Przejdź do głównej zawartości

Nigdy nie jest za późno by być

tym, kim mogłabyś być.

Ja na przykład ostatnio jestem świnką morską. Jem co mi podsuną, hałasuję w nocy, śpię w dzień i ogólnie kwiczę, że mi źle. Dzisiaj więc wystopowałam ten pęd do szczurzo-świńskiej kariery, umyłam głowę, ogoliłam nogi, nasmarowałam tym wszystkim lepkim paskudztwem które tak uwielbiają kobiety. Zupełnie nowa ja, pachnąca w dodatku. Kokosem. Jak batonik. Łapię się na lizaniu po ręce.

Mało potrzeba, by zmienić to, jak się czujemy. Owszem, jeżeli jesteś gruba, to po umyciu głowy dalej będziesz. Ale JAKOŚĆ ciała miała zawsze przewagę nad jego ilością. A zadbanie o siebie nie oznacza wymrażania tkanki tłuszczowej.

Jeżeli uważasz, że zgubienie fałd tłuszczu uczyni ten świat idealnym, to się mylisz. Dalej będzie trzeba wstać do pracy, dalej będą przypadki losowe w postaci wrednej baby z okienka, nawalającego auta, kredytu we frankach, Euro i tym podobne. Że co, że ktoś Ci pozazdrości figury? Przez jakieś 4 sekundy nim wróci do myślenia o SOBIE? Że będziesz mogła ubierać mniejszy rozmiar? Który kosztuje tyle co ten większy? No weeeeeź.

Trening odblokowuje w Tobie możliwości. A możliwości to więcej, niż płaski brzuch.



Etap martwienia się o dwa centymetry w udach mam za sobą, i wiesz co? Absolutnie nic to nie zmieniło. Owszem, spodnie lepiej leżą. Nikt mi podwyżki za to nie dał.

Czy było warto tyle nad tym ślęczeć?

Nie. Ale warto było trenować, bo mięśnie ułatwiają życie cholernie. Bo to szczęście z powodu męczącego fizycznie treningu trwa dłużej, niż miska lodów. Kokosowych, nawet.

Od dwóch tygodni jestem zestresowana projektem domu energooszczędnego i hali lodowiska. Domu – bo ciągle coś przybywa i trzeba to zrobić, hali – bo ciągle coś jest źle, i trzeba to poprawić. Z tego też powodu stan świnki morskiej i opalenizna od monitora. Myśl, że miałabym się oderwać i iść potrenować była mi obrzydła. Ale w końcu wzięłam się w garść i poszłam wczoraj na trening z moimi panienkami. Po 20 minutach poczułam wszystkie godziny spędzone na majtaniu nogami (tak, nie dosięgam do ziemi jak usiądę na fotelu do kompa) z tego i zeszłego tygodnia. Mój boże, dawno mnie tak nie zszargało kilka Swingów. Może i brzmi to dla postronnego obserwatora zniechęcająco, ale moja determinacja by wyjść ze stanu komputerowego zombie sięgnęła zenitu. Zrobiłam satysfakcjonujący ze wszech miar trening, aż mi się ręce trzęsły. I poczułam się bardziej sobą. Nie szczuplejsza, nie ładniejsza. Mocna. Silna.

Komentarze

  1. To miło, że dzielisz się swoją motywacją. Chętnie przechwycę jej nadmiary. :P
    A propos komutera, połóż sobie pod nogi pudełko po butach albo cokolwiek innego, bo to bardzo niezdrowo dyndać nogami przy pracy. Twoje żyły będą Ci wdzięczne.
    Poza tym niedługo trzeba będzie zrobić jakąś sensowną sesję zdjęciową, bo od tej amerykanizacji zęby mnie bolą i nie mogę patrzeć na UCP.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę