Niejednokrotnie o machającym żelastwem mówi się "twardziele". Nie ważne czy to sztanga, kettlebell czy hantle. Człowiek zaczynający przygodę z ciężarami jakoś tak szybko stara się dorosnąć do tego terminu, że zapomina, iż bycie twardzielem nie oznacza bycie tępym.
Trening podnoszenia ciężarów, podobnie jak bycie twardym, zakłada rozsądek. Zakłada, że jak masz amunicję, to do zombi strzelasz w głowę, a nie dźgasz widelcem w oko, bo jakaś dupa patrzy.
Stan psychiczny niejednokrotnie potrzebny do treningu z dużym obciążeniem czy to statycznym czy dynamicznym (a różnica bywa powalająca) bywa omyłkowo równany z "dawaniem do pieca bez czasu do namysłu". Bo jak zaczynasz za dużo myśleć, to nagle zaczynasz się zastanawiać, a z zastanawiania, jak wiemy, rodzą się wątpliwości i zniechęcenie.
A to już krok do odpuszczania i bycia.. pizdą.
Nasza kultura doszła do fenomenu robienia zakupów na kredyt. Do życia na kredyt. I do budowy ciała - na kredyt. Stąd treningi na "hurra", by nie powiedzieć "na pałę". Najlepiej bardzo szybko, bardzo mocno, z bardzo konkretnymi efektami.
Cieszy mnie "moda na kettle", bo łatwiej dotrzeć do ludzi, którzy może tego właśnie w swoim życiu potrzebują. Gdy jednak oglądam niektóre propozycje treningowe z użyciem kettli, sposób wykonania ćwiczeń czy zwyczajnie brak zrozumienia do czego kettlebell służy i czym nie jest...
Okazuje się, że kettle nie są dla wszystkich. I bynajmniej nie mówię tu o ludziach z problemami zdrowotnymi - mówię o tych, dla których fitness to to samo, tylko z różnymi gadżetami. Dla których jeden ch..rrr..pies, czy to będzie w kształcie hantli, piłki czy wałka do ciasta. Ważne, że NA CZASIE, oryginalnie, kolorowo lub tanio.
Jeżeli więc Człowiek_Gadżet spotka się z Treningiem_Wpierodololo, mamy kontuzje.
A) przez użycie gadżetu,
B) przez brak rozumnego treningu,
C) przez zlekceważenie zmęczenia w myśl hasła "pizdą nie jestem, jak boli to znaczy że rośnie".
Przez chwilę w moim klubie wisiało hasło "Dzisiejszy ból, to jutrzejsza siła" - dopóki nie zobaczyłam co się z ludźmi dzieje. Wieszając owo hasło, moją myślą przewodnią było zmuszenie się do ruszenia dupy oraz ból oderwania od komputera. Nie zostało to tak odczytane.
Zamiast ery walki z lenistwem i niechciejmisiejstwem, nastąpiła epoka "muszę rozjebać się bardziej wielkimi ciężarami lub sryliardem powtórzeń, inaczej trening się nie liczy".
Zmieniłam hasło na "Dzisiejsza praca, to jutrzejsza siła". Trędowaty trend jednak pozostał i instruktorzy wciąż stoją czasem okrakiem nad tym co dobre, a tym co oczekiwane. O tym jednak pisać nie będę. Temat "jak włączyć krytyczne myślenie do treningu, by ani nie być pizdą, ani kaleką" pozostawiam na kolejną notkę. Do rzeczy jednak.
Pierwsza rzecz o której myślimy rozpoczynając regularne treningi, to ta sama rzecz o której myślimy je kontynuując. Ową ideę ubieramy tylko w bardziej racjonalne gadki_szmatki, by nie wyszło, że jesteśmy próżni, puści lub, na wielkiego batmana, chcemy lepszej jakości seksu. Nikt nie idzie płacić za to, by dać się sponiewierać, zawstydzić, czy spierdolić - od tego jest praca w korpo, gdzie to podobno płacą Tobie. Gadaj sobie co chcesz, pocisz się i wyżywasz, by mieć lepsze ciało, a nie by wyrobić Państwowe Normy Zeszmacenia.
Nie zrozumcie mnie źle, ja bardzo doceniam psychologiczną wartość treningu. Wręcz sama zalecam kobietom odreagowywanie na zajęciach, zamiast w swoim kurniku. Jednak coraz częściej obserwuję dwa stany skrajne:
1. nie trenuję, bo nie mam motywacji
2. nie odpoczywam, bo muszę trenować
Kiedy zatem potrzebny mi jest odpoczynek, a kiedy kop motywacyjny?
Niezależnie od tego po co trenujesz, musisz w swój plan treningowy wpisywać odpoczynek. Jednak bywa, że życie chłoszcze i nie możesz trzymać się planu. Bywa, że wszystko się pierdoli i właściwie już nie wiesz, co dalej powinieneś robić. Czy zaczynać od nowa program, czy/jak go zmienić, zrobić RESTa czy może wrzucić jakąś kuriozalną zmienną w postaci innego typu ruchu.
Jeżeli jesteś profesjonalistą siedzącym w branży, masz lepiej bo znasz swoje możliwości. Jeżeli jednak jesteś amatorem.. Tak. Tutaj właśnie chcę nawiązać do mojego wstępu.
Powiedzmy, że chodzisz 2 razy w tygodniu na trening z odważnikami. 3, jeżeli zrzucasz obowiązki rodzinne na inną osobę. Nie oszczędzasz się na treningu, bo lubisz to co robisz, ufasz trenerowi, koledzy z sali 'tyle machają', itp itd.
W pewnym momencie czujesz, że "zakwas" nie mija. Myślisz "ciul tam, po rozgrzewce przejdzie" - i, helo helo, przechodzi! Więc jedziesz z tym koksem.
Na drugi dzień przychodzi jednak rozliczenie za zużyte media - trochę strzyka w kolanie, coś ciągnie pod łopatką, piecze w nodze, rwie w bicku. Nowomodnie dasz się okleić plasterkiem, wysmarujesz żelem chłodzącym lub parzącym, a może po prostu zrezygnujesz z wyprostowania pleców. I za chwilę, znów na trening... Bo przecież będzie weekend to odpoczniesz!
Zastanawia mnie to, że ludzie albo wstydzą się trenować "bo kondycji nie mają", albo wstydzą się odpoczywać bo "samo się nie zrobi". Pomiędzy jest bardzo niewielu. Każdy z nas chyba słyszał lekceważące "a ty co, siedzisz? nie trenujesz?" na jakimś etapie*. *zwykle odpowiadam "tak, dziękuję, należę do tych zdrowych i normalnych".
Amatorzy mają ten problem, że boją się odpoczywać, a nuż im chęć do zmienienia swojego życia/figury przejdzie? Muszą być w ciągłym biegu, jak stado szczurków, bo stanąć oznacza dla nich tyle co zacząć się cofać.
Zatem piszę Wam: odpoczywajcie. Stawajcie ile razy potrzebujecie. Zastanawiajcie się. Miejcie wątpliwości. Idźcie do trenera, pytajcie instruktorów. Używajcie rozsądku. Korzystajcie z mózgu na treningu. I nie trenujcie byle jak i byle czym. Rodzimy się bez części zamiennych.
.....
O pisaniu rozpisek treningowych będzie kolejna notka. Teraz chciałam ogłosić zwycięzców małego konkursu na "fajny trening". W kategorii "fajny trening dla instruktora" wygrał Maciej Górecki (no wonder there), natomiast "fajny trening dla studenta" Mateusz Michalak. Jednocześnie chciałam nadmienić, iż po piętach im deptał: Dominik Prusik, a po kostkach kąsał: Paweł Głowacki. To na Dzień Dziecka panowie dali czadu, może Dzień Kobiet udowodni, że laski nie tylko trenują ale i rozpisują..?
Obie rozpiski znajdziecie o tu: ŚCIĄGNIJ SOBIE ROZPISKĘ TRENINGOWĄ
Have fun!
P.S. Jak boli przy oddychaniu czy podnoszeniu, to nie jesteś pizda, tylko potrzebujesz odpoczynku. Nie, nie tejpowania i lżejszych treningów, tylko odpoczynku.
Trening podnoszenia ciężarów, podobnie jak bycie twardym, zakłada rozsądek. Zakłada, że jak masz amunicję, to do zombi strzelasz w głowę, a nie dźgasz widelcem w oko, bo jakaś dupa patrzy.
I jak już wybierasz wolne ciężary, to na mrocznego rycerza, zmiłuj się i niezależnie od płci, wybieraj te profesjonalne.
czy to wygląda inteligentnie..? a może "twardo"..?
Stan psychiczny niejednokrotnie potrzebny do treningu z dużym obciążeniem czy to statycznym czy dynamicznym (a różnica bywa powalająca) bywa omyłkowo równany z "dawaniem do pieca bez czasu do namysłu". Bo jak zaczynasz za dużo myśleć, to nagle zaczynasz się zastanawiać, a z zastanawiania, jak wiemy, rodzą się wątpliwości i zniechęcenie.
A to już krok do odpuszczania i bycia.. pizdą.
Nasza kultura doszła do fenomenu robienia zakupów na kredyt. Do życia na kredyt. I do budowy ciała - na kredyt. Stąd treningi na "hurra", by nie powiedzieć "na pałę". Najlepiej bardzo szybko, bardzo mocno, z bardzo konkretnymi efektami.
Cieszy mnie "moda na kettle", bo łatwiej dotrzeć do ludzi, którzy może tego właśnie w swoim życiu potrzebują. Gdy jednak oglądam niektóre propozycje treningowe z użyciem kettli, sposób wykonania ćwiczeń czy zwyczajnie brak zrozumienia do czego kettlebell służy i czym nie jest...
Okazuje się, że kettle nie są dla wszystkich. I bynajmniej nie mówię tu o ludziach z problemami zdrowotnymi - mówię o tych, dla których fitness to to samo, tylko z różnymi gadżetami. Dla których jeden ch..rrr..pies, czy to będzie w kształcie hantli, piłki czy wałka do ciasta. Ważne, że NA CZASIE, oryginalnie, kolorowo lub tanio.
Jeżeli więc Człowiek_Gadżet spotka się z Treningiem_Wpierodololo, mamy kontuzje.
A) przez użycie gadżetu,
B) przez brak rozumnego treningu,
C) przez zlekceważenie zmęczenia w myśl hasła "pizdą nie jestem, jak boli to znaczy że rośnie".
Przez chwilę w moim klubie wisiało hasło "Dzisiejszy ból, to jutrzejsza siła" - dopóki nie zobaczyłam co się z ludźmi dzieje. Wieszając owo hasło, moją myślą przewodnią było zmuszenie się do ruszenia dupy oraz ból oderwania od komputera. Nie zostało to tak odczytane.
Zamiast ery walki z lenistwem i niechciejmisiejstwem, nastąpiła epoka "muszę rozjebać się bardziej wielkimi ciężarami lub sryliardem powtórzeń, inaczej trening się nie liczy".
Zmieniłam hasło na "Dzisiejsza praca, to jutrzejsza siła". Trędowaty trend jednak pozostał i instruktorzy wciąż stoją czasem okrakiem nad tym co dobre, a tym co oczekiwane. O tym jednak pisać nie będę. Temat "jak włączyć krytyczne myślenie do treningu, by ani nie być pizdą, ani kaleką" pozostawiam na kolejną notkę. Do rzeczy jednak.
Pierwsza rzecz o której myślimy rozpoczynając regularne treningi, to ta sama rzecz o której myślimy je kontynuując. Ową ideę ubieramy tylko w bardziej racjonalne gadki_szmatki, by nie wyszło, że jesteśmy próżni, puści lub, na wielkiego batmana, chcemy lepszej jakości seksu. Nikt nie idzie płacić za to, by dać się sponiewierać, zawstydzić, czy spierdolić - od tego jest praca w korpo, gdzie to podobno płacą Tobie. Gadaj sobie co chcesz, pocisz się i wyżywasz, by mieć lepsze ciało, a nie by wyrobić Państwowe Normy Zeszmacenia.
Nie zrozumcie mnie źle, ja bardzo doceniam psychologiczną wartość treningu. Wręcz sama zalecam kobietom odreagowywanie na zajęciach, zamiast w swoim kurniku. Jednak coraz częściej obserwuję dwa stany skrajne:
1. nie trenuję, bo nie mam motywacji
2. nie odpoczywam, bo muszę trenować
Kiedy zatem potrzebny mi jest odpoczynek, a kiedy kop motywacyjny?
Niezależnie od tego po co trenujesz, musisz w swój plan treningowy wpisywać odpoczynek. Jednak bywa, że życie chłoszcze i nie możesz trzymać się planu. Bywa, że wszystko się pierdoli i właściwie już nie wiesz, co dalej powinieneś robić. Czy zaczynać od nowa program, czy/jak go zmienić, zrobić RESTa czy może wrzucić jakąś kuriozalną zmienną w postaci innego typu ruchu.
Jeżeli jesteś profesjonalistą siedzącym w branży, masz lepiej bo znasz swoje możliwości. Jeżeli jednak jesteś amatorem.. Tak. Tutaj właśnie chcę nawiązać do mojego wstępu.
Powiedzmy, że chodzisz 2 razy w tygodniu na trening z odważnikami. 3, jeżeli zrzucasz obowiązki rodzinne na inną osobę. Nie oszczędzasz się na treningu, bo lubisz to co robisz, ufasz trenerowi, koledzy z sali 'tyle machają', itp itd.
W pewnym momencie czujesz, że "zakwas" nie mija. Myślisz "ciul tam, po rozgrzewce przejdzie" - i, helo helo, przechodzi! Więc jedziesz z tym koksem.
Na drugi dzień przychodzi jednak rozliczenie za zużyte media - trochę strzyka w kolanie, coś ciągnie pod łopatką, piecze w nodze, rwie w bicku. Nowomodnie dasz się okleić plasterkiem, wysmarujesz żelem chłodzącym lub parzącym, a może po prostu zrezygnujesz z wyprostowania pleców. I za chwilę, znów na trening... Bo przecież będzie weekend to odpoczniesz!
Zastanawia mnie to, że ludzie albo wstydzą się trenować "bo kondycji nie mają", albo wstydzą się odpoczywać bo "samo się nie zrobi". Pomiędzy jest bardzo niewielu. Każdy z nas chyba słyszał lekceważące "a ty co, siedzisz? nie trenujesz?" na jakimś etapie*. *zwykle odpowiadam "tak, dziękuję, należę do tych zdrowych i normalnych".
Amatorzy mają ten problem, że boją się odpoczywać, a nuż im chęć do zmienienia swojego życia/figury przejdzie? Muszą być w ciągłym biegu, jak stado szczurków, bo stanąć oznacza dla nich tyle co zacząć się cofać.
Zatem piszę Wam: odpoczywajcie. Stawajcie ile razy potrzebujecie. Zastanawiajcie się. Miejcie wątpliwości. Idźcie do trenera, pytajcie instruktorów. Używajcie rozsądku. Korzystajcie z mózgu na treningu. I nie trenujcie byle jak i byle czym. Rodzimy się bez części zamiennych.
.....
O pisaniu rozpisek treningowych będzie kolejna notka. Teraz chciałam ogłosić zwycięzców małego konkursu na "fajny trening". W kategorii "fajny trening dla instruktora" wygrał Maciej Górecki (no wonder there), natomiast "fajny trening dla studenta" Mateusz Michalak. Jednocześnie chciałam nadmienić, iż po piętach im deptał: Dominik Prusik, a po kostkach kąsał: Paweł Głowacki. To na Dzień Dziecka panowie dali czadu, może Dzień Kobiet udowodni, że laski nie tylko trenują ale i rozpisują..?
Obie rozpiski znajdziecie o tu: ŚCIĄGNIJ SOBIE ROZPISKĘ TRENINGOWĄ
Have fun!
P.S. Jak boli przy oddychaniu czy podnoszeniu, to nie jesteś pizda, tylko potrzebujesz odpoczynku. Nie, nie tejpowania i lżejszych treningów, tylko odpoczynku.
Ja bym jeszcze dołożyła mądrość wysnutą na własnym doświadczeniu, też z ciężarami, acz nie z kettlem. Jeśli instruktor was nie poprawia, nie koryguje, a mówiliście, że pierwszy raz jesteście na zajęciach, to przez dwa następne tygodnie będziecie chodzić z uczuciem, że cycki wam urwało i po plecach się nie podrapiecie.
OdpowiedzUsuńCzy te kettle na 2 obrazku (szaro kolorowe) sa nieodpowiednie?
OdpowiedzUsuńI czy ćwicząc nimi zrobie sobie krzywde?
Szczerze mówiąc mam 2 takie kettle (6 i 8) wiec troche sie zdziwilam bo ćwiczy mi sie nimi bardzo dobrze i nie mam nigdy zakwasów ani nic mnie nie boli.
Pozdrawiam
Na kilku z pierwszych Waszych zajęć miewałam momenty, w których myślałam, że zwymiotuję, na łączonych zajęciach u Bartka dostałam wręcz dreszczy. Postanowiłam, że chwilowo odsunę na bok wiedzę wyczytaną u Tsatsouline'a (o częstych, niewykańczających treningach) i zobaczę, co z tego będzie... Zastanawiałam się, czy zajęcia z Tobą wyglądałyby inaczej (wydaje mi się, że tak).
OdpowiedzUsuńPo 2,5 mies. obawiam się, że - choć także się wzmocniłam - męczę się mniej kosztem poprawności i przypięć. Może jestem mocno niekumata albo niesprawna, że nie potrafię tak szybko zrobić 10 dobrych przysiadów, choć nie jestem całkowitym świeżakiem. No ale dobra - staram się myśleć, dostosowywać, uczyć, bo przecież przez większość życia nie miałam nic wspólnego ze sportem.
Odpoczynku też trzeba się nauczyć, bo łatwo jest zarządzić go sobie zbyt często :P A może to kobiety tak tylko potrafią sobie komplikować? :D
Trudno jest to wszystko ogarnąć, dlatego będę czekać na tę kolejną wspomnianą notkę.
Pani Olu
OdpowiedzUsuńKettle inne niż żeliwne mają inną dynamikę, czasami są wypełniane piaskiem co powoduje zmianę wyważenia. Uchwyt też musi mieć swoja wagę. Jeśli ma pani możliwość niech pani spróbuje poćwiczyć kettlem plastikowym i żeliwnym.
Mój pierwszy odważnik to był kettlebar, po zmianie na żeliwne naprawdę poczułem różnicę.
Twój blog to jedno z najciekawszych miejsc w sieci, na pewno będę regularnie wpadać!
OdpowiedzUsuńW moim przypadku jest na odwrót, nic mnie nie boli, choć trenuję amatorsko i dużo jak na moje możliwości, efekty są, ale zastanawiam się, czy to dobrze, czy po prostu jestem jeszcze za młoda (plus minus 30 lat), żeby organizm się buntował i wszelkie nieprawidłowości (bo nie wierze, że można trenować w 100% idealnie) wyjdą dopiero później?
Na razie po pół roku treningu siłowego co drugi, trzeci dzień w połączeniu z rozciąganiem przyniosło same korzystne zmiany (nawet w kwestii comiesięcznych kobiecych atrakcji - jedyne, co mogłam w tym czasie niegdyś robić, to trening przełyku przy wymiotach i czołgane cardio do toalety). Ponadto zainstalowałam z mężem siłownię na chacie i zrobiłam parę innych rzeczy, na jakie przed rozpoczęciem treningów nie miałam nigdy energii. Jedynym zaskoczeniem było dla mnie.. zaskoczenie znajomych, którzy do dziś nie mogą zrozumieć, że wolę wzmacniać mięśnie (tu dochodzi widmo genetyki - cała rodzina ma dyskopatie lub inne upośledzenia ruchowe na starość - poprzez trening chcę temu zapobiegać) niż przypominać anorektyczną supermodelkę z przeszłości :) I też jestem zwolenniczką rozsądnego treningu, czegoś, na co nie mogłam trafić w żadnym klubie czy siłowni "na zewnątrz". U Was na pewno byłoby super (już sam blog o tym świadczy), ale dzieli nas niestety kilka tysięcy kilometrów.
Pozdrawiam serdecznie