Przejdź do głównej zawartości

Co zrobić, gdy grawitacja za silna

i dupy ruszyć się nie chce?



Zaczęłam pisać notkę na ten temat, ale ubiegł mnie ktoś całkiem elegancko, także nie będę strzępić paznokci po próżnicy. Zgadzam się w całej rozciągłości i owe metody stosuję, gdy nie ma już na co zwalić jak tylko na własne lenistwo.

Tak. Lenię się jak tylko jest okazja. Jak mam ciastka w domu, to znikają w imię przenajświętszej Matki Uzupełniającej. Czasem zabłąkają się jakieś śliwki, orzeszki czy ryż prażony - ale nigdy nie na długo, bo długo to u mnie białko z konopi stoi. A stoi, bo jest naturalne - i pić się go nawet z kilogramem truskawek nie da. (notka o eko suplementach już niebawem)

Trenuję, bo to fajne, ale fitnessą nie jestem. Zajmuję się głównie grafiką, obróbką, składaniem, projektowaniem. Jestem specem od szeroko-pojętnego marketi... O MÓJ BOŻE CHYBA MAM MYSZ W DOMU.

Myśląc przez chwilę całkiem logicznie dobrze że cała mieszczę się na fotelu, to z moim szczęściem zapewne to wcale nie mysz.

Słyszę skrobanie.

Błagam. To jest szablozębne.

JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ. PROSZĘ NATYCHMIAST WYJŚĆ.

Mysz się nie słucha. Cały mój autorytet legł w gruzach. Najpierw mi bezczelnie szurnęła po stopach szkoda, że się nie nagrało - dobrze, że mieszkam na poddaszu i mam 4m do sufitu., a teraz gdzieś zabunkrowała i ostrzy pazury.

NO SŁYSZĘ CIĘ.

Tylko nie widzę.

Nie no. NIE NO.

I po co mi ta Krav Maga?! Nie pozbędę się tików nerwowych do końca życia. Chyba pojadę do mamy. Jestem takim tchórzem. Las za oknem, mówili, przyroda i spokój. Chcę do blokowiska.

Nie, nie da się "Kettlem ją!!!". Nie umiałabym zabić myszy. Nawet szczura z okrwawionym pyskiem i resztami ludzkiej skóry między pazurkami. Poza tym, widziałam ją tylko przez chwilę - i proszę Was, myszę ninję ciężko jest zaskoczyć. Tak, owszem, mogę pożyczyć kota sąsiadów mam silne podejrzenia, że i tak woli mnie od nich, ale nie chcę ryzykować życiem zarówno myszy jak i kota. Powtarzam, z moim szczęściem to albo będzie przesłodka mała istotka z paciorkowymi oczami i mini t-shircie ACDC, albo obrzydliwie wyliniały czarny szczur z zaropiałym okiem i problemami gastrycznymi.

Dobra. Muszę poszukać sposobu na nieinterwencyjny proces złapania niezidentyfikowanego szkodnika wpieprzającego w tej chwili jakieś rozsypane i zapomniane orzechy nerkowca.

Jak widać, istnieją poważniejsze problemy od 5kg nadwagi i braku motywacji do ćwiczeń. Przepraszam za notkę, ale to emergency. Stay tuned.

Komentarze

  1. Ja bym bardzo chciała ruszyć dupę, problem w tym, że na razie nie mogę... Ange, myślisz że mogłabym spróbować z kettlebell po artroskopii kolana (wycięcie przerostu błony maziowej), hm? Czy dla osób z takimi problemami treningi z kettlami nie są wskazane?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że mieliśmy mężczyznę z tym przypadkiem - po miesiącu kettli było mu lepiej, a po trzech przestał narzekać w ogóle na kolano.

    OdpowiedzUsuń
  3. z reguły boimy się najmniejszych rzeczy, więc jesteś zdrowa :D

    Jak mnie to cieszy,że jest kobieta która nie wstydzi się powiedzieć,że się leni,że wpieprza czasami,
    czczę Cię!
    daj mi klub kettla w Opolu! Będę Twoim wiernym sługą

    OdpowiedzUsuń
  4. Heloł
    Ja jestem po artro (pęknięcie fałdu kolanowego) a poza tym mam chondropatię, więc kolana nie całkiem sprawne, ale ruch mnie ratuje. Bałam się, że kettle to za duże obciążenie dla kolan (na co dzień śmigam jogę i pływam), ale okazuje się, że nie i nic mi się nie pogarsza :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Wam za dobre wieści.. Jest światełko w tunelu.. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, to nie fair! Też chcę zwierzątko! ...a tak przy okazji, to obecnie goszczę u rodziców- niby śpię w swoim dawnym pokoju, ale i tak marnie idzie mi zasypianie, bo ciągle coś słyszę: dostawy do sklepu, aktywność pobliskiej jednostki wojskowej, sąsiadów i ich niemowlaka... Ratunku!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę