Przejdź do głównej zawartości

Strach nie trenować, grzech odpoczywać.



Regularny trening, a właściwe regularne dzielenie się na FB/Instagramie swoimi fitporno zdjęciami - to teraz chleb powszedni. Może endomondo trochę straciło na popularności, ale selfie mają się świetnie. Obowiązkowo pod korzystnym kątem i w czarodziejskim świetle* *takim odejmującym kilo, a dodającym opaleniznę i odpowiednie cienie na mięśniach.

Bycie FIT jest trendy. O zgrozo jak fajnie.

Oprócz pojawiających się i bijących po oczach rekordów, WODów czy zapierających dech w piersi rozpisek treningowych per "Twój trening to moja rozgrzewka", dobrze jest pokazać również szejka, eko/paleo/wege posiłek w artystycznym rozwaleniu na talerzu, albo miseczkę orzechów z garstką owoców. Ohy, ahy, aplauz i lajki nie tyle za efekty, co fakt ruszenia dupy. Cały targ próżności pod pozorem siły charakteru, gryzący po ego osoby trenujące od lat nastu.

Nie trenujesz? Jesteś spasioną świnią i przynosisz wstyd do 3-ciego pokolenia wstecz. Biegasz z koleżankami* *grupowe kuro_dreptanie pali -10 kalorii na minutę. Tak. Minus. lub czcisz Chodakowską? - a, to wporzo. Już samo gadanie o treningach oraz obowiązkowe zakupy fluoodzieży oddychająco-obciskającej, jest nobilitujące. For real, but not seriously.

Patrzę na swoje ruskie pierogi w ilości zadowalającej nawet Pudziana, macam swoje "zwichnięte" skrzydło które w nocy miałam ochotę odgryźć i wrzucić na rosół. Dla niezorientowanych - niezamierzony efekt treningu pole dance, i z niechęcią myślę o pójściu na nie swój trening, na którym muszę pohamować zawiść i uśmiechać się szeroko, gdy inni sobie fruwają na rurce lub machają kulkami i ogólnie gubią kalorie, które właśnie atakują moje poślady* przy wtórze jęków zanikających mięśni. *nie, nie będę jeść mniej.

Pierwsze stadium uzależnienia?

No chyba już z trzecie. W dodatku zdaję sobie sprawę z niskich instynktów jakie leżą u podstawy. A teraz tak szczerze, ile z Was boi się opuścić trening lub zrobić dłuższego resta? Jak okiem sięgnąć, nikt się nie przyzna. Wręcz zacznie się prychanie, że niby kto boi się, że zostanie w tyle? Że nie będzie nowych maxów? Że wręcz regres grozi?

"No przecież nie ja. Ja to robię dla siebie."

Jez, jez jułar. I wcale nie patrzysz na ludzi obok* *internety liczą się jako obok, wcale się nie porównujesz, wcale nie ciśniesz by być lepszym od XYZ. Jesteś doskonałym przykładem czystych intencji treningowych, ścigania się ze sobą, dbania o własne ciało, żyjąc we własnym mikrokosmosie kucyków pony, sprawiedliwości i jednorożców z napędem na tęczowy pierd.

Może tak właśnie jest. Jednak w 95% przypadków obecnych na sali - po prostu nie wierzę. I jak bardzo sama chciałabym mieć wyższe priorytety i nienadgryziony profesjonalizm - sobie też nie wierzę. Mój rest, to nie rest. To więzienie 2x2m z trzema owłosionymi troglodytami i sadystycznym klawiszem. Będę musiała poważnie podejść do wyprania własnego mózgu, a potem jeszcze rozprasowania zwojów.

Pomijam trudność robienia restów, gdy jesteś świeżym użytkownikiem kettla - bo jeżeli zakwasy Cię nie rozbroją, to po prostu nie odlepisz się od kulki z powodu dzikiej radości, jaką Ci ona daje w zamian za godzinne posykiwanie. Wciąż mnie to zaskakuje, ile radości kawał żeliwa daje.

Każda skrajność jest szkodliwa. Począwszy na siedzeniu na dupie i wciąganiu chemii spożywczą nosem, płacząc nad swoją tendencją do tycia i kiepskimi genami, a skończywszy na wyrzutach sumienia, że nie zrobiło się ostrego treningu a zjadło śliwkę w czekoladzie.

Trudność robienia restów, gdy jesteś starym wyjadaczem - to naprawdę problem. Otoczenie nazywa to chorobą, ale łacińskiej nazwy nie pomnę. Jęczenie wszem i wobec, że nie możesz trenować "bo" męczy absolutnie wszystkich, a już najmocniej tych, co nie trenują, bo aktywnością fizyczną się brzydzą. Przeżywam więc swój efekt odstawienia w możliwej izolacji - minął tydzień, a mi rozsądek podpowiada, że chyba padło mi na mózg. Trzymam się w wątpliwych ryzach tylko na myśl o pogorszeniu, choć brak wskaźnika "polepszenia" doprowadza do dziwnych pomysłów i idiotycznych chęci testowania.

Idę szukać pomocy. Na pewno wrócę.

([tekst napisany. dłuższa chwila ciszy. po chwili] jajebie. Idę robić nogi. [kurtyna w dół])

Komentarze

  1. A ja uważam fit-lans jest dobry i pożyteczny. Gdyby nie on pewnie dalej bym się pasł i wściekał,że w spodnie nie wchodzę. Gdyby nie logi z endo postowane przez znajomych na fejsbuniu pewnie nie odkryłbym, jaką zajebistą frajdę daje aktywność fizyczna i nie czułbym ze sobą tak dobrze, jak się czuję.
    Nie byłbym tak szczęśliwy jak jestem.

    Pewnie, że jest to próżne i puste - ale jakie przyjemne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie odlepiam się od kulki (i dzikiej radości) po trzech miesiącach u Was :) z powodów urlopowych i z powodu braku kettla w domu. Teraz okaże się, czy to głębsze uczucie, czy tylko wiosenna miłostka i chwilowe zauroczenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam Cię już i ćwiczę z Tobą regularnie, a moja miłości do czarnych kulek zdecydowanie rośnie. Na razie miotam się jednak trochę pomiędzy różnymi combo, które proponujesz i chciałabym zapytać, czy istnieje jakiś ogólnorozwojowy program treningowy z kettlami, który szczególnie byś polecała. Czy ktoś w ogóle rozpisuje takie treningi na kettle? Z konkretną rozpiską trenuje się zdecydowanie lepiej i można fajnie monitorować postępy. Próbowałam googlować, ale laik ze mnie jeszcze w temacie i gubię się w tej mnogości lub właśnie braku konkretnych informacji. Za poradę niech Ci bozia w mięśniach wynagrodzi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczytałem, stwierdziłem, że jak zazwyczaj Aniołek ma rację i ... poszedłem poćwiczyć ... jak co dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  5. musisz udać się pod skrzydła instruktora StrongFirst - nikt za darmo rozpiski konkretnej Ci nie da, szczególnie już nie widząc Ciebie i nie mogąc kontrolować tego co i jak robisz. Jeżeli nie masz instruktora w zasięgu łapki, polecam samemu zrobienie kursu INTRO - jednym z punktów jest nauczanie jak programować swój trening. Najbliższe INTRO chyba 25-26 październik.

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki, to już jest jakiś trop :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Taa, aniołek... a później się okazuje, że lata z biczem i przykuwa kajdankami do rurki od pole dance a następnie...

    OdpowiedzUsuń
  8. No i chyba Ci pozazdroscilam tej kotuzji Ange...i sama wykrzaczylam sie na rowerze w niedziele. Niestety tak nieszczęśliwie, ze rozcielam czolo (tak, mialam kask) i poobijalam reszte ciala. Nie dosc ze wygladam jak bokser po walce, to jeszcze rozwalilam udo od wewnatrzenej strony i przy jakimkolwiek dotknieciu boli jak cholera :/ Wiec moje kuleczki mocy beda musialy poczekac :( na szczescie kregoslop caly! Najlepiej cala sytuacje skomentowała moja koleżanka, która sportem się nie kala: ''Sport ist Mord! das sage ich immer''.

    OdpowiedzUsuń
  9. Adept - wszystkie samce czytelnicze wlepiają maślane oczka w zdjęcia Autorki bloga, ale panuje w "tym" temacie gustowna i elegancka cisza :-)
    Nagle pojawiają się Twoje posty, wiercą się i sieją niepokój. Autorka taktownie milczy. Trochę jak turystka zaczepiana pod sklepem GS-u przez pijaczka-erotomana :-D
    Nie gniewaj się :-D Kule w rękę i zaraz będzie lżej... To znaczy... Nie tak to miało zabrzmieć ;-)

    An_Ge - a nie planujecie intro w centralnej Polsce? Tak daleko mam na ziemie odzyskane... Bo na wschód od Wisły to się pewnie nie zapuszczacie? W przyszłym roku jadę na ten Wasz żeliwny turnus. Choćby skały srały, a dzieci nad morze chciały.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. trzeba będzie kminić. Cośtam wróble na mieście ćwierkają o Warszawie, lecz nie chcę zapeszać.

    Nam tu wygodnie, bo i salę mamy, i dobrą kawę, no i kulek krocie. Nie wspominając o pięknych, trenujących kobietach.

    OdpowiedzUsuń
  11. No dobra... Niech będzie stolica. Z drugiej strony... Jakby termin podpasił to i w drugi koniec Polski warto się kopnąć :-) No i zaintrygowały te krocie pięknych pań i trenujące kulki. Czy jakoś tak :-D O kawie nie wspominam nawet :-) Nie. Po kamyk do Zielonej Góry (Pan wie, kto po nim stąpał?) to latem we wakacje. Na intro do Warszawy :-) Albo Bielska, bo mam bliżej niż do Warszawy. Nada się?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę