Przejdź do głównej zawartości

Odpoczynek vs regeneracja - czyli co ty wiesz o zabijaniu

Więc myślisz, że umiesz odpoczywać? *nigdy nie zaczynaj zdania od "więc"

Nic nie umiesz. I wkurwiasz się, przez co wszystko staje się jeszcze trudniejsze.



Może i umiesz leżeć cały dzień na kanapie, gapiąc się na powtórki Dextera. Ale to nie regeneracja. Może masz wolny dzień w tygodniu - ale to nie odpoczynek. Może lubisz chwalić się swoim lenistwem lub mamtowdupizmem. Zaraz Ci coś wyjaśnię.


Istnieje dobry stres i zły stres.


Dobry stres zwiększa Twoje możliwości. Zły stres Cię zabija.


Od każdego stresu trzeba odpocząć.


Jak uwolnić ciało i mózg? Nie mamy naturalnego przełącznika, nasz instynkt przetrwania nie działa w tym zakresie. Przesadzamy i proces samozniszczenia nabiera tempa, nie pozostawiając ładnych zwłok po sobie.


Najbardziej kreatywni z nas, największe medialne gwiazdy i najsympatyczniejsze dusze towarzystwa łapią się czasem na tym, że tępo patrzą w ścianę i mają ludzio-wstręt. Kładą się spać i wstają - dokładnie w tym samym stopniu wyczerpania fizycznego. Czemu?

Bo stres fizyczny i stres psychiczny niczym nie różnią się dla organizmu.

Nieważne, czy miałeś dzisiaj swój PR (personal record) w przysiadze, czy jeden z Twoich podwładnych popłynął ze zleceniem na amen. Nieważne, czy przebiegłaś 25km czy Twoje dziecko ma wysoką temperaturę.

Jeżeli masz stresującą pracę, a potem idziesz "się wyładować" na ostry trening - no cóż, możliwe, że na krótką metę działa, ale gdy pojawi się "szklany sufit", taki trening zacznie Cię zabijać całkiem dosłownie.

Odpoczynek jest wtedy, gdy nie ma ruchu - zarówno fizycznego jak i mentalnego. Lubię ten stan nazywać "byciem w warzywniaku" - jeżeli znasz teorię myślowych pudełek, to to jest pudełko nicości.

Regeneracja jest wtedy, gdy uczestniczysz w procesie odnawiania swoim pokładów witalnych i emocjonalnych. Często proces taki jest czynny, mimo iż zakłada w sobie część zwykłego "nie ruszam się dzisiaj" odpoczynku. Jako, że pojęcie "normalność" nie dla wszystkich jest takie samo, regeneracja jest procesem powrotu do stanu, który uważamy za "zdrowy".



Większość kontuzji w sporcie rekreacyjnym nie bierze się z wypadku, tylko z zaniedbania procesu regeneracji. Dlatego mówi się tyle o "REST DAY" i dobrym odżywianiu - co zwykle przekłada się na "szkoda mi czasu na leżenie do góry dupą" i "mam 15 minut na szybki obiad na mieście".

Dopływając do brzegu - bardzo długo uważałam, że  jeden/dwa dni w tygodniu gdy nie mam "normalnego" treningu, to cały REST jaki mi się należy/jest potrzebny. Oczywiście, fakt, że w te dni zapierdalałam nadganiając wszystkie inne czekające mnie "obowiązki" nie miał dla mnie znaczenia. Że większa ilość dni, gdzie nie poświęcam minimum 1,5h na duży wysiłek fizyczny, to już dupo_rośnięcie, odpuszczanie sobie, cipowacenie, proces jamochłożenia.

Że WSTYD.

Że wszystko co powiem na uzasadnienie większej ilości czasu 'nie treningowego' prowadzi do tłumaczenia się z opierdalania lub spowiedzi z kontuzji, w którą się wrąbałam.

Że chyba się kończę, że słaba, że cienias, że... dopisz_swoje.

I najśmieszniejsze, że nikt nie musi Ci tego powiedzieć! Sama/sam to sobie robisz. Autokrytyka w głowie na cały regulator, jak po zjedzeniu trzeciego pączka z adwokatem.

Nie odpuszczasz więc i ciśniesz. Pojawiają się chroniczne zakwasy lub "coś z barkiem/łokciem/kolanem". Zły trening rujnuje Ci dzień. Budzisz się w nocy bez powodu. Zaprzyjaźniasz z energetykami lub trzecim espresso. Odżywiasz się zdrowo, ciężko trenujesz, a fałdka ma się jak miała. Zaginasz czasoprzestrzeń, by z 24h zrobić 32h. I gdzie jesteś?

Pozwól, że zadam Ci ważne pytanie:

Może nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo stresujące życie prowadzisz?


Jasne, wiesz, że masz stresów "wchooj" i jeszcze trochę. No i co z tym robisz? Robisz alkoholowy restart raz w miesiącu? It's not going to work.

Wypisz na kartce rzeczy dnia codziennego, które Cię stresują. Sprawy, które mogą pójść źle. Może wtedy dostrzeżesz, ile stresu Cię zabija. Może wtedy łatwiej będzie Ci znaleźć balans psychiczno-fizyczny, gdy wykreślisz kilka rzeczy z listy. Nie musisz "wszystkiego" i "teraz". Może zaczniesz lubić swoje życie bardziej, gdy trochę odpuścisz..?

Anyway, jest duże prawdopodobieństwo, że czytasz bloga będąc już sportowcem. Niby to wszystko powyżej jest takie oczywiste. Jednak, szczerze, czy umiesz tak odpoczywać by się regenerować? Czy może popełniasz błąd i widzisz swój rozwój w zwiększeniu stresu na treningu, by jakoś przełamać ten zastój który być może odczuwasz?

Nie stajesz się sprawniejszy są treningu. Czy jesteś sztangista, tańczysz Zumbę, swingujesz kettlami czy biegasz w maratonach. Stajesz się sprawniejszy, gdy regenerujesz się po tym wysiłku.

Wiem, że podobał Wam się mój ostatni  pokaz pole dance. Zapomnijcie jednak na chwilę o gołych pośladkach. Wsłuchaliście się w słowa piosenki?

Gotta slow up, gotta shake this high
Gotta take a minute just to ease my mind
'Cause if I don't walk then I'll get caught out
And I'll be falling all the way down


Jeżeli nie czujesz, że twoje rest'y są skuteczne - zacznij eliminować stres nie tylko związany z treningiem. Zwolnij. Gdy wszyscy biegną - zacznij iść. Gdy stoją - usiądź. Gdy się dokształcają - przeczytaj kryminał. Gdy wrzucają zdjęcia z hardcorowych przepraw - sfotografuj swoje skarpetki. Gdy pokazują płaski brzuch - idź na masaż. Możesz wszystko, zawsze i wszędzie - ale nie musisz.


Żeby nabrać energii, pobudzić koncentrację i rozluźnić napięcie w szyi/kręgosłupie możesz użyć kettla. Kiedy akurat nie masz pod ręką - użyj swojego ciała.



Czas: 25 minut

Ćwiczenia:
Pracujemy nad grzbietem (gięcie), stabilizacją i mobilnością barków, zakresem pracy stawu skokowego.
Obserwuj filmik i trenuj wraz ze mną. Kiedy już ogarniesz podstawowe ruchy - rób we własnym tempie.

Rozpiska:
Oddychanie - to taka umiejętność, którą rzadko kto z nas szkoli. Nie rób tego błędu. 9 na 10 osób które znam, ma problemy z oddychaniem - choć to zabrzmi dziwnie, bo wszyscy żyją nie od wczoraj. Skup się na oddechu jak tylko wejdziesz w pozycję. Niech Twoja głowa zajmie się ruchami klatki piersiowej i brzucha. Pamiętaj, są w życiu rzeczy nad którymi nie masz kontroli - oddech nie jest jedną z nich.

Komentarze

  1. Jest też druga strona medalu: zrobić piątą serię? Hmm... nie mogę. Muszę oszczędzać kalorie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Post idealny na weekend. Cały tydzień czekam na oddech, a potem po raz kolejny okazuje się, że nie umiem odpocząć. Jak zalegnę, sięgam po jedzenie. Żeby tylko coś robić, coś czuć. Rzadko potrafię się zrelaksować, bez stresu, bez poczucia marnotrawienia czasu i z poczuciem zregenerowania. I to jedzenie... potem oczywiście myślisz - OK, to trzeba nadrobić, poczucie winy wpędza w wymuszone treningi i kolejne dziwne stany.

    Dobra, biorę kartkę! Wypisane ma większą moc niż pomyślane.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Ultraamaryna8 lutego 2015 20:52

    Rety. A ja myślałam, że tylko mnie "nadmierna ambicja" dręczy. Ja jestem na etapie uczenia się, że regeneracja to nie grzech. Wiele razy zajechałam się do tego stopnia, że kończyło się na drogich receptach od ortopedy i przymusowym"
    urlopie".Nerwy; złość i deprecha. Po dziś dzień nie jest to proste.Znalazłam dzień, max.2 dni na"niebieganie", ale o siedzeniu na plecach nie ma mowy. Chociaż wysprzatać przesadnie chatę. Chociaż jakiś pilates. ..

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczucie marnotrawienia nas zabija. Walimy o ścianki akwarium jak gupiki, tylko dlatego że obawiamy się gnuśnienia i zarażenia stanem "potato couch". Marzymy o długiej bezczynności na egzotycznej plaży, a potem.. szkoda nam na to czasu. Ewentualnie ściska nas żołądek jak widzimy która godzina, a ile nam zostało do zrobienia. "Ale głupi ci Rzymianie" cytując klasyka. Choroba XXI wieku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba zorganizuję jakiś obóz ODPOCZYWANIA. Taki 7 dniowy, bardzo ekstremalny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja od jakiegoś czasu, żeby nie czuć się tak bezproduktywnie odpoczywając, zmieniłam taktykę - zamiast nic nie robić postanowiłam zacząć uprawiać moje hobby - marnowanie czasu :-))

    A z innej beczki. Napiszesz coś więcej o tych warsztatach, co będą w niedzielę? Jak to będzie wyglądało? Spodziewasz się tłumów i raczej pokazów tylko? czy to będą stadne mini-treningi? Będę przejeżdżać przez ZG w niedzielę, a ciekawa jestem, jak tam u Was jest, więc myślę, czy by tu nie namówić mojej współtowarzyszki na małą przerwę w podróży ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O jak milusio. Ja wlasnie zaliczyłam wspaniałego tygodniowego przymusowego resta. I jeszcze potrwa :) odpoczywać to ja umiem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aleś się rozpisała... ;-))
    Współtowarzyszka nie pała entuzjazmem, jeśli chodzi o wstawanie o świcie, żeby dojechać na czas. Więc przybędę tylko po południu kupić kettle... jaram się jak dziecko, że w końcu będę miała swoje własne osobiste zabawki :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Złamię swoje postanowienie o niepiciu w weekend :) kawy :)
    I pomarudzę, bo co do dwóch wag jestem pewna, a trzeci nie wiem, jaki kupić... a więcej nie kupię, bo nie będę miała co jeść ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rest.... do tej pory było ciężko dzień wolny to przecież trzeba nadrobić zaległości w domu, A teraz odpoczynek to odpoczynek, nie przeszkadza mi nieodkurzony dywan czy nieuprasowane ubrania. Mam czas i siły to to robię. Nic poza moje możliwości. Ostatnio mam nowe hobby... szydełko i przy tym sie relaksuję....i odstresuję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę