Przejdź do głównej zawartości

Trenujesz SIŁĘ, nawet gdy jej nie trenujesz

Przy Pole Dance strasznie denerwuje mnie stereotyp, że "trzeba mieć silne ręce". Tak jakby te właśnie ręce, załatwiały absolutnie wszystko! Co więcej, ciężko sprecyzować co to są owe silne ręce - te które zrobią 10 męskich pompek? Te które porwą talię kart? Czy te które będą dźwigać 7kg dziecko przez godzinę?


Uwierzcie, moje wielkie i mięsiste bicepsy* *love bardzo szybko przestały wystarczać, szczególnie, gdy trzeba było zacząć zadzierać tłuste dupsko w górę, nie wspominając o figurach, gdzie trzymasz się STOPĄ i tylko STOPĄ.

Do rzeczy jednak. Do Pole Dance trzeba być niewątpliwie silnym. Wierzę, iż siła odnosi się do większości sportów, gdzie sięgasz po zawodowstwo, a przynajmniej amatorstwo nałogowe. Jednak mamy siłę - która odnosi się do umiejętności fizycznych, i mamy SIŁĘ - która jest pojęciem psychologicznym. Jako, iż najczęściej piszę o tej pierwszej bardzo dosłownie, a tą drugą miziam po powierzchni, dzisiejsza notka będzie właśnie o trenowaniu SIŁY, nawet wtedy, gdy wydaje Ci się, że nie trenujesz.

Przy okazji Pole Dance zauważyłam coś, co wcześniej mi umykało. Mianowicie występowanie dupociężarów. Pomysł nie odkrywczy* *idea Ass Anchor autorstwa Thomasa Plummer'a, ale i tak zamierzam go rozwinąć.

Dupociężary - co to?

Zastanawialiście się kiedyś, skąd wśród zawodowych sportowców tyle silnych osobowości i charakterów? Zawsze myślałam, że po prostu takich ludzi ciągnie do sportów, stąd tam ich pełno. BŁĄD. Zawodowi sportowcy są silni psychicznie, bo wciąż dźwigają wiele dupociężarów - a dźwiganie, jak wiadomo, wzmacnia.

Dupociężarem jest klient, który wiecznie marudzi lub jest strasznie roszczeniowy, próbując wejść w prywatne życie instruktora.

Dupociężarem jest kolega, który nie znosi Twoich sukcesów sportowych, Twojej pasji i w ogóle czynnego uprawiania sportu, bo czuje się bezwartościowy i zwyczajnie beznadziejny w tym co robi.

Jeżeli masz koleżankę, która wciąż pyta "i po co ci to?" wzdychając jednocześnie do płaskich modelek na ekranie, która odchudzać się będzie tylko do ślubu, a za sport wyczynowy uważa zajęcia Zumby - zgadnij co. Jest dupociężarem.

Jeżeli masz rodzinę, która wciąż próbuje Ci sport obrzydzić i torpeduje Twoje wysiłki w zakresie utrzymania diety (bo coś kiepsko wyglądasz - tyle się napracowałam a ty nie zjesz? - kości ci widać, znikniesz niedługo!) - masz dupociężar.

Kiedy Twój parter/ka "sprowadza Cię na ziemię" i odciąga od spełniania marzeń, ponieważ swoich własnych chmur nie ma, lub co gorsza wszystkie cele na horyzoncie łączą się z oczekiwaniami finansowymi, które wymagają spłaty niebotycznego kredytu - przykro mi, ale masz dupociężar.

Kiedy Twój szef nagradza Twoją ciężką pracę po godzinach uściskiem dłoni i "koszulką lidera", odjeżdżając nowym Audi - masz dupociężar.

Dupociężarem będzie również każda osoba, która wyśmieje Twoje próby i która rozdmucha Twoje porażki.

Prawdą jest, że by zadowolić większą część społeczeństwa, trzeba tyrać pokazowo po 8h minimum 5 dni w tygodniu, przestać marzyć już gdzieś w okolicach studiów (najlepiej prawniczo-księgowo-medycznych), pojechać All Inclusive do Egiptu przywożąc milion bezsensownych zdjęć po 1mega, łoić do upadłego w co drugi weekend, mieszkać na 50mkw w bloku marząc o budowie 150mkw za miastem, ochajtać się przed trzydziestką i umrzeć tuż przed emeryturą, wyglądając jak po 90tce. I obowiązkowo, narzekać na zdrowie i kondycję.

Bycie dupociężarem dla kogoś, kto wydaje się naprawdę kochać swoje życie, to pokusa często nie do odparcia. Dlatego tylu ludzi o słabszym charakterze szybko się wypala - jeżeli nie posiadają w swoim otoczeniu ludzi, którzy ich wspierają i motywują do większej pracy na rzecz swoich marzeń, nie mają piór do swoich skrzydeł. A ciężko się odbić i wznieść, gdy skrzydła dziurawe.

Dźwigając wiele dupociężarów w ciągu życia, człowiek jest w stanie wyhartować ducha i wzmocnić swój kręgosłup - jest w stanie wyżej skakać, szybciej i dalej biegać, więcej podnieść, dłużej unieść. To właśnie dlatego, wśród zawodowych sportowców tyle silnych ludzi - bo trenują siłę, nawet gdy nie trenują.


Masz dupociężar co siedzi Ci w głowie? Swing it. Swing jest wspaniałym ćwiczeniem - po pewnym czasie jednak zapominamy o tym i traktujemy go bardziej rozgrzewkowo, widząc cel w ciężkich pressach, pokazowych pistolsach czy niemożliwych tureckich wstawaniach. Jeżeli mamy się czymś sponiewierać, szybciej sięgniemy po snatch. Jeżeli chcemy czuć masakryczne zakwasy - zainwestujemy w squat... Dlatego dobrze jest raz na jakiś czas, połowę treningu przeznaczyć tylko na hardstyle swing. Oto moja połowa:



Czas: 30 minut (z rozgrzewką)

Ćwiczenia:

1. Swing oburącz x20

Rozpiska:
Twoim celem jest by w każdej serii wykonać 20 powtórzeń bez odkładania kettla. Po 10 seriach możesz dorzucić boczki, brzuszki czy co tam akurat szlifujesz. Przy pierwszych treningach odpoczywaj tyle, ile potrzebujesz. Już po 5-tym treningu zauważysz, że staje się to coraz łatwiejsze - skracaj więc czas odpoczynku.

Zapisuj sobie zrobione serie - jak się pomylisz i nie wiesz ile zrobiłaś - zacznij robić od początku.

Z koleżanką ten trening to istna przyjemność. Ale nie idźcie potem na lody.

Zielona: 8kg lub 12kg

Pomarańczowa: 12kg lub 16kg

Czerwona: 20kg

Komentarze

  1. Jak ja Ci zazdroszczę tego całego pole dance i dźwigania kettli.. :((
    Od pół roku męczę się ze stawami i tak strasznie zazdroszczę innym, że mogą robić wszystko o czym zapragną. Wkurza mnie to jak ktoś narzeka, że ma duży brzuch, krzywe nogi itp. Z chęcią się zamienię, bo wszystko da się zrobić jeśli ma się zdrowie. Mi ostatnio go brakuje.. Kondycji też.
    Pozdrawiam ciepło tej jesieni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podlinkuj jeszcze tego screenshota i będzie gitara.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorki, nie obraź sie, ale właśnie przyznałaś sie, ze jesteś dupociezarem, dla samej siebie...
    Mi kettlebell pomogły właśnie ze stawami, tak jak i ćwiczenia z masa własnego ciała... Oczywiscie nie zaczniesz od razu dźwigać, nie wiem ile i wykonywać nie wiem jakie cwiczenia; ale przede wszystkim musisz byc cierpliwa i zaczynać od prostych, wręcz banalnych cwiczen, a z czasem osiągniesz wymarzony poziom.... Jak to kiedyś powiedział pewien mądry gość "aby przebyć 1000mil, trzeba zrobic pierwszy krok" ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawiązując do mojego pytania sprzed dwóch postów- rozumiem, że trening typu ...set swingów należy traktować JAKO trening a nie jako dodatek do treningu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Stały czytelnik wyczytał z tego wpisu ogień. Nie wiem dlaczego... Czy to aura za oknem, czy rozrzewnienie wewnętrzne - grunt, że działa. Do takich wpisów to się normalnie można przytulać i ogrzewać.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak i nie.
    Zależy to głównie od tego, ile tych swingów i jaką metodą robisz. Jeżeli Dan'a John'a -> http://bestrongfirst.pl/kettlebells/10000-swingow-wystarczy/
    Jeżeli tylko 200 - zobacz jak się będziesz czuła, możesz mieć inny ciężar, inną wydolność, inne samopoczucie danego dnia.
    Odpowiadając wprost - ja traktuję swoje 200 swingów jako pełnowartościowy trening (wraz ze stretchingiem), ale moim priorytetem nie jest ani schudnąć, ani zakończyć na tym dnia (bo mam np. jeszcze trening do poprowadzenia), tylko wzmocnić się.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ci dziękuję :) Dodałam dziś 200 swingów na koniec jednego z PowerWorkoutów :) i jak na razie jest ok. Jutro spróbuję dodać 200 swingów do sesji cardio bez obciążenia i zobaczymy jak tam będzie to odczuwal mój tyłek :P Przyznam, że robię na razie wszystko 12kg i odczuwam już potrzebę robienia niektórych ćwiczeń tymi 16 kg, jednak chwilowo jestem na etapie gromadzenia pieniążków na drugi odważnik 12 (do studenckiego mieszkania) i (tymczasowo) na dwa cieżarki 2kg na rzepy do przyczepienia do 12kg. Więc może na razie te swingi są sposobem na zwiększenie intensywności i, przy okazji, trochę spalonych kalorii

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko zależy od nastawienia.
    Pole Dance to piękny i wymagający sport, ale małymi krokami można (jak w każdej dyscyplinie) osiągnąć bardzo wiele.

    Pokłony dla wszystkich którzy próbują coś robić, niezależnie czy to pole dance, czy machanie kettlem, czy dzwiganie ciężarów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę