Przejdź do głównej zawartości

PLAN STRONG or don't plan at all.

 Jeżeli wciąż nie wiesz, kto to Pavel Tsatsouline ("Caculin" mi zgrzyta w oczach), to znaczy, że za mało rosyjskiej miłości było Ci dane. I żeby było jasne - w odróżnieniu od miłości po francusku - miłość po rosyjsku oznacza pewną samowystarczalność, nieznaczny poziom masochizmu oraz
kompletny brak tolerancji na słabość.

Yes, there you have it, I've said it.



Nie będzie to relacja wiernopoddańcza, chwaląca ojca założyciela metody HardStyle. Nie będzie wiele o Wodzu wodzów, Najwyższego Kapłana Żeliwa. W każdym sporcie znajdzie się przywódca mądry, bystry, zabawny i twardy. Harde spojrzenie, miły uśmiech, niepozorna sylwetka. Można by przejść obok i go nie zauważyć, nie można jednak nie zawrócić posłuchać, gdy się odezwie.



Wszystkie dotychczasowe DVD i książki były.. proste. Język, humor, koncepcje. Odczarowywanie magicznego narzędzia jakim był kettlebell, było trochę szokujące. Dlaczego? Bo nastąpiło w czasach, gdy maszyna do biegania (popularnie zwana bieżnią) zaczynała przypominać sprzęt do programowania rozkładu lotów transatlantyckich. W czasach, gdzie do każdego z miliona ćwiczeń potrzebny był inny sprzęt, każda partia ciała wymagała setki osobnych ćwiczeń, a kult ludzi silnych wyparli kulturyści.

I przyszedł Rusek, który namieszał.

Młodzi nie pamiętają lub nie wiedzą. Trenując teraz popularne obwodówki, lub mówiąc modnie - treningi funkcjonalne - uważają, że USA/Rebook wymyślili koncepcję rozwoju wielu grup mięśniowych w ćwiczeniach o ruchach przypominających naturalne czynności wykonywane przez aborygenów spierdalających przed drapieżnikami.

O ile można dyskutować przy piwie na temat za i przeciw szkodliwości trendów fitnessowych, o tyle koncepcja NARZĘDZIA w treningu wywołać już może kłótnię. Trzymanie się jednego prowadzi do wymiany poglądów na temat crossfit'u, niekoniecznie kończących się filozoficznym ukontentowaniem tudzież inną cywilizowaną formą podsumowania.

Możesz nie być fanem surowych reguł gry (deadlift, swing, press, squat, snatch, TGU) lub żeliwnej kulki. Możesz preferować sztangę lub masę własnego ciała. Bez znaczenia. PLAN STRONG nie służył udowadnianiu, że "my mamy rację, wy się mylicie". To było raczej "Może macie rację, ale my wiemy, że się nie mylimy". A co z NARZĘDZIEM treningowym?

Dopóki ma kilogramy, które można policzyć - jest ok.

Zanim jednak krótko streszczę dwa dni szkolenia trwającego po 10 godzin, wyjaśnię pewną leżącą u podstawy koncepcję:

- Jeżeli chcesz schudnąć - przestań otwierać lodówkę.

- Jeżeli chcesz się wyrzeźbić - uprawiaj dietę.

- Jeżeli chcesz wzmocnić się, stać się silniejszym, sprawniejszym i spokojniejszym - rozplanuj swoje treningi.

Można uprawiać sport dla czystej przyjemności, by spalić nadwyżkę kalorycznych posiłków, zahartować swojego ducha czy integrować się w bardziej szczęśliwym społeczeństwie. Nie ma w tym nic złego. Wręcz hobbystyczne uprawianie treningów, bez wgłębiania się w meandry wiedzy wychowania fizycznego, miewa bardzo zbawienny wpływ na ludzi. Wysiłek fizyczny ma moc oczyszczającą umysł. Może być początkiem nowej drogi życiowej, nauką pokonywania trudności, formą otworzenia się na kontakty międzyludzkie.

Drogą do nabrania szacunku do swojego ciała i jego niesamowitych możliwości.

Jestem doskonałym przykładem książkowo/komputerowego śledzia, wszystko_wciągającego jamochłona najszczęśliwszego wtedy, gdy świat o nim zapomina i nic od niego nie chce. Pomimo, iż wewnętrzna potrzeba posiadania mentora (ah, te Gwiezdne Wojny) rzucała mną o różne aktywności fizyczne od maleńkości, nigdy nie uważałam się za SPORTOWCA, tudzież nigdy nie zaliczyłam poważnego sukcesu wskazującego na moją wartość treningową.

[DYGRESJA: Wręcz, patrząc na moje grube kości, każdy rozumiał mój bezczelny i kąśliwy język oraz brak społecznej ogłady (mówiąc prosto: kultury osobistej). Grube od zawsze może być tylko* albo bardzo chamskie i wredne, albo bardzo kochane i pocieszne  (*nie ja to wymyśliłam).]

Streszczając dwa dni szkolenia:


MATMA, MATEMA, oraz MATEMATYKA. 

Prócz świetnej historii świata liftów olimpijskich, wprowadzenia w płaszczyznę badań Medvedeva, Romana, Chernyaka oraz innych "klasyków gatunku", Pavel zaprezentował nam system, który ja osobiście nazywam "łamaniem własnych rekordów" - niestety, związku z SSST to nie ma. i teraz wszyscy wydali z siebie jęk zawodu

Dla kogoś kto celuje w wyższego Pressa (bądź też jakiekolwiek wyciskanie sztangi), Przysiad (wszelaki, również ten na jednym kopycie), czy Martwy Ciąg masą konia z wózkiem pełnym węgla - to było jak Święta. Zanim jednak ktoś prychnie - przypomnę, że ta święta trójca to podstawa wielu innych umiejętności. I może 30kg na niej od tak nie schudniesz, ale jeżeli swoją budową przypominasz wyliniałego yorka - to  na pewno nałożysz zdrowego mięsa na kości, gdyż o hipertrofii też Paweł mówił - a Angela słuchała.

I tym sposobem muszę co niektórych zmartwić - kopytkuję na pełnej ku..rce w stronę zajebistości, zatem od poniedziałku rozpoczynam swój plan treningowy i ani mi się myśli przerywać go na radosne hulanie czarnym szczęściem (za to będę nagrywać w real time każdy mój trening i możliwe, że trafi to do internetów). Jeżeli masz zacny zamiar pobić swój rekord - napisz do mnie. Bardzo możliwe, że w szale wprawiania się w programowanie z wyższej półki rozpiszę Ci gratis miesięczny program indywidualny. Obostrzenia są dwa: nie możesz być osobą początkującą oraz musisz mieć żelastwo.

Komentarze

  1. to mówisz, że zrobię tego pressa 20-stką ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    po pierwsze strasznie lubię Twojego bloga, zgadzam się w 100% z Twoim podejściem do wielu spraw.
    Chciałem jednak zapytać czy oferta rozpisania tego planu jest aktualna, jestem ciekaw jakby taki program miał wyglądać. Dysponuję ketlem 16 kg :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałem z zapartym tchem :) tekst o aborygenach dosłownie "made my day"

    OdpowiedzUsuń
  4. " ani mi się myśli przerywać go na radosne hulanie czarnym szczęściem" czyli tylko sztanga czy jak? bo nie bardzo rozumiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny tekst, aborygeni robią robotę:) aż chce się czytać, swoja drogą zajefajne seminarium, szkoda tylko, że tak daleko

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja się chętnie zgłoszę :) W lipcu nie mam dostępu do sztangi, a kompletnie nie umiem programować na kettle - więc akurat, miesiąc jak znalazł. Miałabym do dyspozycji kettle 8, 2x12, 16, 24. Do tego TRX, gumy i pewnie drążek się znajdzie. 3 lata treningów siłowych za pasem i problemy z kolanami w pakiecie.

    OdpowiedzUsuń
  7. To i ja bym wziął, ale szczegóły, to chyba jakoś na maila bym musiał podesłać.
    Czy jak to??

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja! ja! wybierz mnie!- cytując klasyka. ;) Chociaż tak na serio, to nie. Wyżej podpisani wydają się w większej potrzebie dostawania bezpośrednich rozkazów. Za to teraz cho na postapo! Masz Ziemie Jałowe rzut beretem od domu i nie kolidują Ci z kalendarzem! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze mówiąc, chętnie bym skorzystał z Twojej oferty, bo ciekawi mnie taki plan inspirowany na świeżo wykładem z Pavlem Tsatsoulinem :)
    Mam 2x12, 2x16 i 2x20, walczę też o coś cięższego :)
    Z góry dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  10. O jak słodziutko! No - tak po staropolsku - pizd łyżkę (chochlę) dziegciu w ten miodek! :-D
    Mnie razi pisownia Tsatsouline. Ja wiem, że Cyryl i Metody nie przewidzieli, iż niektórzy mieszkańcy wschodniej części Europy będą szukać chleba w kręgach kultury łacińskiej. Jakby wiedzieli, to może opracowaliby nieco inną wersję swojego alfabetu. Nazwisko Pawła da się przełożyć fonetycznie na język polski niemal bezstratnie. W dużym uproszczeniu: język polski i białoruski (Mińsk to stolica Białorusi) należą do grupy języków satem. Wystarczy napisać Caculin. Wszystkie dźwięki są czytelne i nie ma obawy o zniekształcenie. Jednak główny zainteresowany kosi tantiemy od kolejnych wydań swoich dzieł w banknotach zielonych, a szeleszczących - a większość jego czytelników posługuje się językami z grupy kentum, gdzie rządzi zasada czytania "c" jako "ka". Ergo: nazwisko bożyszcza kettlersów wszelkiej maści brzmiałoby tam "Kakulyn", albo jeszcze gorzej. :-) Ma być rasowo i po rosyjsku! Każdy Amerykanin, któremu zamiast WOS-u puszczano w szkole cykl o Rambo, "Polowanie na Czerwony Październik" itp. musi odczuć drżenie łydek czytając złowieszcze rosyjskie nazwisko. "Twardy, bo z Rosji" :-) To tyle tytułem pisowni :-) Jednak w tym przypadku informacja o producencie absolutnie nie przeszkadza w absorpcji treści książek Pawła, które bardzo lubię, cenię i czytam namiętnie (i pożyczam swoim uczniom mówiąc: bierzcie... - poniosło mnie - przepraszam :-) )
    Druga sprawa. Pean i hymn pochwalny. Czasami usiłuję rozmawiać z ludźmi. Nawet się udaje. Do momentu, gdy chcą żebym powiedział dlaczego ćwiczę tak jak ćwiczę. No i tu zaczynam powoływać się na Pawła i jego teksty. Zazwyczaj rozmówcy kwitują, to: "Filozofujesz. Wystarczy ciężko zapierdalać." :-D
    Z perspektywy czasu nie potrafię odmówić im części racji. Czasem czuję się jak kołochozowy filozof, który siedzi na brzegu pola i snuje wizje jak dobrze jest pracować przy żniwach, tak żeby się nie zmęczyć. Prawdziwa praca i zdolność do jej wykonania. To - moim skromnym zdaniem - element, którego nieco za mało w pisaniu Pawła. OK. SSST, osiągnięcie Sinister Goals - zrobią z człowieka cyborga. TGU z połową masy własnego ciała to wyczyn niemal cyrkowy. Ale czy dalibyśmy radę prawdziwemu wyzwaniu? Czy stosując nauki Pawła umiałbym wrzucić 5 ton węgla do piwnicy w godzinę, z uśmiechem na ustach? Czy musiałbym dbać o irradiację z tricepsa i czucie głębokie podczas każdego zanurzania szufli w stercie węgla? Jako student pracowałem po budowach. Przysięgam, że majster wylałby mnie z roboty na zbity pysk, gdybym podawał mu cegły na rusztowanie z użyciem oddechu siły :-) Ostrzegawczy rzut kielnią w czoło oduczyłby mnie "sykania" i "sapania". :-D A taka kielnia to jest prawdziwe życie :-D

    Takie tam dywagacje :-) Oczywiście zazdraszczam spotkania z Pawłem Ts. :-) I nieustająco pozdrawiam.
    PS. Dzisiaj płacę ostatnie rachunki i jeżeli nie znajdę się nad przepaścią ekonomiczną to będziemy się kłócić w Łagowie :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. w domu mam 6, 12 i 16. no i jestesmy w kontakcie na facebooku:)) pisz trening :)))zobaczymy jak ci wyjdzie 40+ :))

    OdpowiedzUsuń
  12. @Maciek - odnośnie węgla do piwnicy. Ćwiczę obecnie głównie z kettlami (od 4-5 miesięcy), wcześniej TRx. Zrzucenie 9 ton do piwnicy + drugie tyle roboty w samej piwnicy (rozrzucenie po kątach) zajęło mi jakieś 3,5-4 godziny, A SST dla mnie jest jeszcze nieosiągalne, TGU robię z ~40% masy ciała.
    Więc - odpowiadając na pytanie - myślę że 5 ton w godzinę dla osoby która stała się cyborgiem jest przy odrobinie szczęścia do zrobienia :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Angelika jeśli oferta dalej aktualna to również bym pisał się na bicie rekordów. kettle 20,24,28

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę