W taki dzień jak dziś, nie jestem Panią Instruktor, Trenerką czy Żyletą (fuckyeah!). Jestem jamochłonem, który odmawia wyjścia z łóżka. I tak, w taki dzień jak dziś,
lodówka powinna być pod napięciem.
Nie żeby jeden dzień bezmyślnego wchłaniania miał zepsuć wszystko na co pracuję, ale i tak, gdzieś mi to tam ciąży. I to bynajmniej nie na żołądku, który z zachwytem wita potrójnie czekoladowe ciasteczka firmy Melba. A wszystko przez TEN ŚWIAT.
Już wczoraj miałam oznaki rodzącego się żalu do wszechświata o wszystko (głównie o rynek nieruchomości nad którym siedzę dwa miesiące i do którego opracowałam już fachowy słowniczek terminologii typu „duże możliwości własnej aranżacji dla niebagatelnych właścicieli” – oznacza absolutny syf w zaszczanym mieszkaniu, a „przytulny kącik blisko zabytkowego centrum” – metraż dla chomika w kryminogennej części miasta), ale poszłam na salę treningową i tak się rozhulałam, że swój snatch’owy rekord pobiłam. Oczywiście, że dwa telewizory urosły mi natychmiast pod pachami a zadartym nosem zahaczałam o framugę.
Wyższa i szersza wróciłam do domu i.. trafiłam na sprzedaż domu w którym absolutnie, od razu, zakochałam się na amen. Nie mogłam zasnąć przez ten dom. Nie mogłam spać przez ten dom. Myłam już w nim podłogi i dobierałam obrazki na ścianę.
Skoro świt zaczęłam dobijać się do biura, które dwa dni wcześniej owy dom wystawiło.
„Dom się sprzedał właśnie”
Tygodniowa migrena gwarantowana.
I jak tu nie pocieszać się jedzeniem?
Nie mam zaufania do ludzi, którzy jedzą mniej ode mnie. Podejrzliwie patrzę na każdego, komu udaje się utrzymywać zdrową dietę, a już w ogóle nie wierzę osobom, które twierdzą że jedzą wszystko w ilościach jakie chcą i nie tyją. Wierzę natomiast, że ktoś może lądować na toalecie po każdym posiłku niekoniecznie tyłkiem w stronę muszli w imię miłości do żarcia i obsesji na punkcie wyglądu. Nie, nie stosuję, nie, nie pochwalam. Scenę z filmu „Bunkier”, gdzie jedna z bohaterek widowiskowo umiera przez bulimię puszczałabym zamiast reklam „Goodbye apetite” czy innego gówna.
Głównie dzisiejsza notka miała być o Paleo, ale przez kryzys własny, nie jest. Zanim więc poruszę sprawę hitu żywieniowego mało znanego w Polsce, powiem krótko: zeżreć problemów się nie da. Żreć z powodu zrobienia treningu też się nie powinno. A już na pewno pocieszanie się żarciem nie jest dobre. Jednak wszystko co w życiu najlepsze jest albo nielegalne, albo niemoralne albo powoduje tycie. Jeżeli uprawiasz tzw. cheat day w pozostałe dni miesiąca odmawiając sobie ponadprogramowych węgli – nie ma problemu. Jak już dałam do zrozumienia nie raz – jeżeli Twoim głównym zmartwieniem jest widoczność sześciopaka, to znajdź sobie pracę. ZNAJDŹ SOBIE ŻYCIE.
Zgrabna dupa będzie Ci wiele ułatwiać, ale tak do 30stki. Obsesja na punkcie własnego wyglądu jest dobra dla niedorozwiniętych emocjonalnie tchórzofretek. Ważna jest SIŁA, więc idź ją robić! [kliknij w foto po krótką wersję treningu]
Twoja „trucizna” na czwartek
Czas: 15 - 20 min
Ćwiczenia:
1. Bounce Swing
2. Juggle Snatch
3. Kettlebell Swirl
4. Overhead Swing
Twoja rozpiska:
Dla wszystkich tyle samo ćwiczeń – różnica jest w seriach!
Zielona – Jeżeli nie masz kettla – nie przejmuj się, wykorzystaj ciężar który znajdziesz, a który wyda Ci się „wyzywający”. Zamiast Snatch’a podnoś ciężar w jednej ręce do góry i rób mini przysiad, pamiętając o zamianie rąk. 3 serie!
Pomarańczowa – marsz po kettla 8kg na siłownię. 4-5 serii.
Czerwona – j.w. – 6-7?
Enjoy!
lodówka powinna być pod napięciem.
Nie żeby jeden dzień bezmyślnego wchłaniania miał zepsuć wszystko na co pracuję, ale i tak, gdzieś mi to tam ciąży. I to bynajmniej nie na żołądku, który z zachwytem wita potrójnie czekoladowe ciasteczka firmy Melba. A wszystko przez TEN ŚWIAT.
Już wczoraj miałam oznaki rodzącego się żalu do wszechświata o wszystko (głównie o rynek nieruchomości nad którym siedzę dwa miesiące i do którego opracowałam już fachowy słowniczek terminologii typu „duże możliwości własnej aranżacji dla niebagatelnych właścicieli” – oznacza absolutny syf w zaszczanym mieszkaniu, a „przytulny kącik blisko zabytkowego centrum” – metraż dla chomika w kryminogennej części miasta), ale poszłam na salę treningową i tak się rozhulałam, że swój snatch’owy rekord pobiłam. Oczywiście, że dwa telewizory urosły mi natychmiast pod pachami a zadartym nosem zahaczałam o framugę.
Wyższa i szersza wróciłam do domu i.. trafiłam na sprzedaż domu w którym absolutnie, od razu, zakochałam się na amen. Nie mogłam zasnąć przez ten dom. Nie mogłam spać przez ten dom. Myłam już w nim podłogi i dobierałam obrazki na ścianę.
Skoro świt zaczęłam dobijać się do biura, które dwa dni wcześniej owy dom wystawiło.
„Dom się sprzedał właśnie”
Tygodniowa migrena gwarantowana.
I jak tu nie pocieszać się jedzeniem?
Nie mam zaufania do ludzi, którzy jedzą mniej ode mnie. Podejrzliwie patrzę na każdego, komu udaje się utrzymywać zdrową dietę, a już w ogóle nie wierzę osobom, które twierdzą że jedzą wszystko w ilościach jakie chcą i nie tyją. Wierzę natomiast, że ktoś może lądować na toalecie po każdym posiłku niekoniecznie tyłkiem w stronę muszli w imię miłości do żarcia i obsesji na punkcie wyglądu. Nie, nie stosuję, nie, nie pochwalam. Scenę z filmu „Bunkier”, gdzie jedna z bohaterek widowiskowo umiera przez bulimię puszczałabym zamiast reklam „Goodbye apetite” czy innego gówna.
Głównie dzisiejsza notka miała być o Paleo, ale przez kryzys własny, nie jest. Zanim więc poruszę sprawę hitu żywieniowego mało znanego w Polsce, powiem krótko: zeżreć problemów się nie da. Żreć z powodu zrobienia treningu też się nie powinno. A już na pewno pocieszanie się żarciem nie jest dobre. Jednak wszystko co w życiu najlepsze jest albo nielegalne, albo niemoralne albo powoduje tycie. Jeżeli uprawiasz tzw. cheat day w pozostałe dni miesiąca odmawiając sobie ponadprogramowych węgli – nie ma problemu. Jak już dałam do zrozumienia nie raz – jeżeli Twoim głównym zmartwieniem jest widoczność sześciopaka, to znajdź sobie pracę. ZNAJDŹ SOBIE ŻYCIE.
Zgrabna dupa będzie Ci wiele ułatwiać, ale tak do 30stki. Obsesja na punkcie własnego wyglądu jest dobra dla niedorozwiniętych emocjonalnie tchórzofretek. Ważna jest SIŁA, więc idź ją robić! [kliknij w foto po krótką wersję treningu]
Twoja „trucizna” na czwartek
Czas: 15 - 20 min
Ćwiczenia:
1. Bounce Swing
2. Juggle Snatch
3. Kettlebell Swirl
4. Overhead Swing
Twoja rozpiska:
Dla wszystkich tyle samo ćwiczeń – różnica jest w seriach!
Zielona – Jeżeli nie masz kettla – nie przejmuj się, wykorzystaj ciężar który znajdziesz, a który wyda Ci się „wyzywający”. Zamiast Snatch’a podnoś ciężar w jednej ręce do góry i rób mini przysiad, pamiętając o zamianie rąk. 3 serie!
Pomarańczowa – marsz po kettla 8kg na siłownię. 4-5 serii.
Czerwona – j.w. – 6-7?
Enjoy!
Komentarze
Prześlij komentarz