" to bardzo szybka droga do Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
6. Sryliony ćwiczeń. "Chcę lepiej snatch'ować - co mam trenować?" Standard. Przecież nie snatche? Nuuuuda. Lepiej poróbmy miliony dziwnych wymachów z kettlami, obrotów, ugięć i wygięć. Oczywiście upraszczam na poczet grzechu - są ćwiczenia wzmacniające do każdego 'bazowego' ćwiczenia. Jednak morał ma być taki - NIE WYMYŚLAJ WŁASNYCH ĆWICZEŃ JEŻELI TRENUJESZ Z KETTLEBELL. Czemu? Bo możesz zrobić milion różnych figur i ruchów bez odważnika, i ciało to wybaczy. Ale żelazo już nie wybacza. Jeżeli sięgniesz po nie z ułańską fantazją - skrzywdzi Cię. I wtedy.. Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
Trening, szczególnie z mniejszą kulką - wygląda banalnie. Tu machniesz, tam machniesz, właściwie - samo się buja. Ale z drugiej strony obsługa kobiety też wygląda na banalną, bo skoro mówi, że "nic się nie stało", to zapewne nic się nie stało, i dalej można komentować zdjęcia innej laski na FB.
Czasem brak instynktu samozachowawczego doprowadza do tragedii.
W przypadku kettli ta tragedia ma wymiar fizyczny, dlatego zanim sięgniesz po odważnik skontaktuj się z najbliższym lekarzem albo farma.. wróć. INSTRUKTOREM. Z uprawnieniami, których nie nadał sobie sam.
Otwórz oczy na potencjalne grzechy swawolnego machania żelastwem.
1. Brak prostych pleców - W KAŻDEJ SEKUNDZIE TRENINGU. Niby wiesz, że plecy masz trzymać prosto. Niby pamiętasz o tym przy swingach, cleanach, squatach. Pilnujesz tego zerkając do lustra. Jesteś usatysfakcjonowana swoją postawą. I JEB! Ból! Ból! Bóóóóóól panie! A gdzie? A kiedy? PRZY BRANIU i PRZY ODSTAWIANIU Twój grzbiet już nie był pilnowany. I masz babo placek.
2. Chcę więcej, chcę szybciej, chcę mocniej. Tak jak wszystko poniżej 8kg jest mi w kettlach obce, tak w drugą stronę też widzę stracony czas treningowy. Za dużo naraz, łapanie za nieodpowiednie kettle, nie słuchanie swojego ciała i organizmu. Chęć do przeskoczenia pięter, zamiast zaliczenia schodów. I ewidentny brak wiedzy, jak dochodzi się do pewnych ćwiczeń i ciężarów. Efekt? Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
3. Jeżeli nie czołgasz się po treningu, to coś robisz źle. Nie wiem kto to wymyślił, ale na pewno wypaliło mu to w twarz. Nie da się, po prostu nie da, robić postępu gdy zarzynasz wciąż swoje ciało. Tak jak każde auto padnie po niewłaściwej eksploatacji, tak każdy organizm w końcu wysiądzie. A przerwa roczna czy wręcz "letnia" bywa opłakana w skutkach. Jeżeli nawet nie fizycznych, to na pewno psychicznych. Najtrudniej jest pilnować siebie, by nie przedobrzyć. Z treningiem, żarciem, piciem. Inaczej - Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
4. Siniaki i zdarcia do żywego mięsa. Na pewno mówimy o tym samym sporcie? Jeżeli po pierwszych próbach cleany i snatche wciąż zostawiają pamiątki na Twoich przedramionach, to zgadnij co - ROBISZ COŚ ŹLE. Jasne, od żelastwa tworzą się odciski - i nawet rękawiczki nie oszczędzą Twoich dłoni. Jednak co innego chrzcić regularnie kettle krwią, a co innego skubać skórki (byle nie zębami). Prawda jest taka, że im jesteś silniejsza - tym dany kettlebell nie zrywa Ci skóry. Jeżeli zrywa - znaczy że jesteś jeszcze do niego za słaba i zbyt kurczowo go ściskasz, będąc niepewna utrzymania ciężaru. Mylę się? To chyba lubisz Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
5. Jesteś perfekcjonistką lecz brak Ci realizmu. Widzisz, że w rozpisce treningowej stoi 1000 snatchy, to ZROBISZ 1000 snatchy, chociażby 900 ostatnich było bez techniki, i tych 100 które upuściłaś sobie na głowę jeszcze Ci głupoty z niej nie wybiły. Nigdy nie ratuj ruchu który jest zły - lepiej i szybciej jest wymienić panele podłogowe niż czekać aż kości lub ścięgna się zrosną. I nigdy, przenigdy, nie utrwalaj w pamięci mięśniowej złej techniki. Jeżeli gubisz technikę - odstawiasz kettla. Milion czynników może dotyczyć danej rozpiski treningowej i samej Ciebie. Powtarzanie złego ruchu "bo muszę dokończyć" to bardzo szybka droga do Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
6. Sryliony ćwiczeń. "Chcę lepiej snatch'ować - co mam trenować?" Standard. Przecież nie snatche? Nuuuuda. Lepiej poróbmy miliony dziwnych wymachów z kettlami, obrotów, ugięć i wygięć. Oczywiście upraszczam na poczet grzechu - są ćwiczenia wzmacniające do każdego 'bazowego' ćwiczenia. Jednak morał ma być taki - NIE WYMYŚLAJ WŁASNYCH ĆWICZEŃ JEŻELI TRENUJESZ Z KETTLEBELL. Czemu? Bo możesz zrobić milion różnych figur i ruchów bez odważnika, i ciało to wybaczy. Ale żelazo już nie wybacza. Jeżeli sięgniesz po nie z ułańską fantazją - skrzywdzi Cię. I wtedy.. Ból! Ból! Bóóóóóól panie.
Bardzo cenna notka! Tylko wprowadzać do treningów. Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńDzięki Ci Panieee! (Raczej Pani:))Racja, racja
OdpowiedzUsuń"Jednak co innego chrzcić regularnie kettle krwią, a co innego skubać skórki". Święta racja. Uważałem że to nieodłączny element,ale poszedłem po rozum do głowy i przestudiowałem cenne wskazówki autorytetów w świecie Hardstyle Kettlebell. I co się okazało, aby mieć postęp należy mieć dłonie w dobrej kondycji.
OdpowiedzUsuńBardzo cenne wskazówki i podpisuje się pod tym; Liczy się jakość, a nie ilość.
Cześć na początek -WIELKIE DZIĘKI ZA TEGO BLOGA- tak miło jest mi czytać twoje wpisy ,inteligentne dowcipne ,mówią że sarkazm to najniższa forma poczucia humoru a zarazem najlepsza oznaka inteligencji ( to tyle jeśli chodzi o wazelinę^^) od 3 miesięcy trenuje z kettlami ,wcześniej pracowałam 2 lata z wolnymi ciężarami i na maszynach ,ale dopiero przy kettlach zaczęły wychodzić moje błędy (kettle rzeczywiście są mściwe)i dzięki nim pracuje nad techniką , zauważyłam też że wzmocniły się moje stawy maszyny szarpią ,a kule symulują naturalny ruch i pracę mięśni .
OdpowiedzUsuńTeraz pytania
Interesuje mnie twoja dieta - czy trenujesz w dni postne ? -gdy zaczęłam regularnie trenować przybrałam 8 kg niby nie było widać ale nogi mi się bardzo masywne zrobiły teraz nie jem żadnych słodyczy ani białego cukru w żadnej formie, zeszedł mi tłuszcz, ale tylko z twarz, cycków i brzucha -ręce i nogi mam jak goryl -ciężko jest nic nie jeść, już cztery razy podchodziłam do niej ,w dzień wytrzymywałam ,ale spać w nocy nie mogłam .
Czy też tak masz ,czy jest na to sposób ?
To tyle
Przepraszam za ten esej i dzięki za zaje*istego bloga .
ale maly siniaczek w miejscu potencjalnego zegarka to jest, nie mam nadzieje duzy grzech co?:)nowy szczeniaczek ma nowa raczke i jeszcze sie w dloni nie ulezala;-).pozdrawiam i dziekuje za inspiracje i mozliwosc zakasowania 110 kg faceta umiejetnoscia machnania dwunastka:) (chuop podniosl raz i orzekl ze ciezke jakies:))) )- sama jestem ciut wiecej niz polowka wspomnianego:))
OdpowiedzUsuńZdołowałam się. Obczajcie sytuację: trzeba ogarnąć budynek po robotnikach (w sensie umyć okna i podłogi, zanim będzie malowanie ścian), ale w każdym pomieszczeniu został przynajmniej jeden worek cementu. Trzeba wynieść. Chłopaki chcą nosić we dwóch. No, dobra, ale wszyscy są ode mnie o głowę wyżsi- i tak cały ciężar pójdzie na mnie. Musiałabym chyba swój koniec trzymać w zębach, żeby było 50/50. Efekt był taki, że ja nosiłam cement, a panowie myli okna. No, ja p***le, nawet zakwasów nie mam... XD
OdpowiedzUsuń"ja nosiłam cement, a panowie myli okna"
OdpowiedzUsuńKOBIETA XXI WIEKU :]]
to niewysłowione uczucie szczęścia.. :)
OdpowiedzUsuńdzięki za wsparcie! Cieszę się, że mam do kogo pisać.
OdpowiedzUsuńTrenuję w dni postu - ale trening należy do lekkich w takim sensie, że najczęściej robię siłę - tzn. nie dyszę z raźno wywieszonym ozorem. Ostatnio z przyczyn czysto gorszących (w końcu jest tyle pysznych rzeczy do jedzenia) zaczęłam żonglować dniami postu, więc nie ma już regularności. Zawsze poszczę w pon/wtorek, drugi dzień natomiast "jak wyjdzie". Mam potężny zapas owocowych i białych herbat, i namiętnie żuję orbit. Chyba jednak najbardziej pomaga świadomość, że w każdej chwili mogę przestać pościć - wtedy zaczyna się walka woli i trening oporu. Kiedy wiem, że "to tylko głowa" udaje mi się wytrwać. (och, przy okazji nie zaszkodzi zwyzywanie się od tłuściochów i nieudaczników)
Co do niemożności snu - też tak miałam. Dlatego zaczęłam traktować "ostatni posiłek" w okolicy godziny 20stej. I jakież było moje zdziwienie, gdy po miesiącu zupełnie mi się odwróciło - teraz pójście spać po 12h niejedzenia nie jest problemem!
Jakby kogos mialo moje doswiadczenie wspomoc - co do diety: ja koncze szamanie ok 21 kazdego dnia, zaczynam po 17 (od poniedzailku do piatku).
OdpowiedzUsuńJak widac zostawiam sobie mniej wiecej 4 godziny na zarcie (mniej wiecej). Sie po porstu dostosowalam do wlasnego trybu zycia i psychicznych potrzeb - jest mi superlatwo pzrelatac do 17-18 na kawei czy herbacie.Dom zle na mnie wplywa:) dom w moim swicie znaczy zywnosc.wiec po powrocie z pracy jem obiad, ktory juz czeka na mnie naszykowany.jem potem normalnie z dziecmi kolacje.Lody nawet nieraz. klade sie spac pozno , ok 24. zatem liczac godziny przez 5 dni w tygdoniu nie jem od 21 do 17 nastepnego dnia , jem miedzy 17 a 21 tego samego wieczoru.w sobote koncze szybciej prace wiec jem szybszy obiad - ok 15-16, niedziela jest dniem rodzinnym wiec poszcze krocej - od powiedzmy 22 w sobote do 13-14 w niedziele - zalezy jak szybko mi sie uda ugotowac obiad. ani drastycznie nie chudne ani sie nie slaniam na nogach.wrecz przeciwnie - czuje sie doskonale,nie mam w koncu zawroconej doopy tym ze trzeba cos zjesc :) cwicze ok 4 razy w tygdoniu sredniociezko acz wciaz silowo(do max 25 kg) i nagle, wtem dobralam sie do swoich znienawidzonych ud i posladkow!:) - how nice :))) polecam i pozdrawiam :)
dieta Nagiego Wojownika! No popatrz, a zastanawiałam się, czy są jakieś kobiety według tego żyjące.
OdpowiedzUsuńa to dość ciekawa nazwa jest:))) ja bez naukowego podkładu. tak naturalnie, metoda prób i błędów :)) testowałam różne formy IF i ta najlepiej mi się przyjęła, bo jest po prostu najlepiej wpasowana w tryb mojego funkcjonowania.Przerabiałam tydzień po tygodniu różne opcje i warianty i opisana przeze mnie metoda jest tym na czym już raczej zostanę. Nie poszczę zbyt długo (powyżej 24 godzin), nie kładę się spać w cierpieniu (znaczy po prostu głodna :-D), nie jestem pozbawiona możliwości jedzenia posiłków z rodziną , w przypadku wieczornych nasiadówek (planowanych lub nie) jestem akurat w fazie jedzenia wiec nie mam stresu:). mam dzień na podładowanie (niedziela)i brak możliwości "połyniecia" w żarcie - bo poniedziałek :-D. Myśle, że dla kogoś zainteresowanego IF wypracowanie "swojej" metody jest tylko kwestią czasu. No a kiedy to już nastąpi bardzo łatwo się tego trzymać, bo dietą to bym tego nie nazwała :-D tylko, uwaga! STYLEM żYCIA (brzmi jak slogan reklamowy nowej diety hahaha:-) )
OdpowiedzUsuń