Przejdź do głównej zawartości

Jak zaoszczędzić na instruktorze?

Jedni mogą nazywać to dojrzewaniem w zawodzie, inni - cynicznym stetryczeniem - ale czy to tylko ja, czy świat głupieje coraz bardziej na punkcie Fit Gwiazd i Gwiazd Fitnessu? Nie jestem fitnessowym nazistą, by głosić Czystość i Wyższość jednego trendu nad drugim* *yes, who am I kiddin'? Kettlebellz Rulez! Handluj z tym. ale mdłe "rób cokolwiek, ważne że robisz!" zawsze nagradzałam odruchem wymiotnym. Powoli wkraczająca tendencja by ćwiczyć dla zdrowia a nie wyglądu - bardzo mnie cieszy.



Nie cieszy mnie jednak, iż teraz każdy jest instruktorem wszystkiego. Każdy doradza, uczy i inspiruje, włącznie z mą nader skromną osobą* *która ma wystarczająco dużo dystansu do siebie i zdrowego rozsądku by popełnić poniższą notkę.

Żodyn jednak nie ponosi odpowiedzialności za to, co mówi/pisze/objaśnia. Żodyn.


Czym się różni kiepski instruktor od dobrego?




Nie papierkiem, o dziwo nie latami doświadczeń. Ilość odbytych szkoleń to też nie świadectwo JAKOŚCI wiedzy, jaką instruktor posiada. Wartości z jakimi się identyfikuje i narzędzia, którymi się posługuje - to już jest jakieś okno na świat tego instruktora. A przynajmniej diagnoza, jakie skrzywienie posiada.


Dobry instruktor przed każdym ćwiczeniem odpowie sobie na pytanie - co owe ćwiczenie ma mi "dać"? Przed ustaleniem ilości powtórzeń - co chcę osiągnąć? A przed zaprojektowaniem rozkładu i kolejności ćwiczeń - co chcę uzyskać? Jak jedno ćwiczenie w takiej ilości serii wpłynie na drugie i trzecie?


Ale tego Klient nie wie. Klient widzi to, co jamochłon chce widzieć:

- czy Instruktor/ka dobrze wygląda?

- czy składa obietnice równie szybko co polityk?

- czy jest silniejszy/wytrzymalszy/szybszy?

- czy na zajęciach jest "fun"?

- czy się pocę jak świnia, a zatem spalam milion kalorii?

- czy puchnę w bajsepsie, a zatem rosnę?

- czy na drugi i trzeci dzień mam zakwasy, a zatem był DOBRY TRENING?

- czy motywuje mnie, głaszcze, klaszcze, lub spank'uje?

Co do zakwasów - to tak, temat głęboki, więc będzie w następnej notce. Co do różnic pomiędzy cheerleaderką a instruktorem, to wypowiadałam się nie raz, trzeba sobie odkopać. Co do wyglądu instruktora - no cóż, jestem za tym, by swoją sylwetką popierać to, co się propaguje* *ja, na przykład, propaguję posiadania mięsa na kościach.  więc jeżeli Instruktorka jest chudsza niż ustawa przewiduje, a uprawia łagodny pilates z elementami zawierającymi żywsze bicie serca - to niech się wypowiada w kwestii diety, a nie ćwiczeń na zrzucenie 5kg. Nie wiem jak do Was, ale do mnie trafia zawsze historia, a nie utrzymywanie statusu quo.

Wracając jednak do tematu przewodniego - Jak zaoszczędzić na Instruktorze?


Otóż sposobów jest sporo. Można gwałcić przyciski na Youtube lub aplikacji na mądrym telefonie. Można samemu wymyślać sposoby aktywności i uczyć się (lub nie) na własnych błędach (hello bieganie!). Można czepiać się różnych zajęć i po kilku zajęciach, odtwarzać proces samemu w domu/siłowni. Można wysyłać maile do różnych instruktorów, obowiązkowo z własną historią, problemami i dziesiątką pytań, wraz z prośbo-żądaniem. Post scriptum: to jest BARDZO w złym tonie, uwierzcie mi.

Można również zaopatrzyć się w KSIĄŻKĘ. A nowości wydawniczych w empiku - jak na wiosnę przystało - jest płodnie.


Nie zajmuję się bieganiem, więc tematu książek dot. biegania nie poruszę. Dość powiedzieć, że znajdziecie ich cały regał.


Dokładnej recenzji nie napiszę, nie powiem co sądzić. Nie zajęłam się treningiem w celu zmiany wyglądu, tylko ze względów zdrowotnych - dlatego wiele z przywar fitnessu mnie ominęło i omija. Przejrzałam książki i kojarzę nazwiska. Wypowiem się obiektywnie, bez udawania Ą i Ę.

Co tam mamy? Dobre (jakościowo) zdjęcia, wiele wiele WIELE ćwiczeń (jako zwolennik klasyki nie będę komentować). Sporo tekstu - ciężko powiedzieć czy jednego czy więcej autorów. Są porady, są przepisy, są inspiracje. Niejednokrotnie doszukać się sensu w planie treningowym (jeżeli takowy istnieje) to nie łatwizna dla osoby początkującej, choć nazwiska mają poparcie w tytułach i chciało by się móc zaufać w pełni, bez zbędnego myślenia.

Chcę jednak nadmienić, że myślenie jest zawsze niezbędne.


W pierś (młodą i jędrną) się biję, bo też miałam epizody, gdy trening układałam w myśl zasady: to jest fajne i to jest fajne, więc razem z tym trzeci, to już w ogóle zajebiste będzie. Po tym jednak natchnionym dążeniu do fajności przyszło orzeźwienie. Mniejsza o okoliczności przyrody i postacie drugoplanowe.

Zawsze będzie moda na bycie Fit, tak jak zawsze będą kolejki w McKwaku. Nie zaoszczędzisz na dobrym instruktorze, zaoszczędzisz na bylejakim instruktorze. Warto poszukać dobrego, nie z uwagi na możliwość odcięcia się od procesów myślenia, ale dlatego by nauczyć się myśleć 'treningowo' i by móc być niezależnym od dobrego instruktora.

Dobry niekoniecznie oznacza "fajny", "ładny" czy "miły".


Dobry instruktor to taki, który nauczy Cię myślenia, techniki i proporcji. Czy zostaniesz z nim/nią, czy postanowisz trenować samodzielnie - to będzie Twój wybór, nie konieczność.

Kiepski instruktor będzie wiązał Cię ze sobą czy to poprzez emocje (tylko on/a zmusza Cię do ruszenia dupy!), system nagradzania, brak rzetelności w tłumaczeniu (w sumie, to nie wiesz czy dobrze robisz?), zatajanie (nie ma 'sekretów', ale są poważne niedomówienia) lub manipulację (masz efekty dopóki płacisz). I na takim możesz zaoszczędzić.

 

p.s. najnowszym sponsorem braku odcinka z treningiem jest Dmitry Glukhovsky ze swoim "Futu.re". Zażalenia i skargi proszę kierować do niego.

Komentarze

  1. ~Ultramarynaa9 maja 2015 14:33

    "Można samemu wymyślać sposoby aktywności i uczyć się (lub nie) na własnych błędach (hello bieganie!)"-zrozumiałam sugestię ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tej lekturze zakończę czytanie internetów na dziś, aby zostać na tym wysokim poziomie.

    Ja wywnioskowałem z wpisu, że są dwie drogi do rozwoju w fitnessie itp tej branży. Pierwsza: czytasz, dowiadujesz się sprawdzasz i popełniasz wiele błędów, jednak w końcu się uczysz i to dobrze, o ile zdążyłaś zrobić to przed utratą zdrowia. Druga: idziesz do profesjonalisty, mówisz co chcesz osiągnąć, on dzięki poznaniu Ciebie i dostosowaniu treningu robi z Tobą dobre efekty, bezpieczne dla Twojego zdrowia.

    Ps. wybacz, że użyłem słowa profesjonalista w rodzaju męskim. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, natomiast Twój wpis (jak i cały blog), że spokojnie można nazwać Cię Profesjonalistką przez duże PE : ))

    OdpowiedzUsuń
  3. o!
    chcesz pisać trailery i streszczenia moich notek? ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko jest względne - trzeba słuchać ciała i rozsądku.
    Zwykle na początku trzeba się tego nauczyć i musi pomóc ktoś z zewnątrz z odpowiednim doświadczeniem i wiedzą teoretyczną. Dobry trener/coach jest potrzebny do czterech rzeczy:
    1. Pokazanie, że zmiana jest możliwą i pokazanie narzędzi (ćwiczenia, plany, warsztaty doskonalące, wiedza, jak mierzyć OBIEKTYWNIE wyniki/postęp)
    2. Uświadomienie, że "porządana" zmiana zależy tylko i wyłącznie ode mnie, że mam odpowiednie zasoby i w każdej chwili potrafię zrobić sobie sam dobrze;-) - nikt za nikogo nic nie zrobi. kropka!
    3. Uświadomienie, że wszystko wymaga czasu=rozsądku=słuchania ciała, że zdarzają się porażki i że to jest normalne i kiedyś nastąpi powrót do pkt 2.
    4. Najważniejsze - dobry trener wie kiedy się całkowicie wycofać

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak wrażenia z Futu.re? I gdzie mój kubeczek?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to jest, że w ZG które poniekąd nazywane jest centrum kettlebell w Polsce, nie ma od dawna nikogo nowego w TopTeam a co chwilę jest ktoś nowy np. w Bielsko Białej? Oszczędzanie na instruktorach czy oszczędni klienci?

    OdpowiedzUsuń
  7. Arg. Pamięć zapełniona. Muszę coś wykasować.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Bolechandro11 maja 2015 16:38

    Poniekąd nazywane jest? Oszczędzanie na instruktorach?
    :)
    W Centrum KB Polska, z siedzibą w Zielonej Górze jest grono klientów, którzy są o włos o dostanie się do TT. Jednak chcemy to zrobić spektakularnie i wypuścić w jednym terminie kilka/kilkanaście osób na raz :) taka strategia Tomku, by nie edyfikować pojedynczo kolejnej osoby, tylko pokazać siłę zespołu, który tworzymy. Pozdrawiam i rozumiem, że już niedługo Ciebie również w TT zobaczymy :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Miota mną pomiędzy wściekle zaskakującą naiwnością wydarzeń a krzywdzącymi oczy obrazami brutalnego seksu. Więc nie wiem czy polecam, ale konstrukcja antyutopii cudowna.

    OdpowiedzUsuń
  10. hahaha. może w ramach wsparcia Zielonej Góry też machnę ? tylko jakby tu tego pressa absurdalnie ciezkiego dziabnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bo "w literaturze chodzi o emocje". Tak twierdził Glukhovsky na Pyrkonie. :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyno, genialny masz ten blog, gdybym miał Zieloną Górę bliżej to bym się do Ciebie przejechał z jakimś shakie'm białkowym albo samorobionym sushi w nagrodę za dobrze robioną robotę :)
    Pozdrawiam
    dorian

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę