Przejdź do głównej zawartości

Co powinnnaś wiedzieć fejmie i hajsie zawodu instruktora

Ostatnio leci taka reklama w radiu, o chwalebnej inicjatywie podjęcia pracy, gdy owej pracy na rynku brak. Przemiłym głosem pani w okolicach 50tki żali się, że wykształcenie, doświadczenie zawodowe i chęci - to było za mało, i że bezrobocie dało jej się we znaki. Myśli pełne współczucia i refleksje na temat trudnych czasów do momentu, aż pani z reklamy stwierdza, że została instruktorką fitness i teraz wszystko jest git.

No to git.



Potencjalny odbiorca ma zaszczepione podprogowo, iż praca instruktora fitness łatwa, dostępna, opłacalna i trendy. Czyż nie? Zdecydowanie różni się to od wad pracy pielęgniarki, księgowej, stolarza czy managera. Jaka by praca instruktora fitness nie była, ludzie wciąż się do niej garną. A więc daruję sobie jęczenie (bo każdy zawód to nie rogalik z dżemem) a skupię się na kalkulacji KASIORY JAKA WYPŁYWA z instruktora, nie ku przestrodze - a raczej do podjęcia rozsądnej decyzji.

Wiele osób nawet nie wie, jak wspaniałymi instruktorami mogli by być. Boi się, że "a to a tamto", i ogólnie "że się nie uda", że wtopią ciężko uciułane siano na pomyśle spod mokrej pachy. Może szacunkowe kwoty i stojące za tym argumenty pomogą tym niezdecydowanym, rzucą trochę światła z innej perspektywy, popchną do skoku na głęboką wodę. A tych co po prostu lubią ćwiczyć i chcieli by na tym zarabiać - ostudzą.

Pierwsze prawo Zarabiającego Instruktora brzmi: musisz mieć pasję, musisz mieć ogień w sobie.

Czemu uwzględnić należy to w kosztach? Bo człowiek w pracy z innymi ludźmi szybciej się wypala. Jeżeli więc już startuje ze stopnia "bardzo to lubię", to szybko złamie kark na "na uj mi to było". Możesz nie czuć powołania do pracy za biurkiem i być dobrym pracownikiem - nie możesz jednak nie czuć powołania do pracy z ludźmi, i pracować z ludźmi* *chyba, że twoja praca zakłada strzelanie do ludzi.

Ciocia dobra rada: Napisz sobie na ścianie na którą często spoglądasz, czemu to zaczęłaś robić. "Dla hajsu i fejmu" nie jest dobrym powodem.

Bycie instruktorem to ciągłe wydatki.

Nie oszukuj się, że "teraz wydam, potem sobie odrobię". To raczej "teraz wydam, potem może trochę mniej". Zawsze jest coś do skompletowania. Zawsze będziesz chciała coś jeszcze, coś więcej. Zawsze coś się popsuje, zniszczy, zniknie, co trzeba będzie zastąpić lub naprawić. Zawsze trafisz na "fajne szkolenie". A że praca wymaga byś ciągle była w dobrej formie - zawsze musisz trzymać zapasowy budżet na łatanie samej siebie.

Ciocia dobra rada: Odkładaj z każdego miesiąca ok 50-100-200zł. Skołuj pancerną skarbonkę z napisem "sprzęt/szkolenia/nagłe wypadki". nowe zajefajne leginsy to NIE nagły wypadek

Musisz trafić na Dobrą, niekoniecznie Popularną, Rzecz.

Jeżeli zamierzasz zająć się tym na poważnie, musisz mieć do tego szacunek. Możesz być instruktorem wioślarstwa/jazdy konnej/nordic walking - nieważne, musisz widzieć w tym sens, potrzebę i istotność. Musisz widzieć w tym wyższy cel niż tylko modę. Czy to będzie joga czy skałki - musisz całą sobą czuć tego filozofię - i w nią wierzyć. A czemu jest to w kosztach? Bo klientów jest więcej na zumbie niż na nauce pływania. Pod względem liczebności NOWE zawsze wygrywa. Lecz jak wiemy, NOWE nie zawsze tożsame jest z DOBRE i POTRZEBNE.

Ciocia dobra rada: Inwestuj w wolne ciężary, treningi funkcjonalne, mobilność. To nie nowy trend, to wiedza odzyskana. Dobre szkolenia to rząd wielkości ~2.000zł (czasem już z noclegiem i wyżywieniem).

Osobno nie przetrwasz.

Dobrze jest wejść w "spółkę" z drugą, a nawet trzecią osobą. W teamie jest naprawdę łatwiej. Jeden czynsz (w zależności od powierzchni i miasta, to ok 1000zł~6000zł) lokalu to lepsza inwestycja, niż wypożyczanie sali na godziny. Po pierwsze dla tego, że to Ty decydujesz o godzinach zajęć. Po drugie, masz gdzie trzymać swój sprzęt i wiesz, że nikt Ci go nie podiwani czy zepsuje. Po trzecie, masz gdzie spać, jak Cię z mieszkania komornik wyrzuci. Just kidding! not really Ponadto zawsze masz większe panowanie nad klimatem lokalu - a klimat to 1/3 sukcesu (trust me, I'm an architect). Poza tym rośnie Twój prestiż w oczach klienta, oraz jego zaufanie.

Ciocia dobra rada: Nawet zaadoptowany podziemny sklepik osiedlowy czy eks-warsztat samochody jest lepszy od wiecznego ciułania się po klubach fitness i ciągłego negocjowania cen/godzin/dni. Aktualnie znowu jest spokojnie na rynku nieruchomości i czasem naprawdę można się dogadać z najemcą. Trzeba tylko chcieć i ruszyć dupę. Kosztorys remontu 100mkw w zaokrągleniu: maty na podłogę ~80zł na osobę, farba na odświeżenie ścian ~400zł (malowanie to nie magia), wieszaczki na ubrania i inne duperelki ~100zł, lustra ~160zł za taflę (1,6m x 2,2m), montaż luster ~70zł za taflę, sprzęt grający ~500zł

Sprzęt treningowy musi być profesjonalny.

Dobra wiadomość jest taka, że np. ławeczki do siedzenia w recepcji/szatni już nie. Nie musisz mieć wypasionego lokalu z automatami na napoje - ma być czysto, nie śmierdzieć (bardzo) i mieć przynajmniej 2,5 mkw na osobę ćwiczącą. Jeżeli używasz sprzętu treningowego z Tesco (wyjątkiem są skakanki! na tym można zaoszczędzić), to nie dziw się, jak klientów zacznie ubywać. Tandeta odstrasza. Źle wyważone ciężary powodują kontuzje. Klient musi widzieć, że traktujesz swój zawód poważnie, że inwestujesz w niego (zarówno w sprzęt jak i w klienta). Twój piec do pieczenia Twego chleba: ~3.000 do 20.000zł

Ciocia dobra rada: Mam pojęcie o kettlach, więc napiszę o kettlach: nie musisz od razu mieć pełnego zestawu dla 30 ćwiczących. Dokupuj powoli, bądź kreatywny w rozplanowaniu treningów w oparciu o to co posiadasz. Kupuj mądrze, nie akurat to na co jest wyprzedaż w supermarkecie. Zwróć uwagę, że jest masa różnych typów kettli - w większości robionych przez firmy nie mające pojęcia, że kettlebell to nie to samo co sztangielka. Plastiki i kettle z kwadratowymi rączkami walczą o miano najgłupszego zakupu roku. Więc zrób research na temat sprzętu treningowego w który zainwestujesz - bo tym będziesz musiał pracować. Polecam www.centrumkb.pl, lepszych jeszcze nie widziałam.

Wciąż chcesz być instruktorem?

To wspaniały zawód. Kiedy już porządnie rozliczysz się ze swoim budżetem, zapożyczysz wśród wszystkich znajomych i spieniężysz polisę na życie - wtedy dojdą jeszcze takie koszty jak: reklama, zus, oc, reklama, koszulki, odżywki, reklama, środki czystości, buty i ciuchy, reklama, wahania w ilości klientów, reklama, wizytówki i strona internetowa i.. you get my point. To naprawdę wszystko jest potrzebne.

Ale pamiętaj, pieniądze to tylko pieniądze - to co robisz w życiu, jak przeżywasz swoje życie - to jest najważniejsze.

Żyj tak jak chcesz żyć i bądź tym, kim chcesz być.




A zatem mniej czytania, więcej trenowania!



Czas: 45min

Ćwiczenia:
1. Martwy ciąg oburącz
2. Swing oburącz
3. Martwy ciąg jednorącz
4. Swing jednorącz
5. Snatch

Twoja rozpiska:
Zaczynamy od trzech powtórzeń każdego ćwiczenia, robimy wszystko, idziemy do czterech powtórzeń, robimy wszystko, kończymy rundę na pięciu powtórzeniach wszystkiego. Suma sumarum, robimy rozgrzewkę, dwie rundy i stretching.

Drabina powtórzeń: 3-4-5, 3-4-5

Zielona: Weź 24kg do martwego oburącz, 16kg do swingu i martwego jednorącz, 12kg do swingu jednorącz, 8kg do snatcha.

Pomarańczowa: Weź 28kg do martwego oburącz, 20kg do swingu i martwego jednorącz, 16kg do swingu jednorącz, 8kg - 12kg do snatcha.

Czerwona: Bierz 32kg do martwego oburącz, 24kg do swingu i martwego jednorącz, 20kg do swingu jednorącz, 12kg - 16kg do snatcha (Dla Panów odpowiednio: 48kg, 36kg, 28kg, 24/20kg)

Enjoy!

Komentarze

  1. "Nie możesz jednak nie czuć powołania do pracy z ludźmi, i pracować z ludźmi* *chyba, że twoja praca zakłada strzelanie do ludzi." oj, tak... Kiedyś w ramach próby dorabiania na początku studiów, kiedy byłam jeszcze w miarę miła i bardzo naiwna, zatrudniłam się w sklepie z kostiumami kąpielowymi, rajstopami, itp. Uświadomiłam sobie wtedy, o ile wygodniejsze jest strzelanie z pięćsetnego metra między oczy od sztyletowania. Nie ty musisz sprzątać. :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę