Przejdź do głównej zawartości

Kiedy masz jeden z tych dni

kiedy czujesz, że na Twoich ramionach złożono ciężar całego świata...

RÓB PRZYSIADY

Zdarza mi się namiętnie oglądać programy przyrodnicze o dzikich kotach. Drżę o życie antylopek, dopingując w tym samym czasie skradającego się tygrysa. Podobnie traktuję kobiety mówiące o tym, że chcą schudnąć A NIE POTRAFIĄ. Współczuję im tych dodatkowych kilogramów jak bluzki, na którą rozlał się lakier do paznokci.

Nie pytajcie mnie o diety. Naprawdę. Strata czasu. Jedyna jaką znam, to ta "mediolańskich modelek", gdzie jesz plasterek pomarańczy, płytę paździerzową i pijesz szklankę wody.

Publicznie zaś przyznaję się, że miewam OBŻERKI po godzinie 22:00. Ostatnia, wczorajsza, składała się z jednego pomidora.. haha!... dwóch buł* (bułki to ich mniejsze siostry), PUSZKI tuńczyka w oleju, dwóch kopiastych łych majonezu (pełnotłustego), połowy słoika kaparów oraz jednej wspaniałej tłustej mozzarelli złożonej wyłącznie z tłuszczu.

ZANIM powiesz, że to przecież żaden wyczyn, policz wartość tego posiłku. Potem zastanów się nad dietą "1000 kalorii" i policz, kiedy wypada mój następny posiłek. Mi wyszło na połowę września.

Jasne, że potrzeba diety by szybciej zobaczyć rezultaty ćwiczeń. Trzeba jednak nie traktować uczucia permanentnego głodu jako choroby. Trzeba przyzwyczaić się do tego, że "to dobre" musi się zmarnować* (*nie trafić do naszego brzuszka). Boli serce, bolą oczy, a wola musi być niezłomna.

Wtedy jednak zaczyna padać, ktoś Ci przykrość robi, wszystko leci Ci z rąk, a gdzieś tam umiera mały kotek.

Kiedy więc jest Ci źle, bo jesteś gruba - nie myśl o dietach. Myśl o tym, by zmniejszać porcje które jesz, i zwracać uwagę na to co jesz. Jesteś kumata, więc nie szukaj cudu. Dieta to nie wpierdalanie wszystkiego co smaczne, a nie jakieś tajne techniki wpierdalania tego co smaczne. I tak, kalorie istnieją i to one zwężają Ci ubrania.

NIE MYŚL "przechodzę na dietę". Wtedy w sposób *magiczny* jesz naprawdę więcej. W końcu lata ewolucji są mądrzejsze.



Twoja nowa „trucizna”
Czas: 10 minut

Ćwiczenia:
1. Brzuszki twarzą w dół
2. Przysiady
3. Przysiady bez nóżki (na obie nóżki)
4. Brzuszki na piłce

Twoja rozpiska:

Jeżeli nie masz piłki (nie masz? naprawdę nie masz?) wykorzystaj kanapę (kanapę na pewno masz)

Brzuszki twarzą w dół możesz zamienić na łatwiejsze ćwiczenie: ta sama pozycja, ale podciągasz raz jedno kolano pod brodę, raz drugie. Nie radzę obu jednocześnie bez piłki.

Przy przysiadach Twoje kolana nie idą w przód, to Twój tyłek idzie w tył. Najgorzej będzie z jedną nogą - kolano pójdzie w przód ALE nie przekroczy linii Twoich palców. Jasne?

Zielona: 2 serie po 10 powtórzeń
Pomarańczowa: 4 serie po 20 powtórzeń
Czerwona: ty to właściwie do śmierci. Jedziesz!

Komentarze

  1. Powtórzę się, ale jesteś po prostu MEGA!!!! Twoje posty są niesamowite. Nie myślałaś przypadkiem o napisaniu książki?? Twoje wpisy kojarzą mi się z książką "Dziennik Bri dget Jones" tylko w wersji silna babka, a nie taka cipowata Bridget. Humor podobny. Najlepszy blog z jakim kiedykolwiek się zetknęłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję. Gdyby tłuszcz topił się pod wpływem takich komplementów, teraz widać by mi było wszystkie mięśnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah! I'm really loving the template/theme of this site. It's simple, yet effective. A lot of times it's difficult to get that "perfect balance" between superb usability and appearance. I must say you've done a excellent job with this. Also, the blog loads extremely fast for me on Internet explorer. Excellent Blog! muscle building workouts for men

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę