Przejdź do głównej zawartości

Posuń dupę chudzielcu i zrób miejsce dla siły!

Nie jestem na diecie z jednego, powszechnego powodu – kocham jeść.

Gdyby moje życie zależało od tego czy odmówię sobie naleśnika z nutellą – zapewne nie zdechłaby pod płotem, ale z drugiej strony modelką fitness też być nie zamierzam. Głównie również fakt iż zawsze się znajdzie ktoś (95% że kobieta), kto i tak powie „no trochę mogłabyś zrzucić” ewentualnie „te mięśnie też mogłyby być bardziej widoczne”, powstrzymuje mnie od owczego pędu w stronę sylwetki idealnej.

Wierzę również, że trudny acz piękny charakter nie powinien mieć przesłodzonej oprawy bez kompleksów. Kompleksy są dobre, gdyż motywują. Idealność jest gnuśna.

Co innego siła. Chcę być silna. Chcę móc przestawać coś robić dlatego że skończyłam, a nie dlatego że padłam w połowie. Dzięki bogu silne mięśnie nie oznaczają WIELKICH mięśni, gdyż małe koksy budzą chęć rozmowy o polityce krajów wschodnich, a mi bliżej mentalnie do Nigelli Lawson.



Poza tym to straszne, ale jednym z moich kompulsywnych zachowań jest czyszczenie talerza z jedzenia. Poważnie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że to taka maniera górali, by nic nie marnować. Mi to bardziej podpada pod węża. Mam wyrzuty sumienia, że coś zostawiam, nawet jak mi nie smakuje. I nie, nie myślę o dzieciach z Etiopii. Właściwie przy jedzeniu mało myślę. Nie liczę ile razy zmieliłam coś w paszczy, nie jem wolno by szybciej poczuć sytość. Jedyne co, to staram się nie jeść przy komputerze RZECZY NAPRAWDĘ DOBRYCH. To absolutnie prawdziwy fakt nie z dupy wzięty, że zajmując mózg obrazkami, nie rejestrujesz smaku/konsystencji/temperatury. I choć nie próbowałam jeść trawy podczas oglądania Californication, jestem pewna, że dałabym radę.

Jeżeli więc masz zgrzeszyć z czekoladą/pączkiem/etc zrób to absolutnie koncentrując się na czynności grzeszenia&lt. Wyciągnij z tego jak najwięcej doznań. Następnie zrób dłuższą przerwę (jakiś tydzień, dwa, a jak dasz radę – trzy) i zgrzesz ponownie, nie powiększając porcji. Przynajmniej będziesz doskonale wiedziała, za co pokutujesz na treningu. Satysfakcja gwarantowana.


Dzisiaj nie potrzebujesz nic liczyć ani mierzyć czasu. Obejrzyj odcinek, a następnie ćwicz ze mną.



Twoja fighterska forma„trucizny”

Czas:5min -  10min – 15min

Ćwiczenia:

1. Łokcie poziomo
2. Kolanka przodem
3. Ciosy proste
4. Kopnięcia boczne

Wyjaśnienie:

- zwróć uwagę, że twoje ręce połączone są na stałe z korpusem, a korpus z nogami. Jeżeli pracują ręce – pracuje CAŁE CIAŁO. Bark, brzuch, biodro.

- kopiąc wyprowadzaj się lekko z równowagi – odchylając się w tył, będziesz musiała ją złapać.

- ciosy proste, jak sama nazwa wskazuje, są wyprowadzane w linii prostej. NIE NA BOKI.

- przy kopnięciach bocznych nie rozkraczaj się jak żaba, bo sobie coś naciągniesz. Pięta ma być wyżej niż palce. Kopniesz z biodra. I zobacz jak mam ustawioną nogę podporową (czyli tą, którą się podpieram)

Twoja rozpiska:

Zielona:  jedno powtórzenie combosu + skakanka lub spacer.

Pomarańczowa:  dwa powtórzenia combosu + skakanka lub spacer.

Czerwona: trzy powtórzenia! I co jeszcze będziesz chciała.

Komentarze

  1. z każdym postem po prostu dziękuje chwili w której natknęłam się na Ciebie na yt, jesteś niesamowita, motywujesz na maxa, w końcu trafiłam na kogoś kogo szukałam od chyba paru lat, serio

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję! kompletnie tego nie rozumiem, ale dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę