Przejdź do głównej zawartości

Jeżeli na początku coś Ci nie wychodzi

spróbuj zrobić tak, jak kazał Ci instruktor za pierwszym razem.

Naprawdę.

Jestem instruktorem trzech różnych "dyscyplin". Po pierwszych dwóch latach prowadzenia Krav Magi myślałam, że o klientach wiem wszystko. Co mogą zepsuć, jak mogą zepsuć i czemu zawsze zepsują. Nauczyć grupę kobiet jak atakować by napastnik nie umarł ze śmiechu, nie zasnął lub też nie zaczął klaskać, jest ciężko. Kobiety, w odróżnieniu od zombie, głupieją bardziej w stadzie. Jeżeli więc trzeba zebrać całą swoją koncentrację by uczyć jedną kobietę, tak by uczyć grupę - trzeba zebrać dodatkowo całą swoją cierpliwość.

To wręcz jest temat na dobrą powieść sensacyjną - jak kobiety potrafią utrudnić sobie najprostszą technikę. Faceci natomiast przestaną szczerzyć uzębienie, bo na Was to szkoda czasu by uczyć techniki - Wam lepiej dać maczugę do ręki i wskazać co macie walić aż przestanie się ruszać.

Kiedy zaczęłam nie żeby chcący, ale byłam jedyną kobietą umiejącą zarówno techniki z kettlami jak i kumającą jak przekazywać wiedzę innym kobietom prowadzić zajęcia kettlebell dla kobiet, miałam dużo łatwiej - bo jak wiecie (lub nie), system Hard Style wymusza dobrą technikę na ofierze. Także było mi łatwiej. Nie, że dużo łatwiej, ale łatwiej. Nic dziwnego, że po kolejnych dwóch latach pracy w zawodzie instruktora - byłam przekonana, że nic mnie nie zaskoczy.

Expect the unexpected (albo Spanish Inquisition), jak to mówią.

Pole Dance pokazał mi, że nie tylko można mieć problem z prawo-lewo. Można mieć również problem z góra-dół. Niesamowite, acz prawdziwe. Jestem ciekawa w jakie chaszcze mnie jeszcze moja pasja poprowadzi. Na pewno to opiszę i będę się potem ze swojego poczucia humoru długo tłumaczyć. Hej, kury, hej.

Wciąż nasiąkam inteligencją instruktorską, jak to nazywam. Widziałam masę instruktorów, którzy wiedzę mieli, chęci mieli, ale nie mieli daru pedagogicznego. Ciężko pracuję na to, by umieć trafić w każde (lub przynajmniej dużą część) gusta. Czasem jest tak, że należy się więcej uśmiechać niż mówić, a czasem trzeba walnąć "elaborata". By pomóc moim dwóm nowym instruktorkom być lepszymi instruktorkami już na wstępie, chciałabym Was podpytać, co do Was przemawia w instruktorze. Chętnie rozpiszę jakiś konkurs z koszulką do wygrania - powiedzmy na szczerą wypowiedź z gatunku "Jaka jest Twoja ulubiona instruktorka i dlaczego właśnie jest to Angela", czy coś.

No. A na deser pokażę Wam swoje dwie piękne asystentki, które niestety na potrzeby filmu musiały wziąć zbyt lekkie jak dla nich kettle. Be nice to them. Jeszcze pojawią się w jakimś workoucie. Nie musicie dziękować, wystarczy mnie wielbić na klęczkach.



Tak na marginesie, prosząc mnie o więcej odcinków treningowych, zacznijcie wysyłać w paczkach kawę. Bez mleka, jako iż męską decyzją i silnym zębów zaciskiem, postanowiłam trzymać dietę 'bez mleczną'. Czemu od razu "dietę"? Bo każde żywieniowe ograniczenie traktuję jak cierń w miękkim zakończeniu pleców. A mleko piłam litrami od zawsze - więc to trauma jak przy odstawieniu cycka i wepchnięciu gumowego świństwa w głodny pyszczek.

Ostatnio w paczce znalazłam to. ABSOLUTNIE CZADERSKIE. Musicie sobie kupić. Warte każdej wydanej złotówki.



Komentarze

  1. A dlaczego wykluczyłaś mleko z diety? Skoro zawsze piłaś to co tak nagle sprawiło, że je odstawiłaś? Jakaś inspiracja konkretna (jaka?) czy tak po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko, mleko (podobno) częściowo blokuje pobudzające działanie kofeiny. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny post. Przyjemnie się czytało. Ogromnie mi się filmik podobał. Aż mam chęć zapyta trenera, który będzie na siłowni o kettle ;)

    positiveattitudetowards.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. :) ekstra! :))

    a dlaczego: "na potrzeby filmu musiały wziąć zbyt lekkie jak dla nich kettle" ?

    motywacja super.

    teraz nic tylko cisnac, spiac poslady trzymac "diete" i cwiczyc :)

    dzieki angela!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotkałam w życiu dwóch gości, których polecenia na macie mogłam spokojnie znosić, a nawet wykonywać. :) Obaj byli mało komunikatywni paszczowo. Jeden gadał w połowie po rusku, a drugi jakoś tak po prostu nie miał gadanego. Ale mieli szczerą chęć przekazania wiedzy, a nie zarobienia kasy na klientach wagi koguciej (o to dość łatwo w warszafce). Sporo się trzeba było domyślić, bo słyszało się głównie: "źle!" oraz "mniej więcej", za to zauważalnie robiłam postępy od "zabić i zakopać" w kierunku "obezwładnić i przekazać służbom". A potem nas wykopali w klubu fitness i wiara się rozjechała po świecie. :/

    OdpowiedzUsuń
  6. zawsze możesz pić mleko roślinne (sojowe, orkiszowe, migdałowe) i takież śmietanki do kawy :) notka fajna, btw. ciągle czekam na efekty pracy do tego teledysku na rurkach... będzie coś czy nie? pozdrawiam ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. O prawda, prawda... Niesłuchanie instruktora to "grzech" podstawowy. Gorsze jest chyba tylko przekonanie, że "ja już swoje wiem" i próbowanie bycia mądrzejszym od trenera.
    Winny byłem obydwu i odpokutowałem kontuzjami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ćwiczę trzeci miesiąc. Dość intensywnie...6 dni w tyg.z jednym dniem przerwy, jako dziecko i młoda dziewczyna pływałam i byłam niezłą zawodniczką.Ale teraz zaczynałąm od zera z 10 kg nadwagą i zaniedbaniu po 3ce dzieci. Trenerów spotkałąm "kilku" na swojej drodze. Lubie kiedy ktoś mi nie odpuszcza i wyciska ze mnie ile się da. Ale od czasu do czasu do czasu lubie kiedy mnie ktoś pochwali, na 10 zjebek niech będzie jedna pochwała. To buduje. Moja obecna instruktorka(jedna z 3 z którymi ćwiczę)nigdy nie chwali. Wiem i widzę u siebie postępy 3 miechy temu nie byłam w stanie zrobić pompki teraz macham ile "proszą" a tej babie ciągle coś nie pasuje. Ok niech ochrzania ale od czasu do czasu mogłaby powiedzieć, że widzi postęp albo, że widzi, że się staram. Dla mnie te treningi teraz to spore wyzwanie, 3 ka dzieci i praca na pełen etat w systemie zmianowym. Staram się, chciałąbym czasem usłyszeć dobre słowo. Zjebkę też przyjme bo widzę, że jeszcze sporo przede mną :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. thank you! a teraz dawaj jej numer, to jej nagadamy.

    OdpowiedzUsuń
  10. z mojego krótkiego (niecałe 2 lata) instruktorskiego doświadczenia i masy godzin spędzonych u innych instruktorów wynika, że nie ma uniwersalnej recepty.
    ważne jest to, żeby uczeń wiedział co ma robić. ważne, żeby instruktor wiedział co robi i żeby dokładnie to samo widział uczeń :)pewność siebie i pewność tego czego się uczy stawiałabym na szczycie wymagań. konkrety lepiej się sprawują niż rozmemłanie, ale są osoby, które potrzebują ozdobników typu "to robimy na piękną talię itd."
    jestem osobą, która raczej motywacji nie potrzebuje a jej nadmiar prowadzi do chorobliwych ambicji z czego rodzą się kontuzje. pokrzykiwanie "możesz, możesz!" czy "robisz to dla siebie !" prędzej wywoła u mnie napad śmiechu niż moc na kolejne powtórzenie :) jednak oczywiście są osoby, które mają dokładnie odwrotnie i trzeba je ruszyć zamiast stopować :)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. hehe jej numer??Angela aż tak się nie przyjaźnimy...ćwiczę z nia 3 ci miesiąć a ona nawet nie wie jak mam na imie ;-))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zaczynajmy nawet na temat imion kursantów.. Jestem za tym, by wszyscy mieli koszulki z numerkami... :]

    OdpowiedzUsuń
  13. Eee tam, tym większa przyjemność, kiedy instruktor wreszcie pamięta Cię po imieniu..! :D (zwłaszcza jeśli odczuwasz przed nim respekt)

    Zdaje się to być bardzo indywidualne; na mnie chyba najlepiej działa wsparcie instruktorki w postaci pochwał, przyjaznego, możliwie indywidualnego podejścia i uświadamiania mi, że coś ma prawo nie wyjść. "OK, reszta dziewczyn zrobiła to szybciej ode mnie, ale jeśli Asia też miała z tym problem, to w końcu i ja dam radę". Jasne, to też kwestia tego, co masz w głowie, ale czasem te parę czyichś słów trzymasz w pamięci niczym oręż :P

    (...ale niewielkie mam doświadczenie - 9 miesięcy rury i czwartkowy s&c, reszta bez trenerów).

    No i kompetencja. Fajnie, jak instruktor potrafi odpowiedzieć na Twoje pytanie, zwłaszcza gdy chodzi o zdrowie. A propos... Co sądzisz o uczeniu robienia przysiadów z kolanami wysuniętymi do przodu i unikania ich bólu poprzez suplementację? I czy kisiel może mieć coś wspólnego ze stawami? Żelatyna - OK, zdania są podzielone, ale to przynajmniej szpik. Ale mąka ziemniaczana?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę