Przejdź do głównej zawartości

Zabij się treningiem. Samouczek.

Może dlatego, że tyle w życiu chcę zrobić, tak mało czasu mam przez to, że tylu rzeczy się chwytam, tak bardzo intensywnie żyję - nie mam czasu na bezsensowne ZABIJANIE SIĘ treningiem. Lubię się zmęczyć ciężarami, jednak zawsze w celu levelowania swoich innych umiejętności.

Pod tym względem pole dance jest mądrzejszy* *ledwo mi to przez palce przeszło niż popularne treningi z odważnikami - tam zawsze trenujesz coś po coś - by zrobić uniesienie, by płynniej wykonać ruch, by wejść w nowy trik czy dociągnąć gdzieś kończynę. Natomiast biorąc średnią krajową treningów kettlowych pod uwagę - tam chodzi o to, by się wypocić z tłuszczu i spompować mięso na bicku czy cycku.

Znam niewiele rzeczy głupszych od tego, i to nie dlatego, że nie chciałabym mieć mniej tkanki tłuszczowej czy większego pośladka.


Ja też lubię "beast mode". Ale z głową.



Sale pełne stękających ludzi są cool, pod warunkiem, że przewalane żelastwo nie odstępuje dobrej technice wykonania. Jeżeli natomiast dopingowane jest odroczone kalectwo czy udowadnianie sobie, kto z twardszej gliny został ulepiony - koszulki "Tak twardy jak głupi" powinny rozdawane być na wejściu.

Nie, nie jestem popularna w swoim toku myślenia. Tak, zdaję sobie sprawę, że "klienci" mogą mówić, że chcą długofalowych efektów, a tak naprawdę, to chcą chwalić się wielkością zakwasów po treningu. I tak, niestety, popularność wykuwa się najłatwiej na treningach sado-maso. Najłatwiej i najszybciej. Hajs musi się zgadzać i nic w tym złego.

Równie łatwo jest powiedzieć, że lepsze są konkretne rezultaty treningowe niż fajny wycisk&wpierdol z kulkami. Każdy pokiwa mądrze głową, po czym.. pójdzie na żywioł. Bo przecież "wstawienie sobie w dupę" to musi się równać progress!!! A jak boli to rośnie!!! Taaa. Nie oszukujmy się. Bardzo ciężko jest napocząć czekoladę i nie wtarabanić jej całej, usprawiedliwiając się i przekręcając logikę na swoją korzyść. Najtrudniej otrzymać pełną salę, jeżeli prowadzisz treningi w oparciu o kanon programowania zdroworozsądkowego. Bo w ludziach jest mało zdrowego rozsądku, a jeszcze mniej zaufania jeżeli chodzi o "starczy Ci, uwierz mi, wiem lepiej". Zatem jak rozpisywać treningi, by miały sens, cel i fun obok tego?

Jak popchnąć leni, jak powstrzymać wariatów?

Znowu będę niepopularna, ale bazując na swoich doświadczeniach i obserwacjach wielu instruktorów oraz ich podopiecznych, po prowadzeniu zajęć zarówno dla 40 osób jak i dla 7, wiem jedno: musisz ufać faktom, matematyce oraz.. mieć czarującą osobowość.





Fakty są takie*:*nie, nie będę się rozpisywać czy chwalić objętością wiedzy, bo i tak zbyt wielu internetowych specjalistów już widziałam i kształcić ich nie zamierzam

1. rozgrzewka musi mieć sens - musi być ułożona pod dany trening, a nie  z dupy aerobik. Są pewne stałe wytyczne, ale elementy rozgrzewki powinny być zmienne.

2. nowe techniki idą na pierwszy ogień - nie ma sensu nikogo i niczego uczyć czegoś w połowie treningu lub na jego końcu.

3. wybieramy sobie motyw przewodni sesji treningowej - i trzymamy się go. Nie, nie mżemy robić zawsze wszystkiego.

4. różnicujemy poziom treningu poprzez: a) ciężary, b) ćwiczenia, c) ilość powtórzeń w serii, d) ilość serii, e) ilość ćwiczeń, f) czas trwania przerw, g) czas trwania treningu, h) typu mięśni jakie trenujemy, i) rozłożenia obciążenia, etc.

5. nie negujemy: potrzeby fazy "cooling down", naszego samopoczucia, wcześniejszych kontuzji czy czekających nas obowiązków. Trening nie może być oderwany od rzeczywistości w jakiej żyjemy.



Matma natomiast jest taka*: *ok, wiem, że pewnie występują drobne różnice w poglądach i badaniach, najnowszymi ciekawostkami nie dysponuję, operuję na klasyce, nie narzucam jej jako jedynie słusznej ideologii

1. siłę mięśniową trenujemy w zakresie 85% - 100% ciężaru (naszego maksa), w 1-5 powtórzeniach

2. siłę funkcjonalną trenujemy w zakresie 80% - 85% ciężaru (naszego maksa), w 6-8 powtórzeniach

3. masę mięśniową (jej wzrost) trenujemy w zakresie 70% - 80% ciężaru (naszego maksa), w 8-12 powtórzeniach

4. wytrzymałość (pomijam jej typy) trenujemy na poziomie 70% ciężaru (naszego maksa), powyżej 12 powtórzeń.

5. czas przerw wpływa na system energetyczny z jakiego korzystamy na treningu, słynne "nie zrobisz siły na bezdechu".



Czarująca osobowość natomiast.. to temat rzeka. Wyciągając na brzeg jej główne punkty:

1. Interesuj się swoimi podopiecznymi, ale nie wiąż w przyjaźnie. Najgorsze co możesz zrobić to utworzyć kółko wzajemnej adoracji, lub stracić posłuch na sali.

2. Utrzymuj dyscyplinę, ale nie atmosferę pogrzebu. Ucz ludzi kiedy jest czas na żarcik, a kiedy trzeba się skupić.

3. Zachowuj się profesjonalnie, ubieraj jak instruktor a nie "ziom z pakerni", nie nadużywaj przekleństw, kontroluj twarz i ton głosu.

4. Nie chwal za każde gówienko, niech Twoje pochwały mają wartość. Podobnie z karami - nie bój się wymierzać, gdy są zasłużone.

5. Uśmiechaj się i pokazuj, że kochasz to co robisz.



Okazjonalne styranie ludzi za pomocą żelastwa jest ok. Kettle metody HardStyle same się bronią, bo o postępy w pracy z nimi nie musisz się obawiać. Jednak kulki, to tylko narzędzie. Nie możesz oczekiwać, że będą myśleć za Ciebie, że jakoś to będzie, że przecież inni też tak robią.

Jesteś odpowiedzialny za zdrowie swoje, oraz Twoich podopiecznych. Jeżeli traktujesz to jako fitness - ok, masz takie prawo. Pamiętaj jednak, że dla wielu osób, kettlebell to nie moda, tylko część życia. Jeżeli sprawisz, że przestaną wierzyć w sens budowania swojego zdrowia - to stracisz dużo więcej*, niż tylko zarobek. *zniszczy Cię Duch Kettlowej Zajebistości, rozszarpią Kettlowe Psy Siły i pogrzebią Kettlariusze Przenajświętszej Masy Mięśniowej.

Have a nice training!



Czas: 40-50 minut

Ćwiczenia:
1. Martwy ciąg
2. Swing

Rozpiska:
W końcu wyczekiwany trening double kettlebell - czyli lecimy na dwie kulki. Upewnij się, że Twoja technika jest czysta i poprawna, nim sięgniesz po więcej. Uwierz, dwa kettle ważące razem np.28kg to NIE TO SAMO co jeden o tej wadze!
Dwa kettle będą wymagać od Twojego ciała duuuużoooooo więcej. Jeżeli nie czujesz się gotowa lub nie masz dwóch kettli pod ręką - zrób ten trening "na stronę". Nie będzie działał tak samo, ale może zmobilizuje Cię do rozbicia skarbonki.

Punkty kluczowe do swingu dwoma kettlami, znajdziesz oczywiście na nagraniu.

W tym treningu celujemy w liczbę 7 powtórzeń (na stronę) oraz 3 serie (wszystkiego).

Zielona: Weź 8kg i 12kg (Panowie: 16kg i 20kg).

Najpierw wykonaj Martwy ciąg jednorącz tylko 8semką. Po zrobieniu na dwie ręce, zamień 8 na 12stkę. Trzy serie. Ze swingiem postępuj dokładnie tak samo!

Pomarańczowa: Weź 8kg, 12kg i 16kg (Panowie: 16kg, 20kg, 24kg)

Wykonaj Martwy ciąg jednorącz tylko 12kg na obie strony. Potem dorzuć 8kg do tej 12stki. Trzy serie. Ze swingiem postępuj dokładnie tak samo!

Czerwona: Weź 8kg, 12kg i 16kg (Panowie: 20kg, 24kg, 28kg)

Zgodnie z filmikiem, weź najpierw 8+12 a potem 12+16, w trzech seriach. Ze swingiem postępuj dokładnie tak samo!

Enjoy!

P.S. Niezła składanka.

Komentarze

  1. Po prostu "szczał w 10"! Zrobię sobie dziarę z tym pierwszym zdjęciem!

    OdpowiedzUsuń
  2. simple&sinister ...
    ale bardziej sinister :D

    ps. nie pokazuj TYCH zdjęć kotu ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajowe foty, ale czemu nie z kotełem ? Notka mundra :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Koteł chciał za dużą gażę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Kobieto, napisz to10 lipca 2016 11:04

    Ale o co chodzi? Sardynki w puszkach ostatnio gwałtownie podrożały?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę