Przejdź do głównej zawartości

Stretching for Dummies, czyli rozciąganie dla.. opornych.

Trzy lata temu zaczynałam jako sucha szyszka w lesie. Z wielkimi wymaganiami, bez większej wiedzy. I abyś Ty miała lepiej, napisałam tę notkę. Głównie również dlatego, by nikt nie zrobił Ci krzywdy, byś została moim wyznawcą, oraz bym miała na miskę pierogów. Tak, to koszulka z Deadpoolem. Wkrótce wielka niespodzianka dla fanów.



Aby nie być gołosłownym, notka pisemna poniżej. Dla tych siedzących w pracy. Uginających kręgosłupy pod natłokiem obowiązku i fejsa, nabywających płaskodupia wraz oczopląsem w imię składki na ZUS. (to ten deszcz)



Jak robić siłę? Proste pytanie. Konkretna ilość powtórzeń, ilość serii, ilość kilo, ilość czasu.
Jak robić wytrzymałość? Konkretna ilość powtórzeń, ilość serii, ilość kilo, ilość czasu.
Jak schudnąć? Konkretnie zamknąć lodówkę.

Po 8 tygodniach, czyli relatywnie szybko, jesteś w stanie zmierzyć: siłę, wytrzymałość, masę ciała.

Jak stać się bardziej giętkim? Uchylanie się od obowiązków bynajmniej elastyczności nie uczy. Chyba, że tej moralnej. Ale wróćmy do tematu.

Ile znasz programów na elastyczność?

Nie, nie techniki. Nie, nie ideologię. Nie, nie systemy. Programy. Taki jak na siłę w martwym ciągu czy przysiadzie. Ja szukałam. Podeszłam do tematu, jak do zagadnienia diety – czyli czegoś kompletnie mi obcego, z dozą grozy w sobie, z odwiecznym pytaniem, czy aby na pewno na pewno na pewno, tego potrzebuję.

Dopóki szukałam idealnej diety dla siebie, vide idealnego zestawu ćwiczeń (zawierającego, powiedzmy.. pierogi), dopóty nie widziałam szerszej perspektywy. Nie istnieje jeden słuszny system czy sposób. Każdy sport ma swoje wymagania, a każda osoba ma swoje limitacje. Możesz bardziej skłaniać się ku czemuś dlatego, że jest bardziej odpowiednie dla Ciebie, lub – daje przez Ciebie pożądane efekty. I uwaga – to "pożądanie" może być zupełnie czym innym dla osoby obok.

Dla niektórych, spektakularnym efektem będzie dotknąć rękoma ziemi na wyprostowanych nogach. Dla innych – dotknąć głową własnego tyłka.

Punkt 1. NIC CIĘ NIE MOŻE BOLEĆ. Zanim zaczniesz zwiększać prędkość ta swoją audicą, sprawdź, czy nie ma przeszkód na torze.

Najpierw wyprowadź się z bólu odcinka lędźwiowego zanim rzucisz się na szpagaty. Jak? Na przykład się rozciągając. Nope, to nie dowcip. Wielokrotnie powtarzałam, że najlepszym znanym lekarstwem na ból w dole pleców jest rozciąganie zginaczy biodrowych. Jeżeli nie na kolanie, to na stojąco.



Każdy uraz w Twoim ciele, to poważna bariera przy rozciąganiu. Nie traktuj siebie jednak jak ofiary losu - I TAK MUSISZ PORADZIĆ SOBIE Z KONTUZJĄ. Więc do roboty.

Punkt 2. Sprawdź swój zakres ruchu. Jeżeli Twój skłon w pozycji siedzącej kończy się na przedśmiertelnym drgięciu w lekko krzywym pionie – sorry, ale cyckami kolan nie dotniesz od razu. Nie ważne, jak dobre triki Ci sprzedam, lub ile cennych wskazówek nabędziesz. Ilość obejrzanych filmików osób walących czołem o ziemię również nie zwiększy Twojego zakresu.
Jest kilka technik FMS by sprawdzić zakres. Pogoogluj, może nawet trafisz na darmowe. Wszystko sprowadza się do unoszenia kończyn bez tworzenia kompensacji (czyli bez "pomagania" przez inne części ciała). Jeżeli nie jesteś w stanie unieść wyprostowanej w łokciu ręki za głowę bez podnoszenia barku czy robieniu żółwika, niekoniecznie masz problem z ręką. Nasz mózg to niezły terrorysta, a ciało leniwy niewolnik – z tego połączenia dochodzi do tworzenia alternatywnych wzorców ruchu, zamiast skupienia się na poprawie działalności tych prawidłowych – podstawowych. Jeżeli zostałaś przy żółwiku, nic nie jest w stanie Ci pomóc. SKONCENTRUJ SIĘ.

Punkt 3. Jak się nie da, jak się da? Zaraza. To, co biologicznie powinno działać na naszą korzyść, w XXI wieku obraca się przeciwko nam. Skoliozy, płaskostopie, kifozy, zablokowane biodra, ciasne barki, przeciążone nadgarstki. Za poprawną postawę ciała nikt nie nagradza. Coraz częściej – nikt jej nawet nie wymaga. Fundament zdrowia gdzieś zarósł krzaczorami. Jeżeli zaś błędy zostają utrwalone, jakość ruchu i odczuć z nim związanych się pogarsza. Przyzwyczajamy się do tego, że nie lubimy się ruszać.

Zanim więc wpadniesz na pomysł zaplątania się w supełek – sprawdź, czy Twoje ciało działa sprawnie, czy tylko działa. Im więcej nagromadzonych kontuzji czy urazów, tym trudniej będzie Ci wejść do poprawnej pozycji rozciągania. Praktykowanie złej pozycji tylko Cię uwsteczni, lub okaleczy. A jeżeli jeszcze pozwolisz aby ktoś Cię "docisnął"... Efekty nie będą pożądane. Jakość naszego ruchu czy budowy ciała MA DUŻE ZNACZENIE przy stretchingu. Im dłużej obecne są w Twoim ciele negatywne zmiany tkanki łącznej (zła postawa, zbyt mała ilość ruchu, przetrenowanie, etc) zdeterminuje Ci ilość kompensacji jakie poczyniło Twoje ciało.

Kompensacje sprawią, że jeżeli pomimo "niechęci" ciała do ruchu, ruszać się będziesz – zaczniesz nadwyrężać okolice występowania "błędu". Jeżeli więc masz problem z kolanem, obciążysz mięśnie, ścięgna i więzadła całej nogi, a nawet nogi sprawnej.





Punkt 4. Hipermobilność to choroba tkanki łącznej. Przygotowywałam się, by napisać na ten temat, ale wczoraj znalazłam całą notkę temu poświęconą, więc zapraszam tu: HIPERMOBILNOŚĆ KLIK KLIK
Dość powiedzieć, że czasami uczucie sztywności i bólu w dole pleców, mogą świadczyć o niewystarczającym wzmocnieniu ciała (hello! Kettlebell!!!), o hypermobilności stawów lub kiepskiej sile korpusu.

Punkt 5. i ostatni – potrzebujemy elastyczności odpowiedniej do naszej aktywności. Nie mniejszej. I nie większej. Jeżeli po wysłuchaniu mnie i po przeczytaniu tej ściany płaczu zastanawiasz się na kij Ci rozciąganie, napiszę Ci jeszcze raz: potrzebujemy elastyczności odpowiedniej do naszej aktywności. Nie mniejszej.

Jeżeli nie jesteś pole dancer'ką lub innym freakiem kalistenicznym, know this: nie potrzebna Ci umiejętność zejścia do pełnego mostka poprzez gięcie w tył. Seriously.
Nie jesteśmy ani niemowlakami ani kotami, i nie potrzebujemy dociągnąć syry do paszczy. O ile rozciągnięcie bywa tematem zachwytów – to umiejętność nadszpagatu nie przekłada się na cenę benzyny, skrócenie korków w mieście, pokój na świecie czy chociażby darmową kawę.

Nie przeginajcie.

Dla tych co pierwszy raz na blogu - wejdźcie jeszcze o tu: http://blog.powerworkout.pl/2016/04/rozciagnieta-jak-carska-rosja-na-mapie_19.html

Komentarze

  1. Ćwiczyć na pewno, ale trzeba też dobrać odpowiednią dietę, po drugie trzeba zmienić nawyki żywieniowe. Organizm potrzebuje wszystkich składników odżywczych każdego dnia. Ja znalazłam świetne rozwiązanie, nie muszę aż tak zastanawiać się co mam jeść, jem bardzo pożywne posiłki, oczywiście nadal ćwiczę, pozbyłam się już 13kg w 4 miesiące, wyglądam lepiej, młodziej. Do tego właśnie poleciła mi znajoma świetny program o którym możecie poczytać na (www.idealnafigura.com/gberes).

    OdpowiedzUsuń
  2. witam gdzie znajdę te filmiki z rozciągania , a tak poza to Super stronka , od jakiegoś czasu szukałem informacji o kettlebells i wszędzie wszystko po angielsku a u ciebie wszystko objaśnione kawał dobrej roboty

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe czemu Ci nie wierzę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie rozciąganie jest jednym z ważniejszych czynników jeśli chodzi o szybką i prawidłową regenerację! Jeżeli chce się zmniejszyć napięcie mięśniowe, rozluźnić je - które są spięte i zmęczone po kolejnych ciężkich treningach rozciąganie jest do tego jak najbardziej wskazane np. w połączeniu z masażem za pomocą piłek do masażu/foam rollera

    OdpowiedzUsuń
  5. Yhm. Z rozciąganiem jest tak, że znam wielu sportowców, którzy mają świetną regenerację a stronią właśnie od rozciągania i masaży. Wniosek? Jeżeli masz kaszaniastą regenerację - próbuj zgłębiać temat. Jeżeli nie - nie przyjdzie po Ciebie Fitnessowa Policja by nałożyć mandat, za nie robienie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę