Przejdź do głównej zawartości

Mniej gadania, więcej trenowania.



Twoja „trucizna” na czwartek/piątek/sobotę
Czas: 10 - 15 min

Ćwiczenia:
1. Przysiady
2. Jaskółka z odbiciem
3. Nóżka bokiem i boczny przysiad (popularnie zwana "HaDziA!")
4. stopień z sumo kolanem

Twoja rozpiska:
Zielona – Każde ćwiczenie po 15 razy na stronę (prócz przysiadów), dwie serie. Zwróć uwagę, by kolana jak najmiej szły do przodu przy każdym ćwiczeniu!

Pomarańczowa – Każde ćwiczenie po 20 razy na stronę, dwie-trzy serie. Nie odstawiaj nogi na ziemię przy jaskółce. Im wyższy ten 'stopień', tym lepsza zabawa! :>

Czerwona – j.w. - trzy czy cztery serie dasz radę? Sumo kolanem to sumo kolanem a nie jakaś popierdółka. Twoje mięśnie brzucha powinny pracować!

Enjoy!



P.S. Jadę na obóz treningowy z Krav Maga. Jeżeli zobaczycie mnie w Szklarskiej Porębie machającą kettlem lub kopiącą we wszystko co się rusza, drzyjcie mordy bez wstydu. Skorzystam z każdej okazji do "podpisania autografu" na kufelku bezczelnie kalorycznego piwa.

JEŻELI zaś jesteście w Warszawie, to MUSICIE przyjść na trening otwarty
14 lipca o 11:00 w miejscu Stadion Skry
do instruktora Marcina. Pot na dupie i banan na pysku gwarantowane.
more info here

Komentarze

  1. No, to miłego kopania i oby do zobaczenia na OT! Szkoda, że o kettlach dowiedziałam się dopiero teraz. Mam poligon zaklepany na 10 rano w sobotę... Cóż, może następnym razem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę