Przejdź do głównej zawartości

Gdy ktoś złamie Ci serce

złam mu nogi i ręce! tamdaradam! temat z dupy by zachęcić do wchodzenia. Jestem kobietą/blondynką/młodzikiem i zamierzam to wykorzystać. Poza tym, żadne poważne czasopismo nigdy nie będzie mnie drukować, więc mogę być frywolna. O tak, "frywolna".



Kocham ten obrazek. Myślę o nim namiętnie w chwilach, gdy coś staje mi na drodze.

Lubię się tłumaczyć sama przed sobą, odpuszczać własne grzechy, utyskiwać na słabości charakteru. Przytyło mi się? Oh jej, oh jej! Mam oddać tego chipsa? Odłożyć kozie mleczko? (TAK! kupiłam kozie mleczko, identyczne z ptasim mleczkiem, jest genialne i czuję mocno, że ma mniej kalorii) Nieeee, wolę płakać sobie dalej i siorbać latte z likierem orzechowym. Dopóki to moja decyzja - umiem żyć z konsekwencjami.

Kiedy jednak coś dzieje się przeciwko mnie - no do jasnej anielki. Kiedy jestem żałosnym jamochłonem, to jestem. Kiedy jednak czuję Wielkiego Brata, zrywam się niczym gepard na widok tłustej antylopy. GALOPUJĘ. I myślę, że większość ludzi ma podobnie, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy. Żyją swoim życiem umartwiając się, że ciągle im czegoś brakuje. Że są słabi. Że są nieudolni. Przepraszają wszystko wokoło, że tak bardzo są do dupy. Jakby brak jakiejś umiejętności dyskwalifikował ich do jej nauki.

Nie ma zajęć, by nie przyszła kobieta i czegoś nie umiała zrobić. Rzadko która ma odruch z obrazka powyżej. Sporo po prostu ucieka w ten czy inny sposób - odmawiając ćwiczeń, rezygnacją z zajęć lub głośnym zaprzeczaniem jakoby coś było możliwe. Nie udało się od razu? Walić to. Innym wychodzi lepiej? Walić to. Nagle się okazuje, że bezpieczniej trzymać się pobocza i nigdy nie osiągnąć pełnej prędkości. A pełna prędkość - nie ważne co robisz - to coś, dlaczego się żyje.

Zaufaj mi, nikt, NIKT, kto przychodzi pierwszy raz na jakieś zajęcia, nie okazuje się Mozartem sportu. Każda dyscyplina jest wymagająca w innym obszarze. Korzysta z innych mięśni lub w innym zakresie. Nie da się uprawiać jednego sportu i z palcem w dupie wykonywać zupełnie innego tak od razu. Wie o tym każdy sportowiec, nieważne jak dobry w swojej dyscyplinie - musi być pokorny w innej.

Jest wiele przykładów jak osoby niepełnosprawne osiągają mistrzostwo w danej dziedzinie sportu - czemu więc miałabyś tłumaczyć siebie tzw. ruchowym kalectwem?

Nie przepraszaj za to, że nie odróżniasz lewej nogi od prawej - ćwicz, byś zaczęła je odróżniać. Nie masz kondycji? Od siedzenia przy kompie się jej nie nabywa, nie wiem skąd pomysł więc by oczekiwać, że nie zmęczysz się na zajęciach, albo że wykonasz wszystko na 100%. Jeżeli nic nie trenujesz - Twoje ciało będzie krzyczało, płakało i groziło. Z czasem jednak trochę słabiej, trochę ciszej. To naturalny proces, przez który trzeba przejść. A im szybciej ruszysz dupę - tym szybciej dotrzesz tam gdzie celujesz.

Jeżeli potrzeba Ci motywacji - pomyśl o wszystkich przeszkodach które masz przed sobą, jak o wilku z obrazka.

A potem je ukatrup swoim wysiłkiem.

Samo myślenie i chcenie nie przynosi efektów. Jeżeli chcesz się gdzieś znaleźć nie możesz stać w miejscu. Jeżeli nie możesz biec - idź, jeżeli nie możesz iść - czołgaj się. Kryzysy są zawsze chwilowe. Nie poświęcaj im swojego cennego czasu. Kształć się, próbuj, nie poddawaj. Jeżeli nie drzwiami, to oknem.

Idź na trening!

Komentarze

  1. Nie mówi się "osoby niepełnosprawne" tylko "z niepełnosprawnością"

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czytam te Twoje wpisy i szczerze mówiąc to merytorycznie od strony psychologii i socjotechniki (pod kątem motywacji) tak jakbym czytał albo słuchał Joe Vitalle, Brian'a Tracy'ego albo Napoleona Hill'a. Ty to robisz przypadkiem czy studiowałaś coś pod tym kątem?

    OdpowiedzUsuń
  3. A mówi się "osoby chore" czy "osoby z chorobą"? "Osoby wysokie" czy "osoby z wysokością"?
    I tak wszyscy rozumieją co poeta miał na myśli i nie ma w tym żadnego szyderstwa, wyśmiewania i śladu pejoratywu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy wiesz (durne sformułowanie, ale je oszczędzę), że piszesz do ludzi funkcjonujących w nieco innym świecie. Rzeczywistość skłania do ignorowania niewygodnych związków przyczynowo-skutkowych.
    Jeżeli w życiu trzeba rozwiązać problem, to nagle okazuje się to o niebo trudniejsze niż w ulubionym serialu. I jeszcze - żeż kur... - nie ma hollywoodzkiego patosu ani nawet dramatycznego soundtracka.
    "Droga do celu będzie długa i ciężka?""Będzie bolało? Och!""A nie ma na to jakiejś pigułki - przyspieszacza - sposobu?"... Są przepocone ciuchy, ból w mięśniach, dyskomfort, mizerne efekty... A po drugiej stronie są pokusy tego świata - rumianego jak świt w rzeźni i pełnego dobrych ludzi, troszczących się o podaż smakołyków po umiarkowanych cenach (o ile kupimy dużo), kredytów na chwilowe kaprysy, pigułek na wszystko, beztroski i radości.
    Z tym się nie da walczyć chwytliwymi hasłami. Słowa zostały zdegradowane. Dopadła je hiperinflacja. Koniec wartość i pojęć. Wszystkie media bluzgają potokiem pustych słów. Od byle reklamy maści na pryszcze jebie patosem jak stuletniemu Indianinowi z mokasynów. Byle burak, byle pipa na szklanym ekranie miętoli i deklinuje wielkie słowa, z których połowy nie umiałaby napisać poprawnie... Przyjaźń, miłość, związek, siła, motywacja, wysiłek, cele, konsekwencja, szlachetność, honor - stają się czymś obojętnym. Zobojętnieliśmy na takie bodźce...

    Czy Autorka czyta sprawnie między wierszami? :-) Tak. Chcemy filmów! Chcemy bodźców! :-)
    No masz ci los! Uciekła mi puenta! Idę spać :-) Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myślę, ze to wygoda. Łatwo jest powiedzieć, ze się nie potrafi, nie może i dac sobie spokój. Myślę, że dorośli zapomnieli po prostu na czym polega proces nauki ;) ze trzeba próbować wiele razy, czasem nawet i tysiąc, zanim cos wyjdzie. Ja reaguje inaczej na rzeczy, ktore mi nie wychodzą. Myślę sobie, że skoro tyle osób to potrafi to czemu ja mialabym sie nie nauczyc? Przeciez nie jestem gorsza i tak dlugo próbuje aż to zrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Czy Autorka czyta sprawnie między wierszami? :-) Tak. Chcemy filmów! Chcemy bodźców! :-)"
    np. ponagrywaj coś tłuczeniu się po pyskach w Twoim wykonaniu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpis do skopiowania i czytania w chwilach dołka, grafika na koszulkę, i tyle w tej sprawie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię takich wpisów. Szczególnie w dni restowe, gdy wszystko mnie boli po wczorajszym WODzie.
    Po takich wpisach mam ochotę spakować majdan i szorować do BOXa.
    Ale to nic - poczytam jeszcze raz jutro, przed treningiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. ukradłeś mi 2h życia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z wzajemnością.
    Mozna powiedzieć, ze jesteśmy kwita ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę