Przejdź do głównej zawartości

Nie nagradzaj siebie żarciem – chyba że jesteś psem.

Ostatnio mój szanowny brat z zaskoczeniem przyjął do wiadomości fakt, że można się zajechać na rowerze i spalić „tylko” 500kcal. Czyli pączka ze szklanką pepsi. Zgodnie z jego pokrętną logiką, każdy po zajechaniu się na rowerze będzie musiał zeżreć konia z kopytami by wrócić do świata żywych, więc suma summarum nadrobi więcej niż zgubił. Więc po co na litość boską się tak męczyć.

Hmm. No.

Nie chciałam go dobijać (bo właśnie dokończył trzeci kawałek pizzy – ergo, 360kcal x 3. Nie mówiąc o tym, że ją popił przynajmniej 100 kcal’ami.) ale tak to właśnie wygląda.

Głównie dlatego, myślę, ludzie nie lubią matematyki. Ciężko się z nią kłócić.

Nie chcesz liczyć kalorii? Uważasz, że to żenujące? Podział na węglowodany/białko/tłuszcze jest stresujący i czasochłonny?

Zaakceptuj siebie, pokochaj swoje ciało, żyj jak lubisz - tylko na miłość boską nie noś zbyt małych ubrań. Ostatnia skarga na reklamę Old Spice’a powinna Ci dobitnie uświadomić w jak idiotycznych czasach żyjemy. Tłuści faceci oburzający się na wymalowanego modela (bo chyba nie na dużego_białego_konia i tegoż konotacje), komentujący Twoje dodatkowe kilo, to właśnie Polska.

Zboczyłam z tematu.

Nie mówię, że ja jem posiłki z wagą i kalkulatorem. Nie. Palemka jeszcze mi nie odbiła. Jestem jednak świadoma tego, co w siebie wrzucam. Jeżeli mój główny posiłek to spaghetti gdzie czerwień sosu walczy o lepsze z bursztynowym odcieniem tłuszczyku a biały chleb popycha biały makaron czterojajeczny (i powiedzmy sobie szczerze, „kobiecych” porcji to ja sobie nie nakładam, bo pewnych posiłków nie powinno się obrażać skromnością), to kolacja będzie umiarkowana. Bez frytek. I to nie dlatego, że „nie powinno się jeść na noc”, bo ja jak nie zjem, to nie zasnę. Matematyka z wyobraźnią.

Jeżeli nie myślisz o tym jaką wartość kaloryczną zjadasz, nie mów, że nie możesz schudnąć, albo że „takie geny”. Powiedz, że nie chce Ci się schudnąć, bo to wyższa matematyka i dyscyplina (umysłu) prawie olimpijska.

Jeżeli chce Ci się schudnąć – to schudniesz . Jeżeli rozumiesz o czym mówię, to widzisz różnicę pomiędzy „chcę schudnąć” a „chce mi się pracować nad schudnięciem”.

Świadome odżywiane swoją drogą,
a poniżej masz coś konkretnego, co zamieni Twoje flaczki w jędrność i ponętność
przy rozmiarze 42.


Enjoy!

.

Twoja ukochana forma„trucizny”
Czas: 15 min
Ćwiczenia:
1. Kankan
2. Zakonnik
3. Nurkujące pompki
4. Wykrok z odkrokiem
5. Przysiad z unoszeniem obciążenia

Wyjaśnienie:
- dla wszystkich jest po 5 sekund przerwy pomiędzy ćwiczeniami. Trzymaj tempo!
- zmieniaj nogi w kankanie tak często jak tego potrzebujesz
- klękaj na czymś miękkim, a kiedy jesteś w górze – wyyyciąąąągniiiiiiij się.
- jeżeli nurkujące pompki są dla ciebie awykonalne z pozycji podporu, zrób je w formie damskich nurkujących pompek.
- robiąc nurkujące pompki postaraj się jak najgłębiej.. zanurkować :] w jedną i drugą stronę.

Twoja rozpiska:

Zielona: dwa powtórzenia kankana po 15 sekund, następnie każde ćwiczenie po 15 razy (zakonnik może nie mieć ciężaru nad głową, pompki mogą być damskie, po 15 wykroków na nogę i zmiana nogi). Jeżeli złapiesz rytm, zrób tyle serii na ile masz ochotę.

Pomarańczowa: dwa powtórzenia kankana po 15 sekund, następnie każde ćwiczenie maksymalna ilość razy w czasie 20 sekund (pompki mogą być damskie). Jeżeli złapiesz rytm, zrób tyle serii na ile masz ochotę.

Czerwona: trzy powtórzenia kankana po 20 sekund, następnie każde ćwiczenie maksymalna ilość razy w czasie 20 sekund. Jeżeli złapiesz rytm, zrób tyle serii na ile masz ochotę.

Komentarze

  1. A ja nie liczę. Wpieprzam smalec, masło, jajka i wieprzowinę + 30-50 g węgli dziennie. Białko maksymalnie 120 g/dobę. Liczenie kalorii jest przereklamowane. Siła i moc mnie nie opuszczają.
    Low Carb High Fat się kłania :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie motywujesz :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę