Przejdź do głównej zawartości

Porażka narzeka, Sukces trenuje.

Mój wąż zmienił czas na zimowy. Nie wiem czy jestem głodna, czy robię zapasy, ale jem więcej, kaloryczniej i bez sensu. Trochę mnie to denerwuje. Bardziej jednak mnie denerwuje "Ale przecież ty to spalisz" oraz "TY to MOŻESZ". Tak jakby moje ciało kalorie opuszczały wraz z praktykowaniem tao żywienia.

Bądźmy rozsądni. Problem z obżeraniem się nie staje się DOPIERO problemem, gdy człowiek już jest tłusty. Staje się problemem już na starcie. Całodniowa głodówka pod wpływem wyścigu szczurów, a późniejsze nadrabianie na wieczór, powinno zostać wyryte jako przykazanie na kamiennej tablicy zaraz za "Nie zabijaj". "Nie rozpieprzaj systemu." - na przykład. A system jest taki, że często i mało i ze zdrowym rozsądkiem (niestety, pięć batoników dziennie nie jest tu systemem).

Spoko, ja rozumiem i również ubolewam nad tym, że NIE DAJESZ RADY tak się odżywiać. Chcę Ci tylko napisać, do czego prowadzi całodniowe niejedzenie. Prowadzi do hipoglikemii. Jeżeli więc olewasz swoje zdrowie celem zbicia wagi lub utrzymania jej na niskim, glizdowatym poziomie, nie zdziw się, że koło 40stki Cię sieknie. Nic w naturze nie ginie i wszystko gdzies tam krąży.

Tak, zgoogluj hipoglikemię.


Nie, nie mam hipoglikemii, ale mam taką osobę ćwiczącą, której URATOWAŁAM ĆWICZENIAMI ŻYCIE (tak to sobię tłumaczę, nie cytuję).

Wracając jednak do węża, to najwidoczniej uodpornił się na zieloną herbatę i chyba muszę wyciągnąć przeciwko niemu większy kaliber - yerba mate. Podobno jest ona tak paskudna, że zabija węża strzałem w łeb, przy okazji jednak niszczy kubki smakowe. Jeżeli znasz jakąś odmianę dla POCZĄTKUJĄCYCH, coś oprócz smaku "popiół w pysku", proszę, napisz do mnie.

Przy okazji - są koszulki! Dla Strong Girls Team oczywiście taniej: 40zł krótki rękaw, 45 długi rękaw. Jeżeli więc byłaś niegrzeczną dziewczynką radzę Ci kupić sobie prezent do tej rózgi - zamówienia przyjmuję na maila.



 

Need some inspiration..?


Komentarze

  1. W związku z tao żywieniem... w jednej z książek dopatrzyłam się rozdziału pt. "nie jesteś tym co jesz lecz tym co myślisz o tym co jesz" :D ...nie dziwię się zatem że ci yerba nie smakuje skoro już na starcie utożsamiasz ją z popiołem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakieś czas temu w czasie pogaduszek u fryzjera z dietetykiem dowiedziałam się, że yerba mate okazuje się NIEZDROWSZA od palenia tytoniu. Większość uzasadnienia jednym uchem wleciała, drugim wyleciała. Wybacz inżynierowi, biologiczny bełkot nie trzyma się długo głowy. Pointa jest taka: yerba mate to dość nowy wynalazek dla Europy przynajmniej, więc dopiero teraz pokazały się wyniki długoletnich badań.
    Zielona herbata jest bardzo dobra, ale parzona "luzem", a nie w tej okropnej papierowej torebce. Poza tym jest tańsza (60zł/kg) od torebkowanej (100zł/kg lub więcej). Żeby fusów nie łykać i żeby nie kisiły się w nieskończoność, kup sobie specjalne sitko, np. taką bombkę na łańcuszku, jak piłeczkę ping-pongową. I nie kiś herbaty dłużej niż 5 minut. Dłużej można tylko ziółka, której nie zawierają liści herbaty, same zioła. Działa, serio! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jak Ci cierpnie japa od yerby, to może Ci wjedzie Club Mate, co prawda jest w tym cukier, ale całkiem spoko w smaku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogłaszam, że yerba świetnie pomaga w walce z moim zimowym wężem!

    P.S. Ange, świetny blog! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. http://www.yerbamarket.com/product-pol-3371-Yerba-Mate-Taragui-Vitality-Natural-Way.html
    (nie promuję tego sklepu, to tylko przykład)

    Świetna, polecam też czerwoną herbatę PU ERH o smaku grejpfrutowym :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tą hiperglikemią przestrzeliłaś kompletnie. Pomyliłaś przyczynę ze skutkiem.
    Co nie znaczy, że dieta nie ma z tym związku. Owszem ma, przeładowanie organizmu węglowodanami skutkuje zaburzeniami poziomu insuliny, w konsekwencji cukrzycą a dalej możliwa jest także hiperglikemia.
    Tylko inna jest sytuacja cukrzyka, gdzie w ciągu dnia trzeba kontrolować poziom insuliny, stąd konieczność regularnych posiłków o odpowiednim składzie, a inna osoby zdrowej.
    Wśród diet które regulują właściwie poziom insuliny w organizmie są generalnie diety nisko węglowodanowe, czy też diety o niskim indeksie glikemicznym. Wśród nich jest np. dieta paleo (sporo odmian) która polega właśnie min. na takim stylu życia jaki krytykujesz, czyli w ciągu dnia bieganinie i szamaniu na wieczór. Oczywiście szamaniu właściwych potraw, a nie wpieprzaniu wszystkiego co popadnie. Nie grozi ona ani cukrzycą, ani hiperglikemią, no chyba, że na koniec dnia czyjeś posiłki będą się składać z puszki lodów, dwóch tabliczek czekolady i jeszcze innego węglowodanowego gówna ;-)

    Co do Yerby to na początek polecam Rosamonte, intensywnie pobudza, ale jest łagodna w smaku. Pamiętaj o zalewaniu wodą o odpowiedniej temperaturze, warunek konieczny, oraz że pierwsze zalanie może nie smakować, niektórzy nawet je wypluwają z ust.

    OdpowiedzUsuń
  7. ale ekstra koszulka!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisałam o hipoglikemii, nie hiperglikemii ;)

    Btw. krytykuję głodówkę i obżarstwo - nie ma to żadnego związku z moim poglądem na temat kiedy jeść - kiedy nie jeść. Znam instruktora kettli który w ciągu dnia tylko pije, a na noc je posiłek ze średnio trzech posiłków - a robi wciąż progres, pomimo bycia po 40stce.

    OdpowiedzUsuń
  9. rosamonte na początek będzie dobra, ale nie licz na brak smaku ściery do butów zmieszanej z popiołem ;)
    też od niej zaczynałam i jestem teraz mądrzejsza o milion grymasów twarzy :>
    kup siluetę, jest łagodna, troche słodka nawet - ale pierwsze zalanie też wykręca ;) ew. jakąś ze smakowych pomarańczową czy inny badziew :)
    a do picia to wiadomo tykwa+bombilla inaczej będziesz wybierać zielsko z zębów do wielkanocy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. git! idę się obkupić. dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę