Przejdź do głównej zawartości

Szpilki, przepukliny i kilogramy żelastwa.

Sklepy z biżuterią i butami potrafią zaginać czasoprzestrzeń. Seriously. Idzie taka kura pasażem, niby wszystko w porządku, sytuacja opanowana bo nie ma przecen. I nagle WSIĄKA.



Jeśli kiedykolwiek drogi mężczyzno zgubisz kobietę na zakupach, odwiedź pierwszej kolejności owe przybytki rozpusty i wyuzdania, a potem dopiero dzwoń na policję. W ostateczności możesz próbować ją wywołać przez mikrofon, ale pamiętaj – czynisz to na własną odpowiedzialność. Może się bowiem okazać, że w stresie wydała wszystkie pieniądze. Bynajmniej nie swoje. (P.s. widzę głęboki sens w ustawianiu przepastnych kanap i miękkich foteli przed co bardziej popularnymi otchłaniami męskiej rozpaczy.)

Żadni kanadyjscy, amerykańscy czy japońscy naukowcy nie pokusili się o wytłumaczenie dziwnej zależności pomiędzy wysokością damskiego obcasa a potrzebą jego posiadania przez płeć piękną. Więc nie będę się wgłębiać i zaliczę to do praw fizyki i przyrody.

W końcu nie ważne ile przytyjesz, rozmiar buta się nie zmienia.

Szpilki to cudowne lekarstwo na całe zło i najszybszy sposób na poczucie się kobieco. Fakt posiadania miliona butów przez kobietę nie jest tematem wartym dyskusji. Podobnież efekt szczuplejszych nóg, jędrniejszych pośladków, kuszących pęcin czy kołyszącego ruchu bioder. Tematem jest PRZERĄBANY WPŁYW NA KRĘGOSŁUP.





Buty na wysokim obcasie powodują ataki pasożytów trudnych do odpędzenia, narzucających się, przynoszących prezenty i zabierających na kolację. Poza tym, na skutek noszenia wysokich obcasów cierpi również kręgosłup, bo ciężar ciała przenoszony jest do przodu, co wymusza pogłębienie naturalnego wygięcia kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Lansowane 15stki (szpilki, nie dupy) kompletnie odcinają kobietę od kontaktu z podłożem, w sumie więc lepiej, jak tylko leży i ładnie w nich wygląda.



To nie jest tak, że teraz masz założyć onuce na twarz i w kaloszach poginać po mieście. To znaczy, że masz TYM BARDZIEJ dbać o swój kręgosłup. A kto jak kto, ale w tym temacie mam coś do powiedzenia. Coś, co odda Ci dużo większą przysługę, niż zalecenia lekarza na temat "oszczędzania się" i wizyt terapeutycznych na basenie.

Nie mam doświadczenia bardziej wiarygodnego, niż własne. Można tłumaczyć długo i cierpliwie że od złego, długotrwałego siedzenia może boleć kręgosłup, gdyż zmieniają się funkcje łańcucha kinematycznego - ale to równie skuteczne, co tłumaczenie że tyje się od żarcia a nie z powietrza. Każdy wie, każdy zlewa. Na ból i na schudnięcie - bierze tabletkę.

Kilka lat temu poszłam razem z Darkiem na rezonans magnetyczny kręgosłupa, gdyż pobolewały go plecy. Lekarz za głowę się złapał i nie puszczał. Artystyczne zdjęcie powinno służyć studentom medycyny to diagnozowania przepuklin u mutantów, gdyż wszystkie owinięte ciasno były mięśniami. "Pan nie powinien być w stanie chodzić". Jednak zamiast pogodzić się ze stanem faktycznym, położyć się i umrzeć, Dariusz inaczej zaprojektował trening. Bóle przeszły po tygodniu i nie pojawiły się do tej pory.

Wspominam o tym dlatego, iż nie urodziłam się z kettlem w ręku.

Swoje dwie przepukliny na kręgosłupie zawdzięczam:
a) długim godzinom grania w Fallout/Diablo/BG/UO/Arcanum/Planescape:T/NN/etc.
b) przenoszenia betonowych krawężników (pozdro dla pani od biologii)
c) Krav Madze (pozdro dla sadystycznego sparring partnera)

Jak widać - NIJAK się to miało do regularnego sportu siłowego czy żelastwa.

Po tym jak kilka razy mnie "złapało" i jeść mogłam tylko z podłogi a na dupie nie było miejsca by wbić igłę, wylądowałam w szpitalu. Tam miałam sporo czasu na przemyślenie zaistniałej sytuacji. Przed stołem operacyjnym zaparłam się czterema raciczkami. Rehabilitacja z przystojnym doktorem zagroziła moim życiowym oszczędnościom. Więc? Poprosiłam o program treningowy Darka.

Tak trafiłam na kettlebell. Nie szukając nowości treningowych, nie pragnąc schudnąć, nie myśleć o życiowych rekordach i o tym, do czego autentyczna siła może się w życiu przydać.

Trafiłam na kettlebell, bo bardziej od poruszania bolało mnie stanie w miejscu, od stania siedzenie, a od siedzenia - leżenie.

Na początku wszystko było piekłem. Potem było łatwiej. Teraz nie mam żadnych bóli kręgosłupa. I wreszcie nie chodzę zgarbiona - co chyba najbardziej interesowało moją perfekcyjną mamę.



Czas: 15-20 minut

Ćwiczenia:
1. Martwy ciąg
2. Martwy ciąg jednorącz
3. Swing oburącz
4. Swing jednorącz
5. Supermenki - statyczne
6. Odchylenia grzbietu / Supermenki - dynamiczne

Twoja rozpiska:
Złap ciężar który masz najcięższy, a który nie jest kanapą.
Jeżeli jesteś początkująca i masz tylko siebie - wykonuj ćwiczenia z butelką wody, pamiętając by oszukiwać mózg co do ciężaru butelki.

Zielona/Pomarańczowa/Czerwona: Ciężar dopasowany do możliwości, po 7 ruchów na rękę (oburącz - 14), trzy serie każdego ćwiczenia.

W przygotowaniu II i III część treningu godzinnego!

Enjoy!

Komentarze

  1. Hej! aj nie zgodzę się, że rozmiar buta się nie zmienia, po zwaleniu 26 kg z 41 noszę teraz 38! o i jest zajebiście! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Po co te wulgaryzmy?

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem w szoku o.O

    OdpowiedzUsuń
  4. no i super! ja też mam przepukliny, też dwie i to takie cholery, że jak wymogłam CT na neurologu to się za głowę złapał. Usłyszałam, że nie mogę zajść w ciążę - bo mnie to na wózku posadzi, że jak już (głupia) zajdę, to nigdy dziecka nie podniosę itp itd. Po pierwszym załamaniu pomyślałam sobie i swoim małym rozumkiem doszłam do tego, że jakoś zalecane NIE ruszanie się mi nijak mięśni nie wzmocni, a jako ten kręgosłup taki parchaty, to coś go musi trzymać. Jestem wetem i nas uczyli, że jak kręgosłup siada to inwestować w mięśnie u zwierza. A u ludzi jakie zalecenia? Pani najlepiej tylko leży i tabletki jak boli bierze. Albo sobie sama w d...zastrzyk machnie. Jako, że ze mnie zwykłe zwierzę, to zaczęłam jednak ćwiczyć. Najpierw bez obciążenia i było git. A potem - bach! Ciąża. Bliźniacza. Nie dość, że donosiłam, że mój kręgosłup miał się lepiej z obciążeniem niż bez - to jeszcze teraz jakoś taszczę na piętro te moje kluchy - obie na raz, obie po 9,6 kg. I do tego zaczęłam taszczyć kettle. I jestem wreszcie wyprostowana. Czuję się świetnie - mimo, ze nadal mi pobliźniaczy brzuch zwisa ale co tam, jak macham żelastwem to bym mogła góry przenosić, a i brzuch jakoś się kurczyć zaczął. Trafiłam na Twojego bloga dobierając ciężar kettla - i zostałam. Świetnie piszesz, świetnie motywujesz a wulgaryzmy jak najbardziej są na miejscu!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę