Przejdź do głównej zawartości

Różnica między klientem a studentem.

Mam to fantastyczne szczęście, że pracuję z naprawdę fajnymi babkami, które nie mają oporów w powiedzeniu "Ale pierdolisz" w twarz i których nie urazi, jak zacznę drzeć na nie treningowego ryja o ruszaniu dupsk. Ale zdarza mi się *czasem* chlapnąć coś głupiego na sali. Jestem w końcu człowiekiem, mam swoje upodobania i swoje zdanie niekoniecznie poprawne politycznie. Nie jestem sztucznym tworem* oklaskującym wszystko i wszystkich.*a przynajmniej ku temu odpowiednich dragów nie wciągam Problem więc pojawia się wtedy, gdy to co mówię w mojej głowie brzmi zupełnie inaczej niż w uszach dziewczyn i nikt mi o tym nie powie.

Może dlatego, iż nie mam umiejętności natychmiastowego obrażania się i brania wszystkiego do siebie - zakładam posiadanie tego rodzaju dystansu wśród innych. Batman mi świadkiem, jak wiele klientek straciłam poprzez swój niewyparzony pysk. I tu przechodzimy do sedna.

Możemy sobie dyskutować, czy obowiązkiem instruktora jest być miłym, uśmiechniętym i pełnym współczucia. Czy w zawód wpisany jest ciągły dobry humor, entuzjazm i pewnego rodzaju nawiedzenie. Znam wielu wspaniałych instruktorów, którzy są introwertykami i nie umieją panować nad emocjami tłumu za pomocą ukazywania własnych emocji. Czy można nauczyć się manipulować i sterować grupą ludzi tak, by osiągnąć zamierzony efekt treningowy? Oczywiście. Nie uważam by tego rodzaju socjotechnika była czymś złym*. *chyba, że doprowadza do kontuzji

Jest masa poradników treningowych dla osób trenujących - jak trenować. Nie znalazłam jednak wielu poradników dla instruktorów - jak trenować innych. Oczywiście to jest jedno z bezwzględnych praw dżungli, które sprawia, że jedni instruktorzy będą mieli więcej klientów, inni mniej. (Ważną oczywiście sprawą jest rodzaj treningu jaki się prowadzi - jednych kręci wioślarstwo, ale zdecydowanie więcej osób pójdzie na jogę. Ilość klientów niekoniecznie świadczy o tym, czy instruktor jest dobry. Nie ma znaku równości pomiędzy profesjonalizmem a popularnością. Kurdę, ale ja nie o tym.)

Nie chcę wchodzić w zakres kompetencji i wiedzy instruktora - chcę Wam dzisiaj przedstawić kilka punktów pomocniczych dla świeżych instruktorów oraz bardzo ważne zagadnienie dla osób trenujących. Czemu groszek z marchewką? Z jednej strony będę pisać o "oczywistych oczywistościach", które bardzo często gdzieś leżą zignorowane, a z drugiej strony o temacie może jeszcze zbyt trudnym dla Polaków. Edukacja ponad wszystko.

DROGI INSTRUKTORZE.

- Twój wygląd to Twoja wizytówka. -
Nie ważne ile razy więcej podciągniesz się na drążku od swojego klienta. Jeżeli ubierasz się byle jak - będziesz odbierany, iż pracujesz byle jak. Twój klient ma prawo przyjść w uwalonych spodenkach i ciapatej koszulce. TY NIE. Nie nakłaniam Cię, byś chodził jako żywa reklama Nike czy UnderArmour - nie chcesz przepłacać za ciuchy? Kup zapas czarnych koszulek bez "fajnych nadruków ulubionej kapeli" i dwie pary jednolitych spodni, w którym dupa ci się nie odciśnie i które nie będą z ciebie zwisać kozacko. W jakim stroju trenujesz sam siebie - nobody cares. Trenujesz innych - wszyscy "paczą".

- Ucz się imion. -
Wymówka "nie mam pamięci do imion" to w wolnym tłumaczeniu tyle co "mam wyjebane na tyle, by nie troszczyć się o zapamiętanie". W tym zawodzie trening jest dla ciebie podstawą - trening pamięci również. Rób pamięciowe zakładki, kojarz, powtarzaj sobie, wbij do łba. Możesz się pomylić. Nie możesz sobie pozwolić na olewatorstwo.

- Przypominaj, że wół cielęciem był. -
Szczególnie na początku, kiedy twoim podopiecznym coś kiepsko wychodzi - nie pocieszaj ich zwykłym "będzie lepiej". Daj przykład. Mam szczerą nadzieję, że zostałeś instruktorem kettlebell przez wzgląd inny niż morze hajsu i panienki. Przypomnij sobie swoje wzloty i upadki i dziel się własnym doświadczeniem, nie tylko wiedzą. Często klient przychodzi i patrzy jak Tobie to lekko wychodzi i myśli, że sam jest zbyt wielką pierdołą i się nie nadaje. Uświadom go, że to nie dar od Wielkiego Potwora Spaghetti, tylko własna ciężka praca i zaangażowanie - ale przede wszystkim: wielka frajda, bo jak się kocha to co się robi, to zaczyna się być coraz lepszym.

- Pragnienia i potrzeby. -
Dopóki ktoś ma dwie ręce i dwie nogi, możemy założyć, że indywidualny tok nauczania pod spersonalizowanym kątem to czyste trzepanie kasy z naiwniaka (ups, sorry, wydało się). To tak samo z różnicami w treningu kettlebell dla kobiet i mężczyzn. Przypomnę nieśmiało, że wszyscy jesteśmy ludźmi*. *choć różnica jest w poziomie zajebistości Jedni z nas tylko ruszają się lepiej od innych. KAŻDY potrzebuje silnych mięśni. Tylko zawodowi sportowcy potrzebują sprecyzowanych treningów. Ilu takich masz na sali? Jasne, że przychodzą ludzie z pragnieniem zrzucenia oponki i oczekują miliona ćwiczeń na brzuch. Ty masz być mądrzejszy. NIE olać ich potrzeby, tylko poprzez dobry przykład nakłonić do rozumienia, czemu mają ćwiczyć również ręce i nogi. Jeżeli zaczniesz ulegać presji "klienta który wie lepiej" wkrótce znienawidzisz ten zawód.



..i tym sposobem doszliśmy do puenty notki:

DROGI KLIENCIE.

- Przestań być klientem, zacznij być studentem. -
(W języku polskim słowo "klient" nie ma wielu dobrych zamienników, dlatego zapewne pojawi się cała masa nieporozumień po tym fragmencie. Postaraj się jednak przeczytać tekst i wydobyć sens z wierszy, zamiast samych znaczeń słów. Nie baw się również w konotacje związane z wiecznie głodnym i narąbanym studentem z polskiej uczelni państwowej. Chodzi mi tutaj o osobę pragnącą wiedzy i doskonalenia siebie w danym zakresie.)

Przekonanie, iż "skoro płacisz, to wymagasz" zabiło wiele w zajęciach sportowych. "Klient nasz pan" z kolei skopało niejednego instruktora.

Chcę żeby było krótko, by uniknąć wątpliwości: płacisz za wiedzę - wiedzę masz otrzymać. NIE rozrywkę. Instruktor nie ma Cię zabawiać, sprawić że poczujesz się lepiej czy lepszy, nadskakiwać i się przymilać. Nie płacisz za bycie cheerleaderką czy wodzirejem. I NIE rezultaty. To jest Twoje życie i Twoje decyzje, czy oszukujesz przy powtórzeniach, czy jesz w McKwaku, czy ćwiczysz regularnie. Za każdym razem gdy cheatujesz - cheatujesz siebie, nie instruktora.

Za co więc płacisz? Instruktor ma zadbać byś nie popełniała błędów i uniknęła kontuzji, byś miała dobry ciężar do ćwiczenia i możliwości, by ciąg ćwiczeń w treningu miał sens, by ułożyć program pod cele treningowe. Instruktor ma służyć Ci w zakresie polepszania Twojego ruchu, ma wskazywać drogę która wiedzie do danego celu. Ma objaśnić ćwiczenie, jego mechanikę i powód dla którego je robisz.

Przy wspólnym zaangażowaniu rodzą się więzy głębokie i silne - nie możesz jednak tego kupić, płacąc za karnet.

Dla osób długo trenujących zazwyczaj jest to zupełnie jasne - problem tylko w tym, że aby mieć na miseczkę ryżu, trzeba pozyskiwać wciąż nowych, "świeżych" trenujących. Jeżeli więc jesteś instruktorem, który utknął w jakiejś korporacyjnej siłowni, musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: chcesz mieć klientów rozliczających Cię z każdej minuty, czy studentów czerpiących z każdej minuty? Bo w molochu przez który przetacza się tłum anonimowych twarzy nie znajdziesz paliwa dla swojej pasji. A bez paliwa daleko nie zajedziesz.

Komentarze

  1. "Dwaj portretów malarze słynęli przed laty:
    Piotr dobry,a ubogi,Jan zły,a bogaty.
    Piotr malował wybornie,a głód go uciskał,
    Jan mało i źle robił,więcej jednak zyskał.
    Dlaczegoż los tak różny mieli ci malarze ?
    Piotr malował podobnie, Jan piękniejsze twarze."

    Ucznia musi cechować pokora i posłuszeństwo. Bez nich nie ma prawdziwej nauki. A nauczyciel powinien uszanować tę pokorę (dobrowolne poddanie się czyjejś woli) i wykorzystać ją do przekazania wiedzy.
    Jeżeli pozwolimy na zaburzenie tej relacji przez pieniądze, to wtedy kończy się trening, a zaczyna tzw. "usługa trenerska", która podlega większości praw rządzących usługami. Wtedy sytuacja mistrz - uczeń zamienia się w sytuację usługodawca - klient, ze wszystkimi konsekwencjami. Trener zaczyna skakać wokół klienta jak fryzjer albo kelner, a klient świadomy siły swoich pieniędzy zaczyna wybrzydzać, grymasić i dyskutować. Tu zaczynają się socjotechniki i manipulacje typu: klient ma wyjść z poczuciem tego, że jego potrzeby zostały zaspokojone niezależnie od tego czy tak się stało czy nie.

    Trenerstwo to chyba trudny kawałek chleba. W ogóle praca z ludźmi (teraz to już mówię o sobie) bywa wymagająca. A mieszanie pasji z zarabianiem forsy, bardzo często, kończy się szkodą dla obydwu :-) Ani przyjemności, ani szmalu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam pytanko-przewertowałam bloga i chyba jesteś jedyna osoba,która może rozwiać moje wątpliwości...
    Czy takie schorzenia oczu jak jaskra i zaćma są przeciwwskazaniami do treningu z kettlebells?
    Moja okulistka nie widzi przeciwwskazań w aktywnościach typu rower,bieganie a zapytać o siłowe będę miała okazję dopiero na kontroli w marcu :( A czas leci...
    Oczywiście myślę o treningu pod okiem instruktora, od podstaw...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeciwwskazania do kettli są dokładnie takie same jak do seksu. ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Na przykład? Brak partnera-partnerki? :-D Odpukać z kettlami jakoś sobie radzę w samotności :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Od miesiąca próbuję dać znak życia, ale ilekroć coś napiszę, wychodzi bardzo niepokojące warczenie. I nie wysyłam komentarza. To chyba przez tę tonę lukru skapującą z tych wszystkich cudzych wypocin...
    Więc w odruchu samoobrony i w trosce o uzębienie (moje czy też Twoje?): I don't give a shit! Dawaj trening! Dawaj trening!
    Przepraszam, że się powtarzam, ale sama rozumiesz... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. idź sobie poczytać komentarze na YT an temat ujowości mojego bicepsa lub dowolnej partii ciała, sapaniem bez kondycji, głupim szczerzeniem pustej idiotki tudzież fachowymi radami czemu nie ćwiczy się bez butów. Potem wróć i przeproś moich fanów ;P



    czyli czemu potrzebuję czasem miłego słowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. bardziej chodziło o wymiar przeciążenia organizmu ;)

    rozwijając jednak moją refleksję na temat przeciwskazań do treningu kettli - WSZYSTKO zależy od dobieranego ciężaru i możliwości. Nie jestem lekarzem, nie mam doświadczenia medycznego - jedyne co bezpiecznie mogę doradzić to to, że jeżeli chodzi o przeciążenia przy ciężarach - wstrzymuj się od swoich maksów. Trenuj w bezpiecznej strefie swoją siłę - siły nigdy nie trenuje się na ciężarach 100% tego co potrafisz podnieść, i to nie tylko w kettlach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ange przeczytałem w końcu cały Twój, CAŁY, WSZYSTKIE WPISY, a zacząłem niedawno. Naprawdę doceniam to jak piszesz, bo jesteś prawdziwa w tym co robisz. Kilka Twoich tekstów zagościło na stałe u mnie, ale ...
    Zaczynam dostrzegać u Ciebie chyba początki syndromu wypalenia w zabawach "kociołkami". Strong First jest interesujący tylko z punktu widzenia podejścia - Strong First. Czy próbowałaś zabawić się jakimiś innymi bardziej przyziemnymi niż rura zabawkami, np.: TRX'ami/RIP'ami. To może lekko odświeżyć spojrzenie na zagadnienie siły/siły funkcjonalnej. Nawet Caculin to połączył - patrz TRX® Kettlebell: Iron Circuit Conditioning Preview.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm... Czyli mam przenieść się na jutiuba powiadasz? ;) Dobra, koniec "troski o uzębienie". Spróbujmy napisać komenta jeszcze raz:

    Ojej, to takie prawdziwe, co piszesz... Nie poddawaj się! :D

    ...i wyszło wybitnie fałszywie. :/

    OdpowiedzUsuń
  10. "zaraz ci jebne" ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. plotki o wypaleniu tudzież mojej śmierci mocno przesadzone ;]
    TRX mnie nie jarają - choć doceniam je przy rozciąganiu się. Bardziej są mi na sali rekwizytem do treningu przekrojowego, niż #musthave.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Romanowicz nie odciągaj Angeli od rury bo ja czekam na kolejne filmiki...
    A tak w ogóle to mogłabyś coś nagrać bo przyjemnie się Ciebie słucha... i patrzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Snajperko lukier dotyczył też Twojej osoby (patrz wpisy z Sylwestra). A tak na marginesie to mogłaś wyrównywać jego poziom Twoimi wpisami a nie milczeć przez miesiąc.
    PS. Dobrze, że wróciłaś! (to tak by poziom lukru nie zmalał ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Gdzieżbym śmiał odciągać od rury. Angela do twarzy Ci z rurą :)

    TRX i rozciąganie? Toż to najnudniejsze z nudnych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę