Przejdź do głównej zawartości

Unfuck yourself - złap motywację do życia

Bez kitu. Najlepsze hasło jakie słyszałam na przestrzeni miesiąca. Więc powtórzę.
Unfuck yourself.

A teraz do rzeczy*. *nie szukajcie powodu notki, po prostu mam flow. Ah, no i wypuszczam nową serię na internety podatną na hejty, ale to już niedługo. 

Możesz być brzydki i głupi i nie zrozumieć za pierwszym razem.

"Och, Angela, co tak od razu po bandzie..?"

Serio? Może jestem innego sortu, ale przez kupę lat trenowałam Krav Magę, bo wyznaję zasadę, że wiele rzeczy da się rozwiązać przemocą. Chcę, żeby notka do Ciebie dotarła, byś niszczyła bullshit tam gdzie go zobaczysz i przestała płakać w poduszkę.



Ze swojego mikro doświadczenia bycia gwiazdą i paskudnego charakteru (to już makro doświadczenie) wiem, że jadem plują tylko nieszczęśliwi ludzie. Nieszczęśliwi, bo: a) głupi, b) brzydcy, c) głupi i brzydcy.
Kto komentuje Twoją sylwetkę w sposób negatywny? Ktoś kto wygląda jak milion dolarów?

Kto oceniania bardziej krytycznie Twoje dokonania? Ty, czy osoba postronna nie będąca w Twoich butach?


Dygresja: Jeżeli nie umiesz wyobrazić sobie o czym mówię, przygarnij kota. Serio. Nikt* *prócz Honeybadgera, ale ich posiadanie nie jest legalne tak nie ma wyjebane na świat, jak kot. Możesz dosłownie to zobaczyć, jak mało obchodzi go Twoja opinia.

Ludzie mają tendencję do nakładania na siebie zbyt wielu warstw oczekiwań, dopychając je niedowartościowaniem lub zawiedzionymi nadziejami. Psują swoje życie na własne życzenie, a potem psują je innym. Jak raz wpadniesz w tę emocjonalną kipiel, możesz mieć problem by się wydostać na brzeg.

Dobrym przykładem będzie spowiedź z mojego własnego doświadczenia:

Czasem łapię się na tym, że sukcesy innych ludzi mnie demotywują. Odbierają chęć do robienia czegokolwiek. Zabierają przyjemność z własnych osiągnięć. Sprawiają, że obrażam się na świat i karzę siebie* *najczęściej masą ciastek, if you know what I mean.

Wtedy zapodaję sobie highfive na twarz lub baranka o ścianę.

Nie jestem jednorożcem. Wiem, że wielu z Was miało wątpliwości na wielu etapach swojego życia per "a co inni powiedzą?". Wiem, że nie zrobiliście w życiu wielu rzeczy w obawie przed wygłupieniem się, ściągnięciem niepochlebnej uwagi czy zwyczajnie przez zwątpienie w sens czegoś.

Jeżeli tak masz - stosuj moją metodę. Zrób coś szybciej niż zdążysz to przeanalizować. Zdziwisz się, ile potrafisz. Mózg męczy się dużo szybciej od ciała, a Twój wewnętrzny terrorysta tylko czeka na sygnał "chcę.." by wysadzić w kosmos realizację Twoich celów.

Uwierz mi, zaufaj, zaryzykuj. Nie drąż*. *"Jebłem to jebłem, na chuj drążyć?" A gdy ktoś Cię spróbuje sprowadzić w dół, zaśpiewaj mu "I'm so sorry" - w domyśle: "że Twoje życie jest tak ciulowe, że żyjesz moim".



"no odważnie, ja bym tak nie mogła"

"ale sadło"

"słabe słabe, a flagę zrobisz?"
Nie udaję perfekcji, nie muszę udawać szczęścia.

Kochaj swoje życie. Przestań się zadręczać głupotami. Zostaw problemy innych ludzi, by były ich problemami. Nie dźwigaj wszystkich zmartwień i wątpliwości na swoich barkach - budowanie siły wymaga RestDay'sów.

Trening już wkrótce, obiecuję. Chciało mi się tańczyć.



Komentarze

  1. Nie krytykuj innych za to co robią, a krytykę innych (w większości przypadków) miej w d... .
    Jednak czasem trzeba coś tam wysłuchać i wyciągnąć z tego wnioski (Trener, czy jakiś inny autorytet).

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym akurat nikt nie polemizuje ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypuszczasz nowa serie? hmmm to bedzie mozna sie spodziewac juz niedlugo tej "platformy" o ktorej byla mowa w styczniu tego roku, czy tez o jakas inna serie chodzi? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale masz fotogenicznego kota! 8) A tak w ogóle, to dawno nie powtórzyłam mantry: dawaj trening! dawaj trening! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Grunt to dobre podejście. Nie przejmuję się opinią innych, bo uważam, że największy wróg czai się w nas samych. Parę miesięcy temu dopadła mnie rwa kulszowa - ból był nie do opisania i już prawie miałem myśli samobójcze. W końcu po paru tygodniach wziąłem się garść i zacząłem delikatne ćwiczenia rehabilitacyjne. Okazało się, że ból z tygodnia na tydzień ustępuje. Potem wynik rezonansu i załamka - duża przepuklina na poziomie L5-S1 i wypuklinka poziom wyżej. Ale po chwili refleksji pomyślałem: mam to w dupie i robię dalej swoje. Noga czasem mnie napierdziela (zwłaszcza rano), ale się tym nie przejmuję tak bardzo (no pain, no gain) i szukam dobrego trenera StrongFirst, aby sobie krzywdy nie zrobić. Czasem mi się nie chce, ale największą satysfakcję mam, gdy uda się mi się przemóc to niechciejstwo i spiąć tyłek do ćwiczeń. I jeszcze jedno: jednak opinia innych się liczy, ale tylko tych, na których Ci zależy lub tych, których podziwiasz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę