Przejdź do głównej zawartości

Kettlebell i dzieci - teoria dobrego wychowania.

Nie wiem jak zacząć. To ostatnio mój główny problem, jeżeli chodzi o pisanie. Najwięcej czasu spędzam nad takim właśnie początkiem, określeniem tematu, wstępem, zarysowaniem pojęcia lub problemu. Wiele notek umarło właśnie taką śmiercią poprzez uduszenie, bo autor nie potrafił płynnie wprowadzić czytelnika w notkę.

Tym razem zamierzam Cię do niej po prostu wrzucić. Deal with it.

Będzie o kopiowaniu własności intelektualnej przez najgorszych z pasożytów chodzących, pełzających i turlających się po ziemi... Będzie o DZIECIACH.


fot. prawdopodobnie Magdalena Kukulska ewentualnie Marcin Kil, SFG1

Jak ambiwalentny mój stosunek do małych zarazków by nie był, z powodu posiadania pół_sprawnego kota, czuję się Znawcą Teoretykiem. Przy okazji hobby w postaci obserwacji społecznych manipulacji i praw rządzących wieloma aspektami życia szarego człowieka, nakreśliłam sobie teorię Dobrego Wychowania* *nie polega na unikaniu wulgaryzmów, publicznych przykładach chamskiego języka, czy ogólnej znieczulicy na emocjonalne problemy innych ludzi.



Zanim wgryzę się w temat niczym Salvador w żółty ser (powaga), zadam Ci pytanie:
 Jak zamierzasz zepsuć swoje dziecko, cały czas dbając o jego dobro?

Łatwo zapomnieć, że dzieci uczą się przez naśladowanie. Zwyczajnie patrzą, słuchają i robią. Mają zaufanie do dorosłych i często nie wymagają tłumaczenia - chyba, że zauważą, że nam zależy by czegoś się nauczyły.. Tak. Wtedy pojawia się milion pytań, problemów, zastrzeżeń.

Och. Czekaj... To zupełnie jak z dorosłymi! Tak, drodzy Instruktorzy. Gratuluję, jesteście rodzicami gromady dorosłych osobników z bagażem doświadczeń i traum!

Teoria Dobrego Wychowania zakłada, że autentycznie lubisz swoje potomstwo. Jeżeli bowiem go nie lubisz, dajesz tablet lub komórkę by się odpierniczyło i pozwoliło na wypełnianie Twoich pasji, to nie będziesz zainteresowany/a. Zatem. Jak dać dziecku siłę na radzenie sobie ze światem? Jak sprawić, by nie dusiło w sobie złych emocji, by nie wpadało w histerię, by nie załamywało się porażkami? Co zrobić, by czerpało przyjemność z ruchu i poznawania/doświadczania świata realnego?
Kettlebell. Serio.

Trenuj zdrowie fizycznie i psychicznie. Im lepszą osobą będziesz - tym zakazisz swoją bakterię tym samym dobrem. I nie musisz wydawać tysięcy na Life Coacha. Angela powie Ci gratis. Tylko czytaj ze zrozumieniem.


fot. Katarzyna Wawrzyniak, SFG2

Nie wiąż dzieciaka do krzesła, każąc mu patrzeć jak trenujesz. Po prostu trenuj regularnie w domu. Nie muszą to być długie treningi; jeżeli chodzisz gdzieś na zajęcia grupowe wiesz, że mamy różne umiejętności czasu koncentrowania swojej uwagi. Zatem 3 razy w tygodniu po 15 minut - to nie wymagana Tabata, tylko smarowanie gwintów - utrzymywanie Twojego Porsche na dobrych obrotach metabolicznych.

Musicie zaufać mi, lub popytać ludzi dzieciatych acz aktywnych sportowo, jak wpływa na ich potomstwo fakt, że dźwigają ciężary.

Dzieci uczą się tego, czego nie koniecznie chcesz, i czasem tego, co chcesz. Jeżeli więc  regularnie pokazujesz, że czerpiesz przyjemność z ćwiczeń - Twój potomek życzliwszym okiem spojrzy na fakt wypacania złości czy pocenia się po radość, nie kojarząc treningu jako kary lub braku dostępu do Internetu. Tak działa palenie papierosów - wydaje się "dorosłą" czynnością odprężającą. Nikt nie pali dlatego, że papierosy dobrze smakują czy pachną. Czemu więc nie pokazać, że odpręża Cię trening, a nie tylko paczka czipsów z piwem? Czemu nie pokazać ile szczęścia i spełnienia daje sport?

fot. Sławomir Nejman, SFG1

Druga sprawa to fakt, że budujesz w nim podświadome podkłady radzenia sobie ze stresem. Bardzo łatwo dzieci ukierunkować na dążenie do bycia najlepszymi - ale ktoś musi przegrać, by wygrać mógł ktoś. A dawanie medali wszystkim dzieciom za "wzięcie udziału", kaleczy podstawę sportu i wierz mi, inteligentnych dzieci nie satysfakcjonuje. Hierarchie społeczne rządzą nami tak jak prawo dżungli, w dżungli.

W tym momencie notki MUSZĘ to napisać: zapisywanie dzieci na zajęcia pozalekcyjne, "dla ich dobra i łatwiejszego startu w życiu" - czyt.bym mógł/a odpocząć po pracy, gdy samemu nie praktykuje się nic poza szermierką nożem i widelcem, NIE JEST SKUTECZNE. Bez względu na sport.

Musisz być przykładem. Twoje dziecię nie musi koniecznie robić tego co Ty - może preferować basen lub pingponga - chodzi o to, by nie uczyć go/jej hipokryzji.

fot. Paulina Holtz, SFG1

I kolejna sprawa, czemu warto trenować w domu pod okiem potomstwa: jak ktoś patrzy, to jest +10 do siły, do wytrzymałości i do mocy. Serio. Nie poddajesz się tak łatwo. Robisz to lepiej i ładniej. Czyli WIN/WIN, savvy?

A ta mała główka pracuje i kalkuluje. I często podchodzi, by samemu spróbować. Może nie od razu i nie nachalnie, ale gdzieś po kryjomu, z boku, ostrożnie jak dzika wiewiórka - próbuje jak to "smakuje". Jak smakuje pierwsze zwycięstwo, jak pachnie pierwszy sukces.

Niech patrzą jak zmierzasz do swoich celów, niech obserwują jak walczysz, jak się nie poddajesz, jak zwracasz uwagę na technikę, jak odnosisz sukcesy, jak radzisz sobie z porażką. Może nie będą kochać Cię mocniej, może nie będą bardziej usłuchane, ale na pewno ziarno będzie w nich kiełkowało. I to uważam, za dawanie lepszego startu w życiu. Nie wymuszone lekcje hiszpańskiego, pianina, tenisa czy jazdy konnej. Bo z tymi lekcjami nie ma nic złego - złe mogą być tylko "dobre intencje" i targanie dzieciaka od zajęć do zajęć z podskórnym "NO BĄDŹ W KOŃCU W CZYMŚ DOBRY, PRZECIEŻ PŁACĘ".

Kto był na ogólnopolskim obozie Hardstyle lub INTRO choć raz, ten wie - jak na dyscyplinę działa komenda "zróbmy sobie 10 pompek za spóźnianie/gadanie/przeklinanie". Bo karać trzeba umieć, nie tylko dorosłych ale i dzieci. Po co zabraniem dostępu do przyjemności, jak można szybciej i skuteczniej rozbudzić ambicję do poprawy?


fot. Sebastian Kuzynin, SFG1

Wspólne aktywności bakteria-rodzic, to podstawa teorii Dobrego Wychowania. Nie muszą to być kettle, choć zdajesz sobie sprawę, jak dobry trening z ciężarami wpływa na Twoją sylwetkę, umiejętności i możliwości. I nie byłabym sobą, gdybym gdzieś nie obraziła kogoś we wszechświecie, więc nie będę się gryźć po palcach i napiszę to:

Nie uważam, że trenowanie biegania na bieżni, spinningu na rowerze stacjonarnym, stepu, zumby czy modnego ostatnio trampolinkowania przysłuży się Twojemu dziecku. To samo dotyczy pole dance. Nie. Po prostu nie.

Cokolwiek nie wybierzesz, zastanów się - jak to wpłynie fizycznie na Twojego dzieciaka. Ma być regularnie i nie za długo, ale ma też być z korzyścią a nie z kalectwem. Poprzez trening uczymy się zarówno akceptować siebie, swój wygląd i możliwości - jak i innych. Uczymy się, że jesteśmy różni. Uczymy się aspirować do wyższych celów, uczymy się pokory i cierpliwości. Sport to, owszem, współzawodnictwo, ale nie tylko. Oprócz życiowych umiejętności, sprawności fizycznej i wielu pożądanych cech kształtujących charakter, chcemy nauczyć się szacunku do innych.


fot. Instagram: @kbfitnessbyvivi

Chcemy nauczyć się przede wszystkim być, a dopiero później - mieć.

Jeżeli więc Twoja pociecha wyraża zainteresowanie zajęciami tanecznymi,  to sprawdź by te "tańce", to było coś bardziej merytorycznego niż aerobik do muzyki. Czemu? Bo tam nie ma treningu dla determinacji, dla radzenia sobie z przeciwnościami (no chyba, że problem dotyczy lewa-prawa), nie ma wyraźnego stopnia pokonywanych trudności. I jeżeli już coś takiego znajdziesz, niech to zarazek chce więcej i więcej. Ty - nie zmuszaj. Pokazuj, że to frajda - NIE TŁUMACZ, że fajne i NIE PRZEKONUJ, że warto. Nie namawiaj. Rób swoje, dziel się. Zarażaj zarazka. Wybieraj instruktora z pasją, lub sam/a płoń ogniem dedykacji.

I dowcip na dziś:



P.S. Inne sporty dopuszczone przez jednoosobowy Komitet Teorii Dobrego Wychowania: wszystkie sporty walki, taniec współczesny i podobne, pływanie sportowe, zapasy, wspinaczka skałkowa, kalistenika/gimnastyka, lekkoatletyka, joga/pilates.

P.S.2 Zanim przyjdzie Ci do głowy prosić o wskazówki na temat treningu kettlebell dla dzieci, walnij setkę pompek. Niech widzą, że Ci zależy. Trollom i wanna-be-instruktorom z certyfikatami "międzynarodowymi" organizacji innej niż StrongFirst, dziękuję z góry.

Komentarze

  1. Dobra notka #takbardzo!
    Mówię to ja, matka nastolatki od 6 lat trenującej judo. Sama chciała zacząć i nadal chce to robić. I chodzi na rękach i robi mostek ze stania i salto i w ogóle zwija się w precel. I regularnie staje na podium na zawodach (ale na zawody jeździ, bo SAMA chce).
    Mówię to ja, matka 6 letniego syna, zafiksowanego na piłce nożnej, który dziś rano oznajmił, że chce zmienić nazwisko na Lewandowski...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy artykuł, muszę przyznać. Mój syn także podłapał ze mną ćwiczenia - nie trzeba było go zachęcać. Super sprawa... lepiej motywować do sportu niż siedzenia przed komputerem. Znam rodziców, co potem tylko narzekają, że ich dziecko jedynie siedzi przed monitorem... Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kobieto, napisz to10 września 2016 18:07

    Uwaga, czepiam się. " Karząc mu patrzeć jak trenujesz", karząc to gdybyś karała, jesli mu coś każesz zrobic to tylko przez "ż". A wpis dobry jak zwykle. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę