but you have to start to be great!
No. Zgodnie z tą maksymą, i dopóki jestem niepoczytalna, wrzucam pierwszy filmik z tańca na rurze. Nie będę się tłumaczyć, czemu nie zrobiłam wcześniej rozgrzewki ani stretchingu, ani czemu więcej wiję się dookoła rurki niż autentycznie na niej. Jak to się stało, że nagle zgubiłam połowę ciuchów - też sami musicie się domyśleć.
Powiem tylko tyle, że moją inspirację znajdziecie pod tym linkiem - The Landlords Recital. Tak, nie użyłam krzesła. I tak, w ostatecznej wersji filmiku wycięłam jednak scenę z przewrotem w przód. Myślę, że mogła zrobić prawdziwą furorę, jednak nie jestem jeszcze na tyle sławy przygotowana.
Najgorsze jest zawsze to, że w naszej głowie to tak fajnie wygląda. Elegancko. Ostro. A potem przeglądasz zapis kamery i smarki lecą nosem. Żaden krytyk internetowy nie bierze jednak pod uwagę, że autor może mieć duże poczucie humoru i dystans do siebie. A przy tym, szanowne grono potencjalnych odbiorców, mi naprawdę takie wicie się i machanie nóżką sprawia niesamowitą frajdę. A że na każdych zajęciach tanecznych zawsze mnie sprowadzano na ziemię z choreografią, to i mi został bunt w duszy na tyle duży, że postanowiłam zaryzykować i otworzyć własne zajęcia, na których nikt nie zabroni mi się powygłupiać ruchowo. Oczywista oczywistość, że z kettlem wygłupiać się nie należy.
Na wypadek gdyby jednak znaleźli się osobnicy nie widzący grama trudności w prawdziwym tańcu na rurze, oświadczam wszem i wobec - najgorsza znana mi harówka. Tyle mięśni mi jeszcze nigdy nie uczestniczyło w jednej pozycji. Tyle siniaków moje ciało nie widziało od czasów pierwszego paintball'a z zawodowcami. TO JEST TRUDNE. I człowiek poci się jak świnia nie przez wysiłek, a ze strachu i zdenerwowania. Oczywiście JA się nie pocę, JA MIGOCZĘ.
Owszem, kettle elegancko przygotowały mnie do wszelakich podciągnięć i przerzutów, jednak odpowiedni balans ciała jeszcze szwankuje. Po pół godzinie zajęć na rurce, moje przedramiona są spuchnięte jak po drabinie oddechów z 20kg. Każdego więc kto zacznie tu cwaniakować, odsyłam na zajęcia. Nie musisz zrobić od razu flagi - zrób przynajmniej odwrócony krucyfiks. Po tym inaczej będziesz patrzył na panie w klubach go-go, zapewniam.
Poza tym odkryłam bezdenną przepaść pomiędzy robieniem pojedynczych trick'ów na rurze, a kompozycją ich w tańcu. Dopóty widziałam jedyną przeszkodę w szalejącym błędniku, dopóty WYDAWAŁO mi się, że zestawienie tricków w układ to tylko formalność i że trzeba mieć dużo opanowanych, ładnych i trudnych figur, żeby wszystko wyglądało cacy. A te dziwne esy floresy dupencją pomiędzy? Phi, odpoczyneczek. Aktywna przerwa, wręcz.
Naiwność, o zgrozo.
Wejścia do figur i zejścia z figur, nie mówiąc już o przejściach pomiędzy figurami - to osobna tematyka. Tak więc nie tylko muszę nadgonić ze stretchingiem (tak, jestem rozciągnięta jak przejechana żaba na asfalcie i tyle samo mam entuzjazmu), balansem, trzymaniem point, okiełznaniem błędnika, siłą brzucha i dłoni, ale również z wyobraźnią przestrzenną w tańcu i figurami z poziomu rozszerzonego, thank you very much.
To trudne początki. Myślę jednak, że za rok odpalę sobie ten filmik i będę gratulować sobie ruszenia dupy, obgryzając suszone śliwki* z satysfakcją. Każdy z zawodowców kiedyś coś zaczynał, tylko internety tego nie widziały. A skoro mam Cię motywować do pokonywania własnych słabości i dążenia do coraz lepszej wersji siebie - proszę, oto filmik. Angela i rura. Część pierwsza. Epicka.
*Ususzone na kamień śliwki są moim najnowszym nałogiem. Wyglądają jak zeschnięte kozie bobki i trzeba umiejętnie obgryzać pestkę z minimalnej ilości owocu. Czuję się szczęśliwa niczym pies z kością.
No. Zgodnie z tą maksymą, i dopóki jestem niepoczytalna, wrzucam pierwszy filmik z tańca na rurze. Nie będę się tłumaczyć, czemu nie zrobiłam wcześniej rozgrzewki ani stretchingu, ani czemu więcej wiję się dookoła rurki niż autentycznie na niej. Jak to się stało, że nagle zgubiłam połowę ciuchów - też sami musicie się domyśleć.
Powiem tylko tyle, że moją inspirację znajdziecie pod tym linkiem - The Landlords Recital. Tak, nie użyłam krzesła. I tak, w ostatecznej wersji filmiku wycięłam jednak scenę z przewrotem w przód. Myślę, że mogła zrobić prawdziwą furorę, jednak nie jestem jeszcze na tyle sławy przygotowana.
Najgorsze jest zawsze to, że w naszej głowie to tak fajnie wygląda. Elegancko. Ostro. A potem przeglądasz zapis kamery i smarki lecą nosem. Żaden krytyk internetowy nie bierze jednak pod uwagę, że autor może mieć duże poczucie humoru i dystans do siebie. A przy tym, szanowne grono potencjalnych odbiorców, mi naprawdę takie wicie się i machanie nóżką sprawia niesamowitą frajdę. A że na każdych zajęciach tanecznych zawsze mnie sprowadzano na ziemię z choreografią, to i mi został bunt w duszy na tyle duży, że postanowiłam zaryzykować i otworzyć własne zajęcia, na których nikt nie zabroni mi się powygłupiać ruchowo. Oczywista oczywistość, że z kettlem wygłupiać się nie należy.
Na wypadek gdyby jednak znaleźli się osobnicy nie widzący grama trudności w prawdziwym tańcu na rurze, oświadczam wszem i wobec - najgorsza znana mi harówka. Tyle mięśni mi jeszcze nigdy nie uczestniczyło w jednej pozycji. Tyle siniaków moje ciało nie widziało od czasów pierwszego paintball'a z zawodowcami. TO JEST TRUDNE. I człowiek poci się jak świnia nie przez wysiłek, a ze strachu i zdenerwowania. Oczywiście JA się nie pocę, JA MIGOCZĘ.
Owszem, kettle elegancko przygotowały mnie do wszelakich podciągnięć i przerzutów, jednak odpowiedni balans ciała jeszcze szwankuje. Po pół godzinie zajęć na rurce, moje przedramiona są spuchnięte jak po drabinie oddechów z 20kg. Każdego więc kto zacznie tu cwaniakować, odsyłam na zajęcia. Nie musisz zrobić od razu flagi - zrób przynajmniej odwrócony krucyfiks. Po tym inaczej będziesz patrzył na panie w klubach go-go, zapewniam.
Poza tym odkryłam bezdenną przepaść pomiędzy robieniem pojedynczych trick'ów na rurze, a kompozycją ich w tańcu. Dopóty widziałam jedyną przeszkodę w szalejącym błędniku, dopóty WYDAWAŁO mi się, że zestawienie tricków w układ to tylko formalność i że trzeba mieć dużo opanowanych, ładnych i trudnych figur, żeby wszystko wyglądało cacy. A te dziwne esy floresy dupencją pomiędzy? Phi, odpoczyneczek. Aktywna przerwa, wręcz.
Naiwność, o zgrozo.
Wejścia do figur i zejścia z figur, nie mówiąc już o przejściach pomiędzy figurami - to osobna tematyka. Tak więc nie tylko muszę nadgonić ze stretchingiem (tak, jestem rozciągnięta jak przejechana żaba na asfalcie i tyle samo mam entuzjazmu), balansem, trzymaniem point, okiełznaniem błędnika, siłą brzucha i dłoni, ale również z wyobraźnią przestrzenną w tańcu i figurami z poziomu rozszerzonego, thank you very much.
To trudne początki. Myślę jednak, że za rok odpalę sobie ten filmik i będę gratulować sobie ruszenia dupy, obgryzając suszone śliwki* z satysfakcją. Każdy z zawodowców kiedyś coś zaczynał, tylko internety tego nie widziały. A skoro mam Cię motywować do pokonywania własnych słabości i dążenia do coraz lepszej wersji siebie - proszę, oto filmik. Angela i rura. Część pierwsza. Epicka.
*Ususzone na kamień śliwki są moim najnowszym nałogiem. Wyglądają jak zeschnięte kozie bobki i trzeba umiejętnie obgryzać pestkę z minimalnej ilości owocu. Czuję się szczęśliwa niczym pies z kością.
Z filmiku -2:32- mistrz !!!
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńsorry, wcięło zdanie poprzedzające tego emota: loża szyderców głośno rechocze, a po cichu podziwia determinację (albo niepoczytalność) :D
OdpowiedzUsuńdoooobrze jest! pod koniec aż mi sie w głowie zakreciło tak sie krecisz :D
OdpowiedzUsuńAngela powiedz jaka to muza?
ode mnie brawo!!
ale fajne, rasie boskie Angela a te rurowe spiny... marzenie :)
OdpowiedzUsuńAngela! Rewelacja! Jak to połączysz z- cytuję Ciebie- "kroczem do podłogi", będzie obłędnie! Musisz być naprawdę silna!
OdpowiedzUsuńseksi seksi :)
OdpowiedzUsuńIdziesz w dobrym kierunku ale muszę zapytać.
OdpowiedzUsuńA cycki gdzie?
Nie ma cycków, nie ma okejki!
Daj znać jak już zdecydujesz się rozbierać!
Popatrzę.
:-))))))))))))))))
No tak. Hmmmm... Ja raczej zostanę przy tradycyjnym machaniu żeliwną kulką z uchem :-D
OdpowiedzUsuńW sumie w Twoim wykonaniu to nawet lepienie ruskich pierogów byłoby fascynującym widowiskiem, o ile byś przy tym strzelała tym swoim błyskiem z oka i komentowała to "po swojemu" :-)
Smutna muzyka, wolne płynne ruchy, taniec... Ogólnie nastrój lekko demotywujący, który skłania do pytań: "Czego ta dziewczyna chce od życia?"
Oczywiście, że doceniam ilość pracy włożonej w ten układ. Niemniej jednak wolę Autorką jako wcielenie wojowniczki. Ja to se mogę "woleć" - grunt, że Ty widzisz w tym jakiś sens :-)
" Niemniej jednak wolę Autorką jako wcielenie wojowniczki."
OdpowiedzUsuńObserwując od wielu lat sportowe poczytania autorki, też nie mogłem się nadziwić, że kręci ją taniec na rurze. Zmiany są dobre i potrzebne, a że dziewczyna idzie właśnie w takim kierunku, cóż. Jest to znamienne, rzekł bym, takie bardzo typowo kobiece memento. Coś nieuniknionego, coś do czego wiele dąży podświadomie, często nie zdając sobie z tego sprawy.
Najlepszym podsumowaniem tych rozważań jest wypowiedź mojego starego profesora matematyki: "Po co drogie panie przyszłyście na studia? Przecież na końcu i tak ładne pójdą do baletu a brzydkie do garów."
zgadzam się z Panami w całej rozciągłości! :D i to 'kobiece memento' - fantastyczne!
OdpowiedzUsuńTo może tak (obaj Panowie...): to jest super-tajny trening o kryptonimie "An-ge-ninja-wąż". ...lepiej? ;)
OdpowiedzUsuńKochana, natury nie oszukasz. Nie ważne jak to nazwiesz...
OdpowiedzUsuńPROTESTUJĘ.
OdpowiedzUsuńOgólnie to się z tezą profesora zgadzam. Jednak nikt nie zadał najważniejszego pytania: CZEMU (ja myślę, że) TO ROBIĘ? PO CO wizerunek wojowniczki nadszarpuję jakimś kawałkiem metalu między nogami? (ZNOWU nie mogłam się powstrzymać.)
A nijak z byciem kobietą nie ma to związku. Przynajmniej w sferze świadomości.
Jakiej, kurka, natury? Drapieżnika? :)
OdpowiedzUsuńDrapieżnika? Bardziej mi to podchodzi pod hydraulika ale co ja mogę wiedzieć o sferach świadomości kobiety...
OdpowiedzUsuńPeace!
:-)