Nie lubię wchodzić na wagę, przyczynia się do moich małych kryzysów osobowościowych. Im smuklejsza się wydaję, tym cięższa się staję. "Mięśnie ważą!", no raczej. Tyle, że tłuszcz też waży, a ja nie wzdrygam się przed wpierdalaniem smakołyków. Nie tłumaczę sobie naiwnie, że idzie w cycki - ale gdy trzeba zrobić trening spalający te wszystkie puste kalorie, to ohoho! wtedy cycki na pewno spalają się jako pierwsze . Trzeba mieć więc jakieś priorytety i, nie zrozumcie mnie źle, zasłanianie się dbaniem o dwa wielkie wory tłuszczu zawieszone u szyi, nie jest dla mnie czymś logicznym. Szczególnie, gdy towarzyszą temu kurczakowate ramiona, bez najmniejszego śladu mięśnia. Małe cycki w sporcie są lepsze. Nie ma ryzyka wybicia zębów przy biegu i podskokach, nie przeszkadzają w cleanach, są bardziej aerodynamiczne na pływalni, nie plączą się przy stretchingu. Owszem. Jasne. Szczerze jednak mówiąc, kobieca klatka piersiowa płaska jak czoło szczura jest równie pociągająca, jak gęsto owło
Centrum Treningu Domowego