Przejdź do głównej zawartości

Chcesz być noszona na rękach?

Przestań wpierdalać, zacznij jeść i pościć. Poważnie. Przyczyniasz się do ogólnej tendencji zanikania mięśni u facetów, które by były odpowiedzialne za podniesienie czegoś ponad 55kg. Gdzie bowiem sens w podnoszeniu konia z wozem?

Sarkazm nie jest moim hobby, ale drogą życia - w tej jednak notce jestem poważna.

Niejednokrotnie spotykam większą krzepę u kobiet niż młodych mężczyzn. W owej krzepie widzę potencjał do czego kobieta może dojść, a nie pierwszy sygnał do kompleksów, iż ukochany jest węższy w biodrach od Ciebie.

Krzepa nie oznacza tłustości, gdyż spotykam kobiety pozornie zbyt chude, by efektywnie miały bawić się żelastwem. Z nimi praca jest równie "ciężka", gdyż przekonać chudzinkę że może machać 16stką jest tak samo ciężko, jak przekonać kawał baby, że 8kg to dla niej porażka. Na szczęście natura obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem i uporem pośledniejszej wersji konia, co często czyni ze mnie odpowiedniego rodzaju parchę.

Pozwolę sobie przy okazji na ukłon w stronę Crossfitu - gdyż to on z sukcesem wprowadził do fabryki tłustych szkap (tzn. mediów wszelakich) obraz silnej kobiety bez kawałka miary krawieckiej na brzuchu. Obraz siły i sprawności. Małą laurkę dla mięśni nie do końca widocznych, na pewno jednak obecnych.



Nie ma magicznych pigułek czy bezpiecznych pasożytów, które sprawią że schudniesz. Jest tylko cała masa pigułek które sprawią, że tak szybko nie wykitujesz. Jeżeli jesteś z przedziału 20-40 lat, to zapewne jeszcze nie wiesz o czym mówię. Jednak wbrew pozorom, życie kobiety nie kończy się na 40stce. Surprise dziady!

Jako iż cierpię na syndrom Nakarm_Mnie_Węża, mam okazjonalne napady obżarstwa. Tak. Serio. Nie próbuję tutaj na siłę udawać, że rozumiem czemu sięgasz po wysokokaloryczne, bardzo pocieszające żarcie.

BO JA TAK MAM.

Przez jego ogólną dostępność i własną słabość nigdy nie wystąpię wśród kandydatek na BikiniFitness. Niezależnie czy będę ćwiczyła trzy czy siedem razy w tygodniu - nie uda mi się to, dopóki nie ograniczę kalorii. A ograniczenie kalorii traktuję jak karę za bycie zajebistą. Wolę więc nie być zajebistą.

Treningi kettlebell sprawiły że spadłam z wymiarów bez diety - fakt - jednak ten spadek nie postępuje do momentu jaki widzicie z reklam suplementacji. Nikt, prócz tych błogosławionych genowo, nie będzie miał "tary na brzuchu" bez ujemnego bilansu kalorycznego. Nawet jeśli więc trening pochłonie 1000kcal, to oznacza że wciąż pilnujesz by nie przekroczyć 2500kcal. Matma. Zło. Lepiej nie pytać ile to jest 2500kcal, szczególnie że właśnie piję latte o zawartości ok 450kcal.

Kiedy znalazłam system dwóch dni postu - wiedziałam, że to kolejna duża zmiana w moim życiu. Nie zastanawiałam się, nie zwlekałam. Pierwszy tydzień rozpoczął tablicę - i teraz, kiedy ukończyłam tydzień dziesiąty - wiem, że nie potrzebuję już tablicy. Może nigdy nie podążysz moim śladem, ale wiedz, że aktywny post to nie tylko sprawa zrzucenia kilogramów. W dłuższym rozrachunku to sprawa zdrowia.



Powyżej linkuję film dokumentalny Michaela Mosleya na temat postu. Nie ma do niego napisów, więc w skrócie streszczę najważniejsze punkty i wnioski:
(nie jestem po medycynie, więc poprawcie mnie, jeżeli coś źle z filmu zrozumiałam)

1. Odżywianie wpływa nie tylko na stan zdrowia - ale i na proces starzenia się.
2. Ważne jest nie tylko CO jesz, ale kiedy i jak.
3. Im społeczeństwo głodniejsze* - tym średnia wieku życia się wydłuża. *bez przegięć.
4. Post obniża prawdopodobieństwo wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych (w USA to 40% powodów zgonu)
5. Post działa silnie na tłuszcz brzuszny.
6. Duża produkcja hormonu IGF-1 (odpowiedzialnego za wzrost) przez wątrobę zaburza proces regeneracji komórek ciała (przyczyniając się np. do cukrzycy)
7. 24h postu obniża w sposób znaczący poziom glukozy i IGF-1
8. Po dniu postu nie ma obżarstwa - badania wykazały, że przyjmiesz ok. 110% tego, co i tak byś zjadł.
9. Post wpływa na obniżenie ryzyka chorób i dolegliwości związanych z wiekiem i dotyczących pracy mózgu.
10. Nie jest dla wszystkich - tylko dla osób zdrowych i nie w ciąży.

Ze swojego doświadczenia potwierdzę to najważniejsze:


1. Nie boisz się postu - boisz się "co to będzie?", dlatego następne dni postu są dużo łatwiejsze.

2. Głód nie jest stanem który narasta nieprzerwanie - jest falami, które odpływają.


A co z SIŁĄ? Myślę, że obędzie się bez komentarza.

Komentarze

  1. jak już przejdę te 'magiczne pomiary'.
    obmierzę się z każdej strony, zrobię zdjęcia.... TO:

    przejdę na 2 dni postu (akurat nie jedzenie to dla mnie nie problem), skoro mam jeść normalnie i dwa dni postu to nie wydaje sie być mega ciężkie.
    Chociaż nadal wydaje mi się to mega niezdrowe.
    i że mogę jeść wszystko ? nie muszę liczyć kalorii, uważać na to co jem?
    wystarczy dwa dni w tygodniu nic nie jeść przez 24 godziny?!
    ciężko mi w to uwierzyć. ale widzę po Tobie, że jakaś taka mniejsza się robisz. ...
    Spróbuję. do tego obiecuje nie opierdalać sie na treningach i przychodzić przynajmniej 2 razy w tyg ;)
    Zobaczymy czy po dwóch miesiącach będą efekty ;)

    Mogłabyś zrobić jakiś test - teraz i za 2 miesiące, żeby jakieś porównanie było ;)

    Jakoś ćwiczenie z Chodakowską do mnie nie przemawia..
    Bieganie.. jakoś nadal się zebrać nie mogę.

    Problem taki, że zbliża się wiosna... czekaj czekaj.. lato ! :)
    mniejsza o bikini !
    ale będą śluby ! nie pogniewam się jak zmieszczę się w kieckę ! i nie będą odznaczać sie fałdki tłuszczu (no przynajmniej jakoś bardzo ;P)

    Czyli, że przez dwa miesiące 2 dni postu,
    min 2x w tyg kettle ;)
    może dorzucę jakiś codzienny trening z 'ketlą' na brzuch ;)

    jak po dwóch miesiącach nie będzie efektów.. to.. ! (pomyślę, jeszcze nad tym ;P )

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, ten post. Miałam go nie przymierzając miesiąc, jednak nie z własnej woli. Jak już się do mnie przyczepiło jakieś cholerstwo, to 2 tygodnie w łóżku i mamą u boku, która bohatersko wmuszała we mnie minimalne racje żywnościowe na poziomie niemowlakowych zupek, 'takich leciutkich na kurczaczku, no zjedz troszeczkę'. Później tydzień normalności względnej i bum znów tydzień w łóżku. Nawet nie wyobrażacie sobie jak ciężko wrócić do jedzenia, a to znaczy że się spokojnie DA. Dlatego dla wszystkich próbujących postu powiem tylko, że wszystko tkwi w głowie, a jak już odpowiednio usuniesz tą psychiczną przeszkodę, to nic nie będzie straszne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może się da, ale nie jest to dla każdego. Przyznam, że nie wyobrażam sobie nie jeść nieregularnie. I nie da tego, że lubię jeść. Wręcz przeciwnie, czasem nawet się trochę zmuszam, ale dzięki temu normalnie mogę funkcjonować. Każda dłuższa przerwa pomiędzy posiłkami powoduje u mnie okropny ból głowy, zawroty, nudności nie wspominając już o braku koncentracji. Mój organizm domaga się "paliwa" i już:)
    Nie mam zamiaru krytykować postu jako takiego, jednak to nie dla mnie. Wystarczają mi regularne, zbilansowane posiłki bez obżerania się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Łatwiej jest żyć ze świadomością, że po tej planecie chodzą podobne świry. Od jakiegoś czasu 'przymierzałam' się do tego 'systemu' żywieniowego, pościłam raz- dwa razy w miesiącu, zaskakujące jak organizm szybko się adaptuje, początkowe bóle głowy i skręty kiszek minęły bezpowrotnie, teraz tylko czasem na głodzie dopada mnie niepohamowane wkurwienie, ale na szczęście nie trwa długo ;) od tego tygodnia wprowadzam 2 dni kontrolowanego postu, może uda się zrzucić trochę balastu do lata.

    Fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hey uwielbiam twojego blogs i youtub tez:) niedawno zaczelam cwiczyc z kettlem w domu i nie wiem co moge robic zle bo chyba prawa czesc krzyza mnie boli i dokladnie nie wiem czemu, eh chyba musze sie nauczyc trzymac prosto...:(

    OdpowiedzUsuń
  6. to, oraz przypinać jednocześnie brzuch i pupę - to jest kluczowe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pytanie za 100 pkt, jesz nie licząc, ale nie wpierdalasz, masz 2 dni postu, treningów 5-6 w tygodniu? i ile Ci spadło w tym czasie, po 14 tyg?

    OdpowiedzUsuń
  8. 2 dni postu, 4 treningi. Z ręką na sercu - obmiary mam z 10lutego - zostały mniejwięcej te same. Ważyłam 54,5kg - ważę 53,5kg. Można by powiedzieć, że ten 1kg nie przekłada się na trzy miesiące aktywnego postu. Z tym że przy małych (pochlebiam sobie) wymiarach, utrzymanie obwodów i masy mięśniowej przy jednoczesnej stracie 1kg tłuszczu (tak sobie tłumaczę), bez jakichkolwiek zmian żywieniowych i zwiększenia aktywności fizycznej - to dla mnie coś bliskiego sukcesu.

    Post mi zupełnie nie przeszkadza.

    (PS. Wszelkie komentarze odnośnie gubienia wody z organizmu stopuję w tej chwili - znam swój organizm i wiem kiedy nabieram/gubię wodę)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę