Przejdź do głównej zawartości

Mechanizm patogenetyczny a Kettlebell.

Jestem przykładem cudownych właściwości kettlebell na liczne przepukliny na kręgosłupie odcinka lędźwiowego.  Wciąż mnie zadziwia, że otoczenie dookoła mnie bardzo często NIE MA POJĘCIA o tym, że kilka lat temu miałam poważne problemy z chodzeniem. Że budziły mnie w nocy ataki silnych skurczów wyciskające łzy z oczu, a budziło drętwienie, uniemożliwiające podniesienie choćby nogi. Ludzie lubią zakładać, że jestem z szablonu fitnesski i nie do końca mam normalny procesor. I przyznam się. O dzisiejszej bohaterce notki, myślałam dokładnie tak samo. *Życie ugryzło mnie w dupę.



Nikt "zdrowy na umyśle" nie będzie się chwalił, że nie nażarł się właśnie antydepresantów czy nie wstrzyknął blokadę w dupę, by się móc wyprostować. Nikt nie napisze, że umie schylić się szybko i buty zawiązać. Bo czy to powód do chwalenia się?  Na pewno znasz lepsze:
Jak Mega Schudłam.

Właśnie przebiegłem półmaraton.

Nowy rekord w pressie/pistolu/tgu.

Powiem jasno: jestem na intelektualnym rozdrożu. Głównie dlatego, że albo na FB widzę ludzi, którym nic się nie chce ze sobą zrobić i kiedy już "cokolwiek" zrobią, to łakną motywacji, pochwał i zaszczytów, albo.. tych, co robią 500% normy i zwyczajny człowiek czuje się przy nich mały, gruby i nic nie znaczący.

Wstyd się obnosić z własnym "kalectwem", nikt nie chce być posądzony o bycie DRAMA QUEEN, jakoś głupio tak o sobie gadać - bo "nie chcesz litości". Więc przy silnym charakterze, pracujesz sobie dalej godząc się z faktem, że Woman's/Men's Health nigdy o Tobie nie napisze, lub.. przestajesz robić cokolwiek, usprawiedliwiając się logicznie swoim problemem. Do Ciebie kieruję poniższą notkę i słowa: STAY STRONG. Pozostań swoim własnym bohaterem. Podziel się tym. Możesz odmienić na lepsze czyjeś życie.

Przypadkiem dowiedziałam się o historii Kingi. Prawie po niej skakałam, by wydusić z niej kilka słów dla Was. Nie traktujcie więc tego jako użalanie się Kingi nad Kingą, tylko na szantaż emocjonalno-rękoczynowy Angeli nad Kingą. I poczytajcie o konflikcie naczyniowo-nerwowym, który uległ mocy Kettlebell. Bo innej szansy nie dostał.



Hej, tu Kinga.

Każdy ma jakąś historię...mam i ja :)

Myślę, że to co o sobie napisze może zmotywować wielu ludzi do tego, iż warto spełniać marzenia, realizować się i robić coś dla siebie.

Większość swojego życia byłam osobą aktywną. Sport grał bardzo dużą rolę w moim życiu (bieganie, pływanie,taniec itd.), a wszystko co robiłam, robiłam z wielkim zaangażowaniem. Nie umiem żyć bez sportu. Jeśli chodzi o sylwetkę, sport na pewno sprawił, że byłam osobą szczupłą (pomijając okres ciąży ale to chyba normalne że wyglądałam wtedy jak wieloryb :) )

Do tego odżywiałam i odżywiam się zdrowo. Zawsze trenowałam - nie tylko dla wyglądu, ale dlatego, że to po prostu bardzo lubiłam.

Byłam cały czas aktywną osobą do momentu, gdy zachorowałam. W tym okresie moje życie zmieniło się diametralnie. Niestety, moja aktywność spadła wtedy praktycznie do zera.

Zaczęło się od bardzo silnych zawrotów głowy z zaburzeniami równowagi, oczopląsem, pogorszeniem słuchu oraz występowaniem szumów usznych. Byłam uwiązana, bo nic nie mogłam robić - nawet chodzenie sprawiało mi ogromna trudność. Załamałam się wtedy, czułam że wegetuję, bo objawy nie ustawały a wręcz się nasilały. Wiedziałam, że dzieję się ze mną bardzo źle.

Chodziłam od lekarza do lekarza (lekarz pierwszego kontaktu, neurolog, kardiolog, laryngolog). Wszystko trwało bardzo długo, bo aż 2 lata szukania „co mi jest”. W końcu zostałam skierowana przez lekarza Laryngologa na Rezonans Magnetyczny Głowy (badanie pod kątem stwierdzenia guza mózgu). Jechałam na badanie jak na wyrok :( nie miło mi o tym wspominać, bo był to dla mnie i dla bliskich spory stres. Mam córkę i myślałam wtedy tylko o niej... Bałam się ogromnie.

Poddałam się badaniu i w końcu wynik: wykluczył guza mózgu (ulga) lecz stwierdzono u mnie obustronny konflikt nerwowo-naczyniowy nerwu VII i VIII.

[Konflikt naczyniowo-nerwowy, spięcie naczyniowo-nerwowe- mechanizm patogenetyczny leżący u podstaw wielu schorzeń neurologicznych i układowych. Do zjawiska konfliktu naczyniowo-nerwowego dochodzi, gdy wystąpi nieprawidłowa konfiguracja anatomiczna naczyń krwionośnych (głównie tętnic, rzadziej żył) i nerwów czaszkowych.. Uważa się, że zmiana objętości naczynia spowodowana jego tętnieniem prowadzi do przewlekłego drażnienia nerwu i wywoływania w nim nieprawidłowych pobudzeń.] źródło:  https://pl.wikipedia.org

Okazało się, że nie ma na to lekarstwa. Jedynym wyjściem proponowanym przez lekarzy jest bardzo skomplikowana operacja na mózgu, której nie podejmuje się nikt w Polsce. Z biegiem czasu musiał nauczyć się żyć z tymi objawami, które mi doskwierały, bo nie było innego wyjścia. Momentami było naprawdę ciężko, ale musiałam być twarda.

Pewnego dnia mój mąż przyniósł do domu żeliwną kulę 12 kg (kettlebell CKB Pro). Postawił w pokoju i powiedział:

- To dla Ciebie. Zobacz jaki fajny. Można zrobić trening, spróbuj może Ci się spodoba.

A ja na to:

- No chyba chcesz, bym siebie zabiła tym ciężarem.

Długo się nie zastanawiając chwyciłam w ręce czajniczek. Wydawał mi się wtedy cholernie ciężki... Zaczęłam więc treningi z kettlebell i się zakochałam. To było to! (obecnie macham 12 kg jak Reksio szmatą)

Z czasem objawy choroby ustawały - to był FENOMEN...

Wiem teraz, że to był lek na wszystko :)

Podejrzewam, że to trening hardstyle szkoły StrongFirst pomagały mi w tym, że objawy choroby łagodniały. Na pewno zaczęłam znów żyć pełnią życia. Tak się w to wkręciłam, aż wszyscy dookoła byli w szoku jak jest to możliwe. Ale jak już zaczynam coś robić, to robię na 100% albo w ogóle.

Moja sylwetka zaczęła się zmieniać. Miałam szczupłe ciało, ale teraz jest ono bardzo silne. Nabrałam więcej masy mięśniowej, a mój kręgosłup się wzmocnił.

Nikt z Nas nie wie ile będzie żyć i co ich spotka w życiu, dlatego uważam, że nie wolno marnować żadnego dnia. Wykorzystuję więc teraz życie tak, bym nigdy nie powiedziała sobie, że nie spróbowałam itp. Kettlebell dały mi SIŁĘ!

Mimo, że moja choroba nie została kompletnie wyeliminowana z gry, i będzie dawała swoje objawy (raz bardziej, raz lżej), to mam wielką nadzieję, że będę mogła dalej wraz z moim mężem dzielić się wspólną pasją z innymi oraz naszymi studentami siły w klubie CKB Choszczno jeszcze przez wiele lat. :)



Cały czas wyznaczam sobie nowe cele. Chcę być coraz lepsza w tym co robię. Kolejny cel to TopTeam (trzymać kciuki! - bo cel jest bliski!)

Każdy mój progress cieszy mnie niezmiernie. Siła to umiejętność... A silna /silny Ty - to zdrowie na lata.

Kinga Kuzynin, Asystent-Instruktora w CKB Polska. Wraz z mężem Sebastianem Kuzynin (Instruktorem SFG1) prowadzą klub Centrum Kettlebell Choszczno.



Czas: 25-30 minut

Ćwiczenia:
1. Martwy ciąg
2. Swing oburącz
3. Swing jednorącz
4. Clean
5. Snatch

Rozpiska:
Ten trening ma być spalający - zatem jego rozgrzewka musi Cię spocić. Sugeruję zrobić przekrojową, zacząć od rozgrzania stawów i przejść do ćwiczeń z masą własnego ciała: pompki, wyskoki, brzuszki, etc. Masz mieć lekką zadyszkę. Serie po 10 powtórzeń w dowolnej ilości serii. Czas: ok 7 minut, bez odpoczywania.

Jedna runda to cały zestaw ćwiczeń z 3 rodzajami powtórzeń (jakby 3 serie, które mają coraz niższą liczbę powtórzeń). Pomiędzy ćwiczeniami nie ma przerwy (ale pilnuj dobrego ustawienia ciała i techniki), pomiędzy seriami jest minimalna przerwa (od 40 sekund - do minuty).

Zaczynamy od 10 powtórzeń martwego ciągu i swingu oburącz, kontynuujemy 5+5 clean i 5+5 snatch. Po tej serii idziemy na 8 powtórzeń martwego i swingu, kontynuujemy 4+4. Ostatnia seria to 6, 6, 3+3, 3+3.

Zielona: 8kg na 3 rundy lub 12kg na 2 rundy.

Pomarańczowa: 12kg na 3 rundy lub 16kg na 2 rundy.

Czerwona: 16kg na 3 rundy.

Komentarze

  1. Niby mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego... ale sam po sobie czuję, że siła Kettlebell działa... Moim problemem był fakt, że dałem z siebie zrobić totalnego korposzczura.... ponad 6 lat temu, zanim przyjąłem się do obecnego miejsca pracy ważyłem 85kg, co przy wzroście 184cm daje przyzwoite parametry... teraz ważę 110kg, mam chondromalację II i III stopnia, przebytą operację łąkotki, problemy z plecami od siedzenia nawet po 14h... głupie chodzenie po schodach powodowało mocny ból w kolanie, czułem się po prostu jak śmieć, a nie człowiek...

    Moja droga w Kettlebell zaczęła się dopiero od połowy września, jednakże już odczuwam zmiany na plus, zarówno w ogólnej wydolności organizmu, jak i w mobilności stawów....

    to jest właśnie to, co chcę czynić... Czerpać wiedzę od innych, ale stawiać sobie realne cele... Każdy kto w to wejdzie, moim zdaniem może się czuć jak członek Top Team... dlaczego? bo małymi kroczkami zmienia siebie na lepsze

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Miet Dlugolecki12 listopada 2016 16:57

    Pani Kingo

    20 lat temu karetka zabrala mnie do szpitala po shyleniubsievpo odkurzacz.
    Po badaniach dostalem silne przeciwbolowe i wrocilem do domu,
    ale przez 3 tygodnie siusiu i kupka tylko do kaczki.
    Dzisiaj mam 67 lat i biegam sprinty, skacze
    i rzucam dyskiem na poziomie mistrza stanu NSW (australia).
    Cud ? Nie. Powolne ale systenatyczny ukierunkowany trening la.
    Przygotowuje sie do 10-boju i wierze ze ukonce 2 dniowa komprtycje bez uszczerbku dla zdrowia.

    Lacze Pozdrowienia
    i zycze Wszystkim aby aktywnosc fizyczna
    pomagla w odzyskaniu utraconej radisci z zycia
    Miet Dlugolecki

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisz swoją historię, jak zaczęłaś trening, żeby jeszcze bardziej sobie kręgosłupa nie uszkodzić, a pomóc. Nawet jak to piszę, boli mnie lędźwiowy jak cholera, może coś tym ketlem źle robię, może jest jakiś sposób o którym nie wiem, a który powinien być dla mnie początkiem, metodą, odmianą?

    OdpowiedzUsuń
  4. Motywująca historia, niesamowita sprawa. Pozdrawiam niech moc będzie z Wami ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A czytasz bloga? ;)
    Sprawdź chociażby to: http://powerworkout.blog.pl/2013/05/08/7-grzechow-glownych-by-kettlebell/
    oraz: https://www.youtube.com/watch?v=24uqSO4RXhk

    OdpowiedzUsuń
  6. nie ma mojego wpisu? :((

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie też co chwilę dopadają bóle pleców i nauczyłem się z tym żyć.
    Nie schylam się do wiązani butów, tylko kucam.
    Dużo się podciągam, ale nie trenuję więcej niż 2x w tygodniu.
    Wykonuję tylko takie ćwiczenia które są dla mnie bezpieczne i tylko z własną masą ciała.
    Efekty widać gołym okiem, ale się z tym nie obnoszę.
    Na moim forum ludzie trenują ciężej, bardziej regularnie i odnotowują ciągły progres.
    Ja stoję w miejscu.
    Nie ścigam się z nikim. Trenuję dla siebie. Dla zdrowia.

    Ciebie podziwiam, bo widzę jak płoniesz i zapalasz innych. Robisz to co kochasz i to jest w życiu najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie dzięki takim ludziom jak Pani Kinga postawiłem sobie poprzeczkę równie wysoko i zgodnie z popularnym już zdaniem: "Nowy rok, Nowy ja" podążam ścieżką marzeń i planów. Może dzięki temu, że ktoś również ujrzy moją aktywność zmotywuję go tak, jak zmotywowała mnie bohaterka tego wpisu! :) Pozdrawiam i trzymam kciuki! Razem damy radę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój wpis potwierdza moje myśli - dziękuję! Zamierzam się nimi podzielić, bo masa osób nawet nie wie, że to takie nastawienie prowadzi do największego szczęścia w życiu. Jeszcze raz dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę