Przejdź do głównej zawartości

Gdy dupa nie nadąża za cyckami, a możliwości za chęciami.

Dla wszystkich Literkowych Oportunistów - notka video po kliknięciu na fotkę.



Reszta może czytać Mądrości Tego Tygodnia i komentować swoje Trudne Początki. Albo przejść od razu na koniec notki po trening. Ekhem.

Wszyscy początkujący tego świata wiedzą, jak malowniczo człowieka szlag trafia, gdy by bardzo chciał - a  "sienieda" bo ciało bywa głupsze niż ustawa przewiduje. Stare woły coś tam porykują na Ciebie pełne  dobrych chęci i cennych wskazówek, a Ty powstrzymujesz się, by nie ugryźć drugiej osoby. Na zajęciach  z kettlebell testuje to Twoją dobrą wolę, by nie dokonać mordu za pomocą odważnika, gdy po raz dziesiąty słyszysz "brzuchplecybarkistopygłowaoddech".

To nie chodzi o to, że trzeba być naprawdę walniętym, by chcieć się ciągle uczyć nowych rzeczy. 

Niektórym ludziom wiele rzeczy przychodzi, i wychodzi, zupełnie naturalnie - to te mityczne geny, odpowiedzialne za lepszą koordynację ruchową, szybszy przepływ informacji mięsień-neuron, wyższy stopień skupienia i.. łapiesz. Nie będę wymieniać czego jeszcze natura Cię pozbawiła. Nie wtedy, kiedy zachęciłam Cię do kettli.

Na poziomie Pro, denerwują dokładnie te same rzeczy, ale w mniejszym stopniu jest to spowodowane nawałem informacji, a bardziej złymi nawykami wgranymi w bądź to układ nerwowy czy pamięć mięśniową. I o ile profesjonaliści muszą nauczyć się z tym żyć i dążyć powolutku do potrzebnej korekcji, gdyż jest to istotny element ich życia, tak początkujący...

Powiem wprost - jak wy u licha dajecie sobie radę?

Czy to właśnie nie jest to, co oddziela tych, którzy nigdy nie potrafili przyłożyć się (by nie użyć słowa: zmusić) by przekroczyć poziom ziemniaka i wejść do świata frytek? Możemy dywagować przy pierogach, czy lepiej być choćby i najmniejszą, najmarniejszą z fryteczek niż zgniłym ziemniolem na polu miliona pyr, ale! Fakt pozostaje ten sam - ile czasu trzeba się męczyć, ile zabiera nam wyjście z kręgu osób początkujących?

I jeżeli jest to proces indywidualny (bo jest), to ile MI to zajmie?

Stąd te wszystkie pytania w internetach, "ile muszę ćwiczyć by XYZ?". I stąd jakieś daty, terminy, ambiwalentne wytyczne określające poziom zaawansowania. To stąd ta gorycz, że ile by się umiało lub schudło, gdyby faktycznie dotrzymać postanowień noworocznych...

Dla przybliżenia o czym mówię, anegdota. W mojej szkole licealnej uczył historii p.Ciałowicz. Świnia niesamowita. Chamski, arogancki, bezlitosny, inteligentny i dowcipny. Oczywiście, że moja pierwsza platoniczna miłość, dla której znosiłam sryliard godzin historii w tygodniu zamiast iść na dodatkową informatykę i ponapieprzać w UltimeOnline z chłopakami. Pan Ciałowicz słynął z ciętych ripost i bogatych w drugie dno przemyśleń, ale najtrudniej mi było zrozumieć prawdę, która teraz mnie prześladuje.

"Jak nie wiesz, to nie wiesz."

Mam wrażenie, że pełno teraz ludzi, którzy tak bardzo wstydzą się tego, że nie wiedzą/nie umieją, że wolą ucieczkę, niż konfrontację z rzeczywistością. Ucieczkę w konfabulację, świat Dziwnych Teorii ("nie mogę dźwigać, bo mnie plecy bolą"), fizyczne zarzucenie jakiejś czynności. Tak jakby sam prosty fakt, że "nie wiesz", świadczył o nich, że już dowiedzieć się nie mogą.

Że proces nauczenia się, jest poza ich obszarem możliwości.

Że bez sensu się męczyć czy bardzo źle wyjść na głupca lub niedojdę. Lepiej odwołać się do czegoś, prawdziwego lub zmyślonego, co pomoże "zachować twarz" - tak jakby seppuku było polską tradycją narodową... ach! WRÓĆ! Przecież mamy gorszy przymusowy zwyczaj niż rytualne samobójstwo - nazywa się on "byciem ekspertem we wszystkim".

Pomijając więc temat, na który wiele z nas może rozwodzić się godzinami bez sensu, wróćmy do tych początkujących. A konkretnie - dlaczego zachowujesz się tak, jakby dorosłej osobie było wstyd się uczyć kroczek po kroczku. Dlaczego to żenada? Że coś przychodzi nam z trudem i oporami, że coś kosztuje nas bardzo dużo skupienia i prób, a dalej wygląda jak koci żyg na dywanie. Przecież są ludzie, którzy nazwą to sztuką!



Mam za sobą dużo rozmów wewnętrznych na temat "jak nie wystraszyć kursanta ogromem pracy do zrobienia i marnym poziomem jego samego", ale nie zawsze mi wychodzi. Nie jestem typem trzymającym za rączkę i popychająco/ciągnącym, mimo iż zdaję sobie sprawę, że mój wirtualny wizerunek świadczył by dokładnie odwrotnie. Pozwalam popełniać błędy, ale nie udaję, że można to olać. Największy mur komunikacyjny mam wtedy, kiedy ludzie mylą swój poziom oczekiwań z moim. Innymi słowy - frustracje nad własną nieudolnością przenoszą na moją reakcję.

Jak nie umiesz, to nie umiesz - więc się ucz. Nie zawodzisz mnie. Brakiem magicznej umiejętności "wszystko wychodzi mi od razu" nie sprawiasz, że mam Cię za kretynkę czy barana. Nie stresuję się, że nie umiesz pokazać, że mnie słuchasz, i zrobić tak jak mówię. Ja muszę Ci trzysta razy powiedzieć to samo, nie dlatego, że lubię Cię gnębić psychicznie, tylko dlatego, że powtórzenia pomagają w nauce.

A uczucie przełomu, że w końcu Twoje ciało rozumie, co mózg od niego żąda - jest bezcenne.
To, że ciągle czujesz się jak początkujący, może świadczyć o tym, że masz świetnych trenerów, a nie o tym - że dupa wołowa z Ciebie. Nawet, jeżeli jesteś samoukiem. Oczekiwanie od siebie perfekcji czy chociażby jedwabistości, jest normalną cechą ludzką. Jest albo to, albo bycie jamochłonem.

Zatem za każdym razem, gdy mentalnie ukażesz się za brak koordynacji, czy fizycznie sponiewierasz na treningu z frustracji o brak siły - przypomnij sobie to: bycie początkującym to nie stadium zarobaczenia. Musisz być tylko tego świadomy/a. Największy problem zawsze leży w tym, że uważamy się za ekspertów i bronimy przed nową wiedzą.



Ps. Widzieliście już mój najnowszy PDF z 33 świetnymi treningami i rozpiskami Cool Down? Nie? To koniecznie musicie zobaczyć: ICE COLD KETTLEBELLS

Komentarze

  1. Casinos that offer a safe and secure casino
    Many casinos offer a no deposit bonus 강원도 출장샵 when depositing and 포천 출장마사지 withdrawing money. If you're 천안 출장샵 a newbie, then it's definitely not 출장샵 one to consider. 춘천 출장안마

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę