Trzeba jeszcze trenować INTELIGENTNIE.
Niby oczywiste, a wciąż spotykam się z głupotami - ludzi, którzy widzą postępy w posiadaniu "zakwasów" a nie osiąganiu swoich celów. Ludzi patrzących na wagę i centymetr, zamiast na realne umiejętności. Ludzi goniących za modą i trendami w fitnessie, nie umiejącymi oddzielić ziarna od plew z prostej przyczyny braku wiedzy na temat podstawowych prawd rządzących ciałem.
Szkolenie w Budapeszcie - pierwsze Strong First II na świecie - było niesamowite. Warte worka pieniędzy, jaki trzeba na nim zostawić. Warte spędzenia 30 godzin w ciągu 3 dni na sali treningowej, wśród ludzi mówiących różnymi językami (i jednego psa). Podczas gdy Dariusz Waluś podnosił swoje kwalifikacje, ja badałam podejrzliwie całą tą "RODZINĘ" - pojęcie, które wydaje mi się sztuczne w odniesieniu do grupy obcych sobie ludzi.
Co odkryłam?
Suma wiedzy i doświadczeń treningowych wszystkich tych ludzi to coś, co łączy ich właśnie w rodzinę - w coś ponad to, co może dać jeden mistrz dowolnej dyscypliny sportowej.
Wychowana w odwiecznym wyścigu szczurów, zawsze jestem w głębokim szoku, jak ludzie potrafią dzielić się ze sobą wiedzą - ot tak, po prostu, byś był lepszy w tym co robisz. A jeżeli będziesz lepszy od nich? To tylko będzie oznaczać, że dali Ci dobre narzędzie. Ale bycie "rodziną", która się wspiera, popiera i motywuje - to właśnie program Pavla Tsatsouline'a. Nie oznacza to jednak, że ludzie będą pohukiwać i klaskać, gdy będziesz skakał na główkę do pustego basenu, tylko dlatego że masz odwagę i chęci. Oznacza to, że dadzą Ci jak najlepsze i sprawdzone narzędzia do do osiągnięcia realnego progresu.
Tutaj konkurujesz tylko z samym sobą - nie z innymi. Inni są po to, by Ci pomóc być lepszym.
Bycie ciągle lepszym nie jest wymagane. Kontuzje są rozumiane - ale tylko wtedy, gdy wynikają z Twojego podjęcia decyzji o poniesieniu ryzyka a nie głupoty. Nie ma bezsensownych wyzwań. Jest radość z personalnych sukcesów. Nie ma wytykania palcami. Jest rozpoznawanie słabości i oferty pomocy od różnych, naprawdę różnych osób.
Fabio Zonin – Master SFG Instructor. Niesamowity człowiek z niesamowitą wiedzą.
Bycie w rodzinie oznacza, że jeżeli zapytasz o program treningowy na Press'a osobę, która wyciska 60kg - to dostaniesz go. Bez cenzury. Bez utajenia. Bez zobowiązań. Bo nie wystarczy mieć program - trzeba jeszcze poświęcić mu czas, pot i wysiłek. I fakt, że polepszysz swojego Press'a potwierdzi, że osoba od programu jest kompetentnym instruktorem, a nie tylko krzykliwą cheerleaderką klepiącą Cię po plecach, co ją nic nie kosztuje.
Oliver Quinn, który przy wadze 90kg wyciska Military Press 60kg.
W Budapeszcie poczułam, że "kettlowa rodzina" to nie chwyt marketingowy, a wsparcie ma realne wymiary. Chociaż w Polsce jesteśmy jeszcze małą rodziną, czujemy się już częścią czegoś ogólnoświatowego. Rośniemy w siłę, a.. Siła Najpierw! (StrongFirst afterall)
Wiele osób wciąż pyta w Polsce o różnice pomiędzy metodą, którą wybrałam do treningu z kettlebell, a pomiędzy "tymi wielkimi, kolorowymi bańkami". Pyta, co jest lepsze, kto ma rację. Typowo polskie podejście. Tak jakby była odpowiedź jedna dla wszystkich, czy lepsza jest jajecznica czy jajko sadzone.
HARDSTYLE TO CO INNEGO NIŻ GS. Inne są cele treningowe HardStyle'u. Inne są metody. Inne są priorytety. To jak porównywać bieg na 100m do maratonu. Tu biegniesz i tam biegniesz - wszystko inne jednak się różni. I wszystko prócz tych dwóch kierunków jest wymysłem marketingowym. Dlatego jeżeli masz decydować gdzie pójdziesz na kettle - zadecyduj mądrze. Nie wybieraj 4 kilogramowych popłuczyn, bo są modne i krzywdy Ci nie zrobią.
HardStyle jest szkołą siły.
Tutaj, w Budapeszcie, było to szalenie widoczne. Tutaj drobne kobiety robią "męskie" wyniki, nie uważając się za niezwykłe. Nie są przerośniętymi, zmutowanymi babochłopami z bicepsem większym od mózgu. Są szczupłe, elastyczne, giętkie i SILNE. Są kobietami, które ubierając sukienkę, podobają się każdemu mężczyźnie.
Najpierw poczułam się słabą glizdą. Potem z nimi porozmawiałam. Były zaskoczone moim negatywnym porównywaniem się. Były zaskoczone sposobem myślenia o "byciu gorszym". To, że nie robię takiej magii jak one – nie sprawia, że jestem słaba. Sprawia, że stoję na początku drogi.
Przede wszystkim pokazały mi, że można dojść do rzeczy, które uważałam za niemożliwe. Stąd również wiem, że chcę trenować umiejętność siły, bo ona czyni życie zdecydowanie łatwiejszym. Ten wyjazd usunął wszystkie moje wątpliwości co do wybranej przeze mnie drogi – i nie jestem w tym sama.
Niby oczywiste, a wciąż spotykam się z głupotami - ludzi, którzy widzą postępy w posiadaniu "zakwasów" a nie osiąganiu swoich celów. Ludzi patrzących na wagę i centymetr, zamiast na realne umiejętności. Ludzi goniących za modą i trendami w fitnessie, nie umiejącymi oddzielić ziarna od plew z prostej przyczyny braku wiedzy na temat podstawowych prawd rządzących ciałem.
Szkolenie w Budapeszcie - pierwsze Strong First II na świecie - było niesamowite. Warte worka pieniędzy, jaki trzeba na nim zostawić. Warte spędzenia 30 godzin w ciągu 3 dni na sali treningowej, wśród ludzi mówiących różnymi językami (i jednego psa). Podczas gdy Dariusz Waluś podnosił swoje kwalifikacje, ja badałam podejrzliwie całą tą "RODZINĘ" - pojęcie, które wydaje mi się sztuczne w odniesieniu do grupy obcych sobie ludzi.
Co odkryłam?
Suma wiedzy i doświadczeń treningowych wszystkich tych ludzi to coś, co łączy ich właśnie w rodzinę - w coś ponad to, co może dać jeden mistrz dowolnej dyscypliny sportowej.
Wychowana w odwiecznym wyścigu szczurów, zawsze jestem w głębokim szoku, jak ludzie potrafią dzielić się ze sobą wiedzą - ot tak, po prostu, byś był lepszy w tym co robisz. A jeżeli będziesz lepszy od nich? To tylko będzie oznaczać, że dali Ci dobre narzędzie. Ale bycie "rodziną", która się wspiera, popiera i motywuje - to właśnie program Pavla Tsatsouline'a. Nie oznacza to jednak, że ludzie będą pohukiwać i klaskać, gdy będziesz skakał na główkę do pustego basenu, tylko dlatego że masz odwagę i chęci. Oznacza to, że dadzą Ci jak najlepsze i sprawdzone narzędzia do do osiągnięcia realnego progresu.
Tutaj konkurujesz tylko z samym sobą - nie z innymi. Inni są po to, by Ci pomóc być lepszym.
Bycie ciągle lepszym nie jest wymagane. Kontuzje są rozumiane - ale tylko wtedy, gdy wynikają z Twojego podjęcia decyzji o poniesieniu ryzyka a nie głupoty. Nie ma bezsensownych wyzwań. Jest radość z personalnych sukcesów. Nie ma wytykania palcami. Jest rozpoznawanie słabości i oferty pomocy od różnych, naprawdę różnych osób.
Fabio Zonin – Master SFG Instructor. Niesamowity człowiek z niesamowitą wiedzą.
Bycie w rodzinie oznacza, że jeżeli zapytasz o program treningowy na Press'a osobę, która wyciska 60kg - to dostaniesz go. Bez cenzury. Bez utajenia. Bez zobowiązań. Bo nie wystarczy mieć program - trzeba jeszcze poświęcić mu czas, pot i wysiłek. I fakt, że polepszysz swojego Press'a potwierdzi, że osoba od programu jest kompetentnym instruktorem, a nie tylko krzykliwą cheerleaderką klepiącą Cię po plecach, co ją nic nie kosztuje.
Oliver Quinn, który przy wadze 90kg wyciska Military Press 60kg.
W Budapeszcie poczułam, że "kettlowa rodzina" to nie chwyt marketingowy, a wsparcie ma realne wymiary. Chociaż w Polsce jesteśmy jeszcze małą rodziną, czujemy się już częścią czegoś ogólnoświatowego. Rośniemy w siłę, a.. Siła Najpierw! (StrongFirst afterall)
Wiele osób wciąż pyta w Polsce o różnice pomiędzy metodą, którą wybrałam do treningu z kettlebell, a pomiędzy "tymi wielkimi, kolorowymi bańkami". Pyta, co jest lepsze, kto ma rację. Typowo polskie podejście. Tak jakby była odpowiedź jedna dla wszystkich, czy lepsza jest jajecznica czy jajko sadzone.
HARDSTYLE TO CO INNEGO NIŻ GS. Inne są cele treningowe HardStyle'u. Inne są metody. Inne są priorytety. To jak porównywać bieg na 100m do maratonu. Tu biegniesz i tam biegniesz - wszystko inne jednak się różni. I wszystko prócz tych dwóch kierunków jest wymysłem marketingowym. Dlatego jeżeli masz decydować gdzie pójdziesz na kettle - zadecyduj mądrze. Nie wybieraj 4 kilogramowych popłuczyn, bo są modne i krzywdy Ci nie zrobią.
HardStyle jest szkołą siły.
Tutaj, w Budapeszcie, było to szalenie widoczne. Tutaj drobne kobiety robią "męskie" wyniki, nie uważając się za niezwykłe. Nie są przerośniętymi, zmutowanymi babochłopami z bicepsem większym od mózgu. Są szczupłe, elastyczne, giętkie i SILNE. Są kobietami, które ubierając sukienkę, podobają się każdemu mężczyźnie.
Najpierw poczułam się słabą glizdą. Potem z nimi porozmawiałam. Były zaskoczone moim negatywnym porównywaniem się. Były zaskoczone sposobem myślenia o "byciu gorszym". To, że nie robię takiej magii jak one – nie sprawia, że jestem słaba. Sprawia, że stoję na początku drogi.
Przede wszystkim pokazały mi, że można dojść do rzeczy, które uważałam za niemożliwe. Stąd również wiem, że chcę trenować umiejętność siły, bo ona czyni życie zdecydowanie łatwiejszym. Ten wyjazd usunął wszystkie moje wątpliwości co do wybranej przeze mnie drogi – i nie jestem w tym sama.
Pięknie napisane.
OdpowiedzUsuńTo prawda.. Nie ma nic gorszego niż kobieta wyglądająca jak zmutowany babochłop z wielkim bicepsem ! ale te Panie powyżej nie powalają figurą..np. ta w niebieskim topie w ogóle nie wygląda jakby cokolwiek trenowała. Ta poniżej również :-/
OdpowiedzUsuńA to dlatego Cię tyle nie było... :)
OdpowiedzUsuńTo mam nowego niusa z branży budowlanej: noszenie cementu jest dużo prostsze od wożenia ceramiki. Nie trzeba uważać jak z śmierdzącym jajkiem. xD
A tak w ogóle, to skoro pogłębiłaś swoją wiedzę, to może wreszcie jakiś trening? Taki fajny jak ten na łapki morświna... Cooo?
P.S. Jak tam dyplom? :>
....bieda z nędzą....
OdpowiedzUsuńSą różne priorytety, dla niektórych będzie to wygląd sylwetki, dla innych siła. Z wyglądem można zawsze polemizować jak dobry jest - z siłą nie trzeba ;)
OdpowiedzUsuńRacja
OdpowiedzUsuńNo, to... Go, go, Power Rangers! :)
OdpowiedzUsuńMogę zacząć ćwiczyć z kettlami w wieku 15 lat ? I jaki ciężar wybrać ?
OdpowiedzUsuń