Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego NIE warto być chudą?

Świat Anoreksji, pisanej przez duże A. Zdjęcia prywatne dziewczyn na restrykcyjnych dietach, zdjęcia modelek ze światowych wybiegów. Oto kilka z ważniejszych punktów - Uwaga! AUTENTYCZNE!

- Jeśli nie jesteś chuda, to znaczy, że nie jesteś atrakcyjna.
- Bycie chudą jest ważniejsze od bycia zdrową.
- Będziesz się głodziła i robiła wszystko co w Twojej mocy, aby wyglądać coraz szczuplej.
- Nie będziesz jadła bez poczucia winy.
- Nie będziesz jadła niczego bez ukarania siebie za to.
- Będziesz liczyła każdą kalorię i ograniczała ich ilość.
- Najważniejsze jest to, co mówi waga.
- To proste: chudnięcie jest dobre, a przybieranie na wadze - złe.
- Nigdy nie jesteś „zbyt” chuda.
- Bycie chudą i niejedzenie są dowodami prawdziwej siły woli.


Jeżeli po przeczytaniu powyższego, poczułaś się zdezorientowana - dobrze. Znaczy, że masz odpowiednie klepki na swoim miejscu. Nie jesteś pewna?
Dlaczego warto być chudą? Bo możesz bez problemu przejść np. pomiędzy ciasno ustawionymi krzesłami.
Przeczytaj to sobie na głos jeżeli masz problem z uwierzeniem, że anoreksja to choroba. Głównie umysłowa.

Za każdym razem gdy spojrzysz w lustro i pomyślisz, że jesteś gruba - pomyśl, że fizyczny ciężar jest lepszy niż umysłowa próżnia.

A teraz bez krygowania się - zmierzyłaś się? Zapisałaś wymiary? Chcesz coś w sobie zmienić? Samym chceniem nic nie zdziałasz. "Chcenie" ma Ci dać klapsa wstania z fotela i poskakania - z nogi na nogę, obunóż (dziwne słowo, nie?), jakkolwiek chcesz - bylebyś skakała 3 minuty.

To Twój pierwszy test.

Jeżeli nie masz SIŁY WOLI zdolnej przepchnąć Cię przez bite 3 minuty, nie jesteś w stanie za wiele zmienić.

Zmiana nawyków żywieniowych swoją drogą, a ćwiczenia swoją. Teraz włącz muzykę. I skacz. 3 minuty. Nie przestawaj. Licz skoki i zapisuj.

Dwa razy dziennie, przez trzy dni.

ŁATWIZNA. POTRAFISZ!!!

Zalicz pomyślnie test i wróć na stronę. Pamiętaj, baby steps. Bez oszukiwania!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę