Przejdź do głównej zawartości

Dupa większa od głowy, czyli gdzie Twój sukces?

Możesz się ze sobą kłócić. Możesz się nagradzać. Możesz się ze sobą nie zgadzać. Możesz się do czegoś nakłaniać lub zmuszać. Tajemnica sukcesu tkwi jednak w tym, że...
Czasem wystarczy, że nie będziesz sobie przerywać.

I tylko tyle.

Nie mówimy tutaj o wzięciu wolnego na odpoczynek, czy dłuższą rekonwalescencję. Mówimy tutaj o zostaniu przy swoich zabawkach, o Twojej pasji - szczególnie wtedy, gdy myślisz, że jesteś za słaba lub za cienki, bo nie widzisz PRZEŁOMU.

Dopóki mierzysz siebie miarą innych, będzie Ci w sporcie ciężko.

Naprawdę wiele rekordów już ustanowiono, a następnie je pobito. Naprawdę jest cała masa ludzi, których nie znasz, a którzy robią Twoje życiowe osiągnięcia w swojej pierwszej próbie. Posiadanie tytułu Mistrzowskiego niewiele znaczy w skali świata. Żadne dyplomy i certyfikaty nie zagwarantują, że będziesz najlepsza czy najskuteczniejszy w tym co robisz.

Wiesz co zagwarantuje Twój sukces? Ty i zdrowa miara. A jak nie jesteś przekonana, że mówię prawdę a nie uprawiam motywacyjne_srutututu, to patrz.





Tak, to ja. Tak, to figura zwana IronX, pierwszy prawdziwy stopień do piekła zwanego "trudnym poldensem". Niektórzy nazywają ją, takim wstępem do Flagi.

Są tacy, co wykonają ją po miesiącu treningu. Są tacy, co po roku. Ja zrobiłam po 3,5 roku - nie przypadkiem. Mocno na to pracując. Bez skrótów i pośpiechu, które mogły mnie kosztować kontuzję lub chociażby mikro kontuzje. Bez ściemy, że sekunda w pozycji się liczy. Teraz, robię ją "na pewniaka" kilka razy z rzędu, przytrzymując całkiem długo. Uwierz mi, rok temu nie było to jeszcze w moim zasięgu. Uwierz, że widząc inne dziewczyny, które SZYBCIEJ robiły te figurę - nie czułam zawodu. Nie czułam zazdrości. Nie czułam, że coś ze mną jest nie tak.

Już nie raz pisałam, ale napiszę znowu: DROGA PONAD CELEM.

Cele życiowe/treningowe są fajne, ale wciąż nie darzę ich odpowiednim szacunkiem. Szanuję natomiast samą drogę do nich. Większość ludzi, którym nie uda się osiągnąć swojego wymarzonego sukcesu, tkwi w przeświadczeniu, że cel jest wszystkim. Że to koniec bajki, i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Że jak już dotrę TAM, osiągnę TO, będę mieć TAMTO, to już nic złego mi się w nie przytrafi, już będę szczęśliwa i spełniona.

Ale tutaj, tak jak w przypadku miłości życia czy czyjejś tragicznej śmierci, świat się nie kończy, a co najwyżej zatrzymuje na parę sekund.

Jesteś w blasku reflektorów, tłum wiwatuje. A potem schodzisz z podium i.. co? Jak Ci się wydaje? Obierasz kolejny cel i wchodzisz na kolejną drogę do niego.





Dlatego jak dotrzesz do tego celu - jest ważne, a nie "kiedy".

Dlatego masz mierzyć się swoją miarą, a nie czyjąś.

Nie czekać na sukces - ciągle pracować na niego.

I napiszę to szczerze  - mało rzeczy mnie tak istotnie wkurwia, jak jęczenie o braku motywacji do robienia czegoś i szukaniu tej motywacji po ludziach.

"Zmotywuj mnie". "Spraw aby mi się chciało". Weź rozbieg, pochyl głowę i wywal "baranka" o ścianę. Robisz coś, bo patrzysz na innych, że powinnaś? Albo, że jest to społecznie nagradzane? Zastanów się, czy nie marnujesz swojego czasu. Czy nie robisz czegoś w nadziei na wirtualne coś, co nawet Cię nie interesuje.

Osiągniesz sukces, gdy będziesz robić coś co kochasz, lub co CHCESZ robić. Kiedy osiągniesz? A czy to ma znaczenie?

Jeżeli wciąż jesteś ze mną, robisz to co robisz, i nie zauważasz swoich sukcesów, to możliwe, że:

a) robisz coś źle,

b) nie patrzysz realnie na to, co robisz.

Jeżeli natomiast nie zadowalają Cię Twoje sukcesy, bo patrzysz przez pryzmat osiągnięć innych ludzi, to:

a) na pewno robisz coś źle,

b) nie patrzysz realnie na to, co zrobiłaś.

To jest TWOJE życie i NIKT nie przeżyje go za Ciebie. Ocknij się, jeżeli spotkają Cię przykre myśli lub chęć do porównywania, czyj sukces jest większy. Ewentualnie aplikuj "baranka" tak długo, aż przestaniesz patrzeć na siebie, jak na ofiarę losu czy nieudacznika.

Jest w Tobie SUKCES. Musisz przestać mu przeszkadzać. Musisz przestać sobie przerywać.

Pochwal się za to, że długo trenujesz - a nie za to, jak mocno czy często. Zauważ ile trening Ci daje, a nie jakie masz maksy. Nie goń za rekordem, bo to często ułuda sukcesu. Podziwiaj i czerp apetyt na życie z ludzi, którzy chwalą się swoimi dokonaniami. Chciej więcej od siebie, by Twoja droga dawała Ci satysfakcję. Dostrzegaj drobne sukcesy i przede wszystkim...
PAMIĘTAJ SWOJE POCZĄTKI.

Możesz tak wiele zrobić, niezależnie od tego skąd startujesz, z czym startujesz lub po co startujesz. Jeżeli jest to bardzo ciemne miejsce pełne samonienawiści i żalu - wyłaź!!! Gdy to Twoje ciało Cię zawodzi - pomóż mu!!! A jeśli głowa zaczyna szukać dziury w całym, to pamiętaj - TO TAK NAPRAWDĘ DUPA. DUPIE SIĘ NIE CHCE. GŁOWIE SIĘ CHCE, TYLKO DUPĘ MASZ WIĘKSZĄ I SĄ ZAGŁUSZENIA.

Jeżeli patrzysz na innych - patrzysz tylko po nabranie apetytu na więcej. Nie po to, by wiedzieć jak mało znaczysz. Jeżeli coś ktoś zrobił, coś udało mu się dokonać - TY TEŻ MOŻESZ. Tylko musisz na to zapracować, a nie tylko o tym marzyć. Nawet, jeżeli brzydzisz się brokatem. Czy coś.



Foty by TaJo, make up by EDYTA, reszta sfilmowanej i obfotografowanej zajebistości to Angelika Przybyłek. Enjoy, if you haven't already.

Komentarze

  1. W punkt! Byłam już w tym bagnie.Na dzień dobry,przed kawą karmiłam się hasłami:"jestem nikim","nie mam motywacji,bo nie mam planów","po .uj mi to".Byłam jednym wielkim (niechce)Misiem.
    Przytyłam,popadłam w kompleksy,zrujnowałam sobie formę...Ale dziś jestem sobą, podniosłam się i staję się silniejsza. Wytarłam gile i podjęłam próbę, a to dziś dla mnie rzecz najcenniejsza.
    Dziękuję za ten wpis ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. MARYNA - tylko tak trzymaj, nie poddawaj się !

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś zajebista!!! Gratuluję i nie napiszę że jesteś moją inspiracją- nie nie. W kettlebell zakochałam się około 8 miesięcy temu i to przez nie Cię znalazłam a konkretnie filmiki na You tube. Wielki szacunek za zaangażowanie i ciężka pracę, która też wykonuję każdego dnia. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
  4. :D cieszę się, że zarażam! Życzę efektów i radości :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę