Przejdź do głównej zawartości

I dont speak Russian but Im in love!...

Czasami dobrze jest wejść i poczytać komentarze na youtubie (to powyżej, to pisownia oryginalna). Czasami jednak nie. Czasami nie mamy poważniejszych problemów niż "Co on powiedział, co ona napisała". Czasami się przejmujemy bzdurami. Czasami cały nasz świat polega na problemie ze swoim wizerunkiem. Ale, jak powiedział kapitan Jack Sparrow, problemem nie jest problem, problemem jest Twoje podejście do problemu.

Jeżeli chcesz coś ze sobą zrobić, ale nie robisz nic bo ciągle szukasz "za" i "przeciw", to będziesz stała w tym nieszczęśliwym miejscu, z którego chcesz się wydostać.

Gdzieś tam zawsze będzie przewijał się wątek czemu mam takie grube nogi, dyndający brzuch czy płaską dupę (or whatever). Na każdy temat można powiedzieć zawsze coś niemiłego, chyba że jest się Polyanną. Jesteś Polyanną? Nie musisz udawać, że żadna opinia na temat Twojego wyglądu Cię nie obchodzi. Nie przejmuj się jednak wszystkim co widzisz i słyszysz, bo tracisz swój czas. Czasu nikt Ci nie zwróci.

Tyle się w mediach mówi o walce z anoreksją w świecie mody i o potępianiu fotoszopowanych zdjęć w gazetach, a jak przejdzie się człowiek po galerii handlowej, to wszędzie jak było - tak jest. Wysokie manekiny z lśniącego, gładkiego plastiku, ze sterczącymi cyckami, chudymi ramionkami, bez żeber i miejsca na wątrobę. A potem Ty - wbijająca się w ciuchy, które szyją na kobiety bez pulsu. Mniejsza bieda, gdy lustro w szatni wyszczupla. Większa, gdy jeden łach jest za szeroki w dziwnych miejscach, a drugi za wąski w innych.

Zaczynasz wątpić, czy wszystko z Tobą w porządku, gdy jedno wisi a drugie się wciska.

I facet Ci potem powie, że bez zakupów żyć nie umiesz - podczas gdy są chwile, gdy jesteś bardzo bliska wepchnięcia sprzedawczyni bluzki w gardło, lub inny, mniej szlachetny, otwór. Sama wiesz, rozpacz. Za krótkie nogi, za duży biust, za mało w biodrach, za dużo w pasie, za cienkie, za grube, a jeszcze nie doszliśmy do ceny!

Mimo iż to złe/głupie/niewłaściwe, nasza pierwsza ocena drugiej osoby zawsze idzie "po wyglądzie". Czy więc za szalonymi, czasem desperackimi próbami zmiany naszej figury nie stoi fakt, że chcemy dobrze wyglądać w ciuchach szytych w Chinach, Indiach i Kambodży? Trudno jest każdy ciuch dopasować do siebie - już chyba łatwiej dopasować siebie do danego rozmiaru w danej sieciówce. I teraz wyobraź sobie, że ciuchy są od początku szyte na realne rozmiary. Że manekiny, oprócz rozmiaru 34 i 36, wyglądają też tak:







Zmniejszyło by to hejting wśród koleżanek, gdyby każda wyglądała dobrze w ciuchach, a nie tylko te wysokie i szczupłe? Zmniejszyło by wrogość do innych i samych siebie?

Swoją drogą to ciekawe zjawisko, że nie spotkałam się nigdy z męskim manekinem, który byłby podobny do 90% mężczyzn nas otaczających. Nikt jakoś nie zauważył, że męskie manekiny idą swoją drogą, a męskie ciuchy swoją? Panowie z brzuszkiem, o wąskiej dupie, bez łydek i z cyckami nastolatki nie mają problemu w sieciówkach. WTF?



Wygląd ma znaczenie. Tyle że różne, dla różnych osób. Nie wszystkim podoba się to samo. Zmierzaj do swoich celów i rób to, co sprawia Ci przyjemność. Życie jest krótkie. Nie żyj marzeniami o sześciopaku na brzuchu, pożerając paczkę chipsów. Zawsze Cię to tylko unieszczęśliwi.

Komentarze

  1. ~odciskacz palców22 września 2013 13:48

    Nie od dziś wmawiają ludziom, że zasługuje się na miłość tylko, gdy odnosi się sukcesy. A sylwetka 34 to już sukces, bo kontrola + dyscyplina i jest efekt. Najlepiej zrobić z ludzi maszyny i nie będzie problemu z ubraniami, wszak metalowa zbroja dopasuje się idealnie, jak się ją dobrze przyspawa.
    Cóż wyglądam jak te panie na powyższych manekinach i pomimo usilnych prób zaakceptowania tego faktu podczas zabawy ze skakanką, nadal nie wiem czy jest sens. W końcu czy racja ogółu nie jest ważniejsza...? ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbrew pozorom, te wysokie i szczupłe też nie mają kolorowo na zakupach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to prawdziwe...całe moje drosłe życie spędzałam pracując wśród nastolatek i czułam się jak wieloryb...bo znajomi z pracy byli ode mnie 2,3 razy starsi i nie miałam porównania...od niedawna pracuje w nowym miejscu z ludźmi w moim wieku i nagle odkrywam, ze jestem dla facetów po 30 atrakcyjna, mimo rozmiaru 40/42- co ogólnie w tv jest uznawane za bycie waleniem ( kto to wymyślił?). Na dodatek jest to praca w branży odzieżowej i pracuje z manekinem...w rozmiarze 44 :) Nie uwierzycie jak to zmienia postrzeganie siebie...niby nic...manekin rozmiar 44 ;) I może to dziwne, ale nawet dieta czy ćwiczenia teraz przychodzą jakoś łatwiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Russian... Uśmiałam się serdecznie! :)
    A tak poza tym, to dlaczego zniknął "Tajny trening na mięśnie brzucha"? I fota w zakładce "Pole Dance" Ci się rozjechała- ach, ten onet...

    OdpowiedzUsuń
  5. a gdzie można takie manekiny kupić? (możesz mi jakiegoś ukraść?)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeżeli jesteś sławnym ryjem - niestety tak. jeżeli zwykłą kurką - ja tam nie czuję aż takiej presji by przejść na dietę, wyrzeźbić się i wkurwiać koleżanki. pardon my french.

    OdpowiedzUsuń
  7. Raczej nie...bo mamy jednego i podobno jest dość drogi, a ja bym jednak chciała mieć wypłatę :D Właśnie nie wiem gdzie go kupili....jest firmowy :) Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie widziałam takiego manekina :D Nazwałam ją Stefania i ją uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Drapieżniki tak mają. :D Chcę trening brzucha z powrotem!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę