Przejdź do głównej zawartości

"..lecz jak wiemy, nasza Ania, słabość ma..."

do podjadania. (wersja cenzuralna. Każdy wie, jak jest naprawdę.)

Czy Ty też cierpisz na głodofobię? (nie googluj, sama to wymyśliłam)
Czy też myślisz, że jak nie będziesz jeść cały dzień, to prawdopodobnie umrzesz? Albo, CO GORSZA, pierwszy posiłek od razu odłoży się w tkankę tłuszczową? Ponieważ nie będziesz, po prostu NIE BĘDZIESZ, w stanie zjeść normalnego posiłku - zjesz wersję dla 120 kilogramowego drwala z Syberii?

It's all in your head.

Godzina 15:00, rozmowa dwóch ekspedientek w sklepie -
- No, a ja jeszcze nic nie jadłam!
- Nic?!!
- No dwie bułki tylko, więc co to jest.

Właśnie, suche to one (bułki, nie ekspedientki) nie były. Więc czemu nie liczą się jako posiłek? Bo co, bo wszędzie mówią, że należy jeść mało, ale często? Jako iż nie ma ku temu medycznych podstaw, chodzi tu głównie o "jeść mało". Jasne, że możesz się nie zgadzać, BO WSZYSCY MÓWIĄ CO INNEGO.



Osobiście - gdyby ten wykres miał rządzić w mojej kuchni, to wąż by mnie powiesił za nie powiem co, a jest tego para. Ale poważnie - zastanów się, czemu jedzenie "często" miało by być naturalne..? Może i urodziłaś się z cyckiem w ręku, ale to nie oznacza, że nie możesz się od niego odkleić. I nie daj sobie wmówić, że możesz znacząco przyspieszyć metabolizm żarciem. Gdyby to było takie proste, to stało by na półce w Biedronce. A nie stoi. Wiesz czemu? Bo częste żarcie to częste odwiedziny sklepów i częsta sprzedaż - a zgadnij kto bardziej na tym korzysta. Możesz rozejrzeć się po mieszkańcach USA i porównać ze zdjęciami z polskiego PRLu, gdzie są fajniejsze lachony.

Jako dziecko mogłaś należeć do tego typu "niejadków", co to ciągle zbolałe grymasy u babć i cioć wywołują na twarzy. Zauważ, że nie przeszkadzało Ci to, i bynajmniej na otyłość nie narzekałaś. Jedzenie było Ci wciskane. Prawdopodobnie idąc tropem Zewu Natury, wciskałaś owo jedzenie nie tyle w siebie, co w kąt lodówki, kanapy, łóżka. "Dieta" przychodziła Ci całkiem naturalnie, jako iż czekoladki, chipsy i ciasteczka były pilnowane przez stwory uporczywie wysokie.

No więc ja takim dzieckiem nie byłam. Moje kubki smakowe od lat najmłodszych wymagały stałych podniet, a rodzicielka miała paskudny zwyczaj przygotowania 7 posiłków wraz z deserem dzień w dzień. Ponadto mam taką nienormalną rodzinę, że jak otworzyli czekoladę, to nikt jej nie jadł. I przez to poświęcenie kulinarne z mojej strony to i się mi w szybkim czasie urosło. Wszerz.

Siła, proszę państwa, rodziła się w zapłakanej poduszce i kopaniu chłopaków po jajach. Ok, dygresja.

Sporo naczytałam się w obcojęzycznej prasie poważniejszej od Men'sHealth na temat częstych-małych-posiłków, gdyż zawsze czułam, że są sprzeczne z moją wężową naturą. Odkąd darowałam sobie 6 posiłków dziennie, jestem szczęśliwsza i nie tyję - a jem naprawdę to co chcę (TRZYMAJ SIĘ Z DALEKA OD BABECZEK Z LIDLA, BOŻE JAKIE ZUOOOO!), często po godzinie 1:00 w nocy. I żadne bonusy w postaci genetyki czy chemii mnie nie wspierają.

Jeżeli więc bardzo chcesz schudnąć - po prostu ogranicz jedzenie. Widziałaś grubą anorektyczkę? Nie? Więc chyba ograniczenie żarcia działa. (Zanim jakaś niespełna bystrości kura oskarży mnie o propagowanie anoreksji - KOCHAM jedzenie, czczę je, wielbię, ale mną NIE RZĄDZI bo jestem SILNA*.) Siła nie dotyczy babeczek z Lidla.

Pozwól sobie poczuć głód - poczuć i zapanować nad nim.

PIJ WIĘCEJ WODY. Nie szukaj diet, zmień styl żywienia. Kup mniej i drożej, ale zdrowiej. Jedzenie fastfoodów świadczy o Twojej biedzie, nie obnoś się więc z tym kebabem. Są smaczniejsze rzeczy, musisz je tylko znaleźć.

P.S. Czy wiedziałaś że trzy szklanki popcornu z mikrofali to mniej niż 100kcal? Tak. Więc idź teraz zmierzyć ile szklanek wejdzie do tego wiaderka w którym go robisz.


...oni patrzą, czy idziesz do lodówki...

Komentarze

  1. Z uwagą przeanalizowałam ten wykres ze szczególnym uwzględnieniem palenia mięśni, po czym przeniosłam wzrok na własnego bicepsa... Skoro codziennie jestem na nogach od rana, a śniadanie jadam koło południa, to jakim cudem ten biceps jeszcze jest? Powinnam go była dawno spalić! Albo powinien nigdy się nie zrobić... :D
    Szkoda tylko, że dieta "MŻ" jest już passe... To jedyna sensowna dieta, o jakiej udało mi się usłyszeć... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Angela, uwielbiam Cię!!!
    Musiałam to napisać!
    Dzięki za to co robisz, że masz pasje i zarażasz nią innych!
    Szkoda, wielka szkoda, że nie jesteś z Krakowa...
    (ale rym-nie planowany;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany, wreszcie ktoś to głośno powiedział!!! Niby czemu mam wpieprzać 5 posiłków dziennie (jak nie to oczywiście umrę wielorybem)?! W imię czego? Nabijania kabzy konsumpcyjnym gigantom?! Kur**, wreszcie!

    BTW Wczoraj do Ciebie trafiłam. I już tu kurdę zostaję. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę