Przejdź do głównej zawartości

Głodnym mężczyznom podobają się grubsze kobiety

- brzmi jak coś, czego teraz uczą w gimnazjum. Powaga. Może i nie przemierzam szkolnych korytarzy pod prąd w czasie przerwy, ale słuchając dyskusji w radiu na temat egzaminowania na różnych szczeblach edukacji doszłam do wniosku, że za 100 lat będziemy nie tylko spasionym ale i durnym społeczeństwem.

Prawdopodobnie już jesteśmy.

Piątek wieczór, siedzę w Pizza Hut (no comment on that!), wcinam swoją sałatkę z kozą i gruszką (kill for it) i udaję szlachtę zapijając winem (tak, kelner bardzo długo się na mnie patrzył i chciał chyba nawet sprawdzić dowód. Komplemenciarz.) paluchową przekąskę z dużą ilością oliwy. Dla tych co dołączyli w ostatniej chwili - tak, wciąż jestem wegetarianką na IFie więc kompensuję straty gastronomiczne swojemu mózgowi jak tylko mogę.

No więc sobie tak siedzę w jaskini wielu rozkoszy podniebienia i obserwuję naród. Gdzie jak gdzie, ale w takim środowisku naturalnym mało ludzkich węży dba o hamulce. Ogólnie się wpierdala nie zachowując już nawet pozorów, że "to tak odświętnie i nie zawsze".

Płaszczyk "świętowania" śmieciowym żarciem popularny był kilkanaście lat temu. Teraz właściwie jest już coraz częściej "szampan, dziwki, dzień jak co dzień".

Kilka lat temu byłam na wycieczce w Niemczech, gdzie dowcipem tygodnia było, iż Niemcy budują farmy pokazowe dla dzieci, na których prócz rosnących warzyw można też zobaczyć co to krówka, świnka i króliczek. Funny like hell, those stupid Germans. Prawdopodobnie byłabym pierwszym pikietującym za zrobieniem tego samego w Polsce.

Jeżeli dbasz o samorozwój, o to co ląduje na twym talerzu, uprawiasz choćby rekreacyjnie jakiś sport - jesteś inną kategorią od ludzi, którym wszystko jedno. Nie jestem zapalonym orędownikiem przekładania pomidora nad smażony bekon (szybciej - nakładania), ale w towarzystwie niektórych osób czuję się życiowym intelektualistą o różnych branżowych zboczeniach.

I żebyśmy się zrozumieli dobrze - piję herbatę z glutenem. Dziękuję, bardzo dobra.



Żeby jednak nie było tak jedynie rekreacyjnie i pusto, prócz wyrażenia swoich obaw związanych z przyszłością naszej rasy chciałam zarzucić jeden niezwykle interesujący temat. Interesujący tym bardziej, że musiałaś natknąć się tak czy owak na hasło "dieta białkowa" lub podobne. Nawet jeżeli Dukan kojarzy ci się z aktorem/piwem/walutą, to trenując sporty rozmaite, nie raz widziałaś szejkujących* kolegów. *czyt. zawzięcie machających bidonem z podejrzaną zawartością

Znajdź godzinę - mówię poważnie - i obejrzyj wykład na YT z polskimi napisami.

Jeżeli przy okazji jesteś na wegetarianizmie - film spodoba Ci się tym bardziej. Film o czym? O białku, oczywiście. Lektura obowiązkowa. Szczególnie dla tych, co szukają szybkiej redukcji lub szybkiej masy.



No. A teraz powiedzcie mi, co mam zrobić z ledwo zaczętą, wielką puszką białka Sci_tec'a o smaku kawy.

// EDIT: "Pan Adiel Tel-Ore nie ma nic wspólnego z nauką, nigdy się nią nie parał, nie pracuje na żadnym uniwersytecie szanowanym w świecie naukowym. Jest kręgarzem, z resztą już niepraktykującym po tym, jak zarzucono mu nadużycia w wykonywaniu praktyki (oficjalny dokument można sobie poczytać tu: KLIK!). Chwali się, że ma tytuł doktora medycyny, ale nie wiadomo dokładnie, gdzie go uzyskał (pisze o tym oględnie, że w USA i Europie), jest też „dietetykiem” certyfikowanym przez International and American Associations of Clinical Nutrition, organizację o dwuznacznej sławie. Koleś ma fajną nawijkę i dobrze opanowane socjotechniki, ale to jeszcze nie powód, by wyrzucać swoje puszki z białkiem ;)" - brought you by Herbi (bless you with lots of kettlebell!)

Idę się rozciągać. Od tego mam szczuplejsze nogi.

Komentarze

  1. Białko sciteca mogę przyjąć w prezencie! :)
    Co to za obuwie? Jakby pocięte vibramy!! VFF oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wykład ciekawy, ale drażni mnie jedno. Skoro swoje tezy opiera na diecie naturalnej, ludzi żyjących kilkaset lat temu, powinien chociaż wspomnieć, że w ich diecie dominowały nie tylko rośliny. Zapomina, a raczej przemilcza fakt, bo dla jego wykładu to raczej niewygodne, że ich dieta była bogata w ryby i skorupiaki. Zarówno ludy nadmorskie jak i te śródlądowe, bo przecież ludzie osiedlali się w pobliżu rzek. O tym, że mieszkańcy Azji i rejonów tropikalnych, pomiędzy tym wspomnianymi 40 równoleżnikami, wzbogacali /wzbogacają swoją dietę o pędraki, larwy, większe owady, które również są bogatym źródłem białka, już nie wspomnę, bo nie lubię się czepiać ;).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak wyżej: wykład ciekawy. Jest coś na rzeczy zdecydowanie. Ale ten pan nie bierze pod uwagę, że dawno dawno temu plemiona afrykańskie ani indiańskie nie żyły na pustyniach ani w innych, niekorzystnych dla człowieka niszach ekologicznych (które nawiasem mówiąc zajęły, bo "biały człowiek" przegonił je z pierwotnych, wygodnych i życiodajnych siedlisk). W tamtych czasach, kiedy miejsca dosyć było dla wszystkich, także Afrykanie (w tym Buszmeni), Indianie, Aborygeni i inne ludy pierwotne lubiły, co w sumie nie jest dziwne, mieszkać w miejscach położonych blisko wody, obfitości roślin i zwierzyny. Myślę, że wtedy także ich dieta była trochę inna. A jaka? To jest pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
    Inna rzecz, na którą referent nie zwrócił uwagi, jest taka, ze apetyt na białko zmienia się wraz z pogodą (a zapewne także z klimatem): im zimniej, tym większą ma się ochotę na pokarmy mięsne (w domyśle - białkowe). Także zapotrzebowanie na mięso-białko gwałtownie rośnie, gdy się ciężko pracuje, zwłaszcza na zimnie. Obie te rzeczy stwierdziłam osobiście u siebie, a przypuszczam, że nie tylko ja, ale wszyscy, którzy pracują w tzw. terenie. Nie można więc wyciągać wniosków ogólnych na podstawie badań nad plemionami afrykańskimi albo innymi grupami ludzi, które mają wysoką temperaturę przez cały rok.

    A ogólnie super blog:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Każde zboczenie, niezależenie w którą stronę przechyla się strzałka na wskaźniku, jest niebezpieczne.
    2. Nie wyobrażam sobie praktykowania diety bezmięsnej. Nie i już. Drapieżnik z wyboru czy jakoś tak.
    3. Napoczęte opakowanie białkę chętnie przyjmę, bo Tobie się zapewne już nie przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. nigdy nie zrezygnuje z mięsa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Angela,
    Obiecywałaś, że pokręcisz tyłkiem bawiąc się czajnikami a tu ani widu, ani słychu o tych Twoich wygibasach instruktażowych...

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, ale...
    Co z długowiecznymi populacjami tradycyjnie żywiącymi się mięsem i tłuszczem? (ludy Północy) spożywającymi minimalne ilości węglowodanów? Nasza ewolucja to miliony lat. Mówienie o nawykach żywieniowych w kontekście kilku tysięcy lat to nieporozumienie.
    Naukowcy potrafią udowodnić wszystko. Zwłaszcza naukowcy prowadzący badania wg modelu amerykańskiego (to nie żart - amerykańska metodologia badań nie wytrzymałaby starego europejskiego modelu weryfikacji i dyskryminacji wyników). Nie wierzę rewolucjonistom. Jem LCHF i chwalę sobie. Białka i węglowodanów jem tak mało jak to tylko możliwe (do 100 g dziennie). Energię pozyskuję z tłuszczów (głównie zwierzęcych)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierre Dukan został skreślony z listy francuskich lekarzy - tyle na temat kolegi ma do powiedzenia Agencja Prasy Medycznej. Powody? - min. jego autorska dieta...aż dziw bierze, że autorka blogu tego nie wie. pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo że nie stosowałam, to wiem - bo miałam klientki po "tym". Możesz rozwinąć myśl czemu Dukan ma związek z notką?

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawie gotowe. Przecież to nie ja siedzę i zawijam w te sreberka. Firma to robi. Firma zewnętrzna. Firma która zajmie się marketingiem i wszystkim tym, czym ja się zajmować nie chcę, bo chcę trenować. Z tego co mi ostatnio dawali znać - ma wyjść na początku maja.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję!

    Powiem szczerze, że jem bardzo dużo ryb - i w ogóle nie ciągnie mnie do mięsa na nóżkach. Myślę, że daję radę uzupełniać tak swoje białko - stąd też zaciekawił mnie wykład pod kątem - ile białka to OK białka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie są to najdroższe skarpetki świata, ale PRAĆ JE MOŻNA i schną szybko. Niedługo słów kilka!

    OdpowiedzUsuń
  13. 1. pytanie - jak poskromić nasze zboczenia? ;]
    2. zdziwiłbyś się, ile wegetarian tak twierdziło.
    3. mam tylu chętnych rodziców adopcyjnych dla mojego białka, że chyba jeszcze do Was nie dotarło, że jestem z gatunku z tych co "nie wyrzucę, bo się zmarnuje, zjem, to się nie zmarnuje"

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba będziesz musiał dać gościnny występ i napisać notkę do publikacji na temat LCHF. Najlepiej na piątek. Idź już pisać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak chcesz to nie ma sprawy :-) Nie wiem czy na piątek, ale... Jak się napnę... :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam pytanie? Czy techniki treningów z kettlami uczylibyście się od kolesia mieszkającego za rogiem, który zna kolesia, który zna kolesia, który kiedyś widział książkę Tsatsouline'a? Nie? To dlaczego w kwestiach odżywiania ufacie kręgarzowi? Pan Adiel Tel-Ore nie ma nic wspólnego z nauką, nigdy się nią nie parał, nie pracuje na żadnym uniwersytecie szanowanym w świecie naukowym. Jest kręgarzem, z resztą już niepraktykującym po tym, jak zarzucono mu nadużycia w wykonywaniu praktyki (oficjalny dokument można sobie poczytać tu: http://www.mn-chiroboard.state.mn.us/Orders/SO%20Tel-Oren,%20Adiel%2009%2004%2009.pdf). Chwali się, że ma tytuł doktora medycyny, ale nie wiadomo dokładnie, gdzie go uzyskał (pisze o tym oględnie, że w USA i Europie), jest też "dietetykiem" certyfikowanym przez International and American Associations of Clinical Nutrition, organizację o dwuznacznej sławie. Koleś ma fajną nawijkę i dobrze opanowane socjotechniki, ale to jeszcze nie powód, by wyrzucać swoje puszki z białkiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Chcę. Spinka! (może być sobota)

    OdpowiedzUsuń
  18. CZAD!
    (pomknięcie w stronę kuchni i szybkie, pełne łez i obmacywania się, pogodzenie z puchą białka)

    WIEDZIAŁAM że pachnie mi tu socjotechniką! Thenkju sir!

    OdpowiedzUsuń
  19. Dam znać na FB w profilu PowerWorkout Centrum Treningu Domowego. Konkretnie ma być o czymś, czy może ogólna gawęda o diecie na bazie smalcu i wieprzowiny? :-) Postaram się coś wyrzeźbić po środku :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. W świetle tego, co niżej napisała Herbi, a co potwierdza dość powierzchowna argumentacja pana Adiela Tel-Ore, ja pozostanę przy swoim ulubionym systemie, tz. jak mam ochotę na mięso, to jem mięso (dla mnie mięso to wszystko, co nie jest przyrośnięte do podłoża), jak nie mam ochoty, to nie jem.
    A ilość przyjmowanego/wydalanego białka akurat podał poprawnie, aczkolwiek znowu w zbyt dużym uproszczeniu, bo oprócz odpowiedniej ilości przyjmowanego białka potrzebny jest także jego odpowiedni skład aminokwasowy, czyli pierwsze-lepsze białko może okazać się nie być tym, którego organizm akurat niezbędnie potrzebuje. Czyli dostarczenie 35 g białka dziennie nie gwarantuje dostarczenia wszystkich niezbędnych aminokwasów i to jest główny problem n.p. wegetarian albo ludzi żywiących się fast-foodami. Praktycznie powinien to regulować apetyt na jakiś konkretny rodzaj i ilość pożywienia.
    Nie u wszystkich reguluje, niestety ;-)

    Czyli jeśli masz ochotę na ryby albo cokolwiek innego, to jedz ryby itd. Trochę jak baba w ciąży, excusez les mot. Tylko o połowę mniej :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. ludzie czekają, Maćku! Nie pindruj tam za długo tego textu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Poszło. Jest sobota :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę