Przejdź do głównej zawartości

Poradź sobie z fochem za pomocą kettla.

Wśród osób początkujących jest pewna maniera, które osoby o mnie upartych charakterkach zatrzymuje w rozwoju. W zależności od sportu, albo początki są łatwe i człowiek się zachłystuje własnymi sukcesami, albo początki są trudne i zniechęca na widok własnych braków. Tym czy innym sposobem, zdarza się nam często kończyć coś przed prawdziwym startem, gdy pojawiają się problemy.

Można mieć focha na świat. Nawet należy mieć focha na świat, który uczy nas, że porażka to coś, czego trzeba unikać. Jednak sam foch nie wystarczy.

Próbowałaś kiedyś obrazić się na swojego mężczyznę i nie tłumacząc mu cierpliwie powodu, milcząc wręcz naburmuszenie, czekać aż sam wpadnie na to co ma powiedzieć lub co zrobić? Albo obrazić się na wagę łazienkową, po czym pójść zjeść coś słodkiego?

No raczej.

Żaden rodzic nie lubi, gdy jego dziecko przejmuje się swoją porażką. Zaczyna je pocieszać* *chyba, że ma się dwóch starszych braci którzy uwielbiają tyrać młodszą siorę, często odbierając znaczenie sytuacji poprzez bagatelizację jej znaczenia. Dziecko więc albo ucieka od uznania swojej porażki, albo porażka je niszczy, tak jak choroba niszczy niezaszczepiony organizm.

Nie trzeba mieć doktoratu z psychologii, by wiedzieć, że prawdziwie silni ludzie uczą się doceniać swoje porażki, by wyciągać z nich wnioski i by kontynuować swoją edukację życiową.



Zatem jeżeli już zaczynasz fochować, lub fochowanie dopiero Ci grozi - przemyśl, czy odniesienie porażki to wskaźnik Twojej wartości? Czy może szansa na naukę? Na ominięcie większego błędu lub uniknięcie kontuzji? Czy ten centymetr to jakiś oszałamiający sukces? Czy ta cyferka to jakiś przełom w dziedzinie leczenia AIDS?

To, co jest wytatuowane na moim ręku, to jedne z najważniejszych słów mojego życia: "(...) Iść i padać, z padłych - wstawać. Przeszła wojna, wstaje trawa. I tego trzymać się trzeba."

Jeżeli więc łamiesz się, powtórz głośno powyższe. Powtarzaj tak długo, aż wyryjesz w zwojach mózgowych. Aż szare komórki nie zabite przez alkohol* *podobno umierają tylko te słabe i bezużyteczne, będą umiały to recytować w środku nocy. KAŻDY ODNOSI PORAŻKI. Nie ma ludzi, którym wszystko zawsze się udaje - są tylko tacy, którzy to udają. Możesz więc należeć do kategorii wiecznych "to nie dla mnie" ale czy chcesz? Czy to właśnie podziwiasz?

Nie rodzimy się Zwycięzcami. Nie rodzimy się Porażkami. Rodzimy się z możliwością Wyboru.

Nie szukaj za wszelką cenę sukcesu. On nie określa tego, kim jesteś. Możesz być wszystkim czym zechcesz, ale musisz na to pracować. Samym fochem niczego nie dokonasz - co najwyżej wybierzesz źle. Kiedy więc się pojawi, zabij go tym treningiem:



Czas: 30 minut (z rozgrzewką)

Ćwiczenia:
1. Góra-dół w plank position
2. Supermenki
3. Swing oburącz
4. Snatch

Drabina powtórzeń: 10-10-10-10x2, 9-9-9-9x2, do 5-5-5-5x2

Rozpiska:
Jeżeli jeszcze masz problem z technicznym snatchem - zgadnij co, jeżeli nie będziesz go trenować, nie nauczysz się! Poszukaj wśród combosów odcinka, gdzie pomagam ze snatchem.

Zielona: 8kg i 12kg (Panowie: 16kg i 20kg)
Pomarańczowa: 8kg i 12kg, lub 12kg i 16kg (Panowie: 20kg i 24kg)
Czerwona: 16kg i 20kg (lub 24kg) (Panowie: 24kg i 32kg)

Komentarze

  1. Ooo... Odblokowały się komenty! ;) Samochód mi odpalił- nie rozumiem, czemu... Próbowałam tydzień temu i nie odpalał. A tym razem... Puf! I jedziemy. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami czuję się jak programista: skrypt mi nie działa... nie mam pojęcia czemu... skrypt mi działa! nie mam pojęcia czemu... :D Terenówka- tego nie ogarniesz. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę